Nie zawsze musi chodzić o niespełnione ambicje. Częstokroć podobne zachowanie motywowane jest miłością do dziecka, tyle że tą, poniekąd, niezdrową miłością. I pragnieniem dla niego tego, co najlepsze, zgadza się, że często w zgodzie z własnymi, nie jego, ambicjami, ale chyba każdy z nas kreśli w głowie wizje przyszłości swoich własnych dzieci. Bez względu na to czy się je już posiada czy nie :-)
Poza tym ja swoim dawałam b. w kość, nie pozwalałam żeby ktokolwiek mną rządził, bo ceniłam sobie bardziej samodzielność i zaradność (może dlatego, że starano mi się ją odebrać) niż więzi rodzinne, przy czym byłam b. wyrachowana, a że rodzic "silniejszy", nie mogąc sobie poradzić z dzieckiem, uciekał się do "dyktatury". Ale o tym myśli się później, zwłaszcza kiedy dzieciak zaczyna spuszczać z tonu i rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. I może to wyglądać właśnie tak:
Rodzice nie wynajdywali mi jakiś bzdurnych zadań - jeśli mieli jakieś zastrzeżenia odnośnie mojego wyjścia to najzwyczajniej w świecie mi o tym mówili. To stwarzało możliwość przedstawienia swoich racji każdej ze stron,bez konieczności "wychowywania" siebie nawzajem.
Podejrzewam, że jak Kasi przybędzie troszkę lat, Jej stosunki z Mamą naturalną koleją rzeczy też się zmienią. Oby na lepsze.