Wielu jest doradców typu "ja to se ide na impreze, mówie tylko starym, że ide i looz, też tak zrób" albo "ja to sie nie pytam, tylko biore kluczyki od samochodu i jade, nikt się potem nie przejmuje". Niestety, to nie jest takie proste. I nie zdają sobie ci doradcy sprawy, że tak jest bardzo ciężko albo po prostu ten numer nie przejdzie! Kłócić się można, ale czy codziennie? Czemu wracać do domu w którym panuje tak napięta atmosfera, że strach się bać? Można przyzwyczajać rodziców, można robić awantury co jakiś czas, kiedy przegną pałę albo sprawa jest naprawdę poważna.
Ja też miałem rygor w domu ale stopniowo, pomaluśku, powoli zacząłem się wyzwalać. Dzięki paru osobom to się stało, gdybym ich nie poznał to bym teraz żył pewnie sam i bym był zajebistym dzieckiem mamusi i tatusia, posłusznym w każdym calu, siedzącym cichutko w domu i wychodził tylko do szkoły.
Moja mama jest bardziej "tolerancyjna" od ojca. Gdy się buntowałem, to ona mnie potrafiła uciszyć i powiedzieć, że lepiej jest "dyplomatycznie" załatwiać sprawy niż krzykiem. I ma (poniekąd) rację.
I tak się sprzeciwiałem, buntowałem i broniłem swego zdania. Trochę się źle czułem, gdyzło mnie tam coś w środku ale dopiąłem swego i teraz po kilku latach walki nie jest tak źle.
Roszpunka - wiem, co czujesz. W Twoim przypadku jest naprawdę przesrane.

Ale nie znaczy to, że się nie da. Mi też mówili "dopóki mieszkasz z nami, masz nas słuchać". I jakoś nie posłuchałem, aż w końcu się przestali przejmować, gdyż zobaczyli,że nie jest tak źle jak se to wyobrażali!! I do tego należy zmierzać - nie posłuchać ale przekonać, że tak jest też dobrze i dalej można żyć w zgodzie, choć przez pewien czas w niezgodzie. Nie wierzę, żeby Cię rodzice mieli czelność wyrzucić z domu. To jest takie zagranie psychologiczne tylko.

Nie wyrzucili by Cię z tego samego powodu, dla którego Ty nie chcesz robić srogiej awantury - dla spokoju sumienia.

Weź sobie to do serca i miej więcej odwagi STAWIAĆ NA SWOIM. Powoli, powoli, musi się udać! Musisz wykazać sie dyplomacją, przekonaniem, ale także uporem, determinacją i odrzucić wyrzuty sumienia!
Taki już jest ten świat, że mamy kochających rodziców, którzy nie chcą by ich pociechy stały się dorosłe. Za wszelką cenę będą się starać niektórzy, żeby tak było wiecznie i synuś czy córeczka trwały przy mamusi i tatusiu. A powinnością dziecka jest uwolnienie się od tego, wyfrunięcie z gniazdka i nauka latania!
A co do gumek - no cóż, nie każdy wacuś lubi ich obecność, dusi się w nich.
Ale spróbuj sama mu nakładać, niech on trzyma koniuszek ze zbiorniczkiem ściśnięty, przyłożony do fiutka, a Ty powoli, powoli zsuwaj ale tak by go przy okazji popieścić.

Żyję tym co czuję, z życia biorę to, co mi smakuje.
Szukam i znajduję. Nie dołuję, kiedy mi brakuje.
Lubię, siebie lubię, co chcę robię i co myślę mówię.
Prostą idę drogą i niczego już nie boję się.