Postautor: Raffi » 30 gru 2004, 10:03
Tak gdzie zaczyna się wątpienie, zastanawianie się, czy tej drugiej połowie zależy tak jak Tobie, czy Tobie zależy, cze tego chcesz, czy On/Ona nie zdradza itp tam już wiadomo, że jest szansa na katastrofę. Co robić? Może doświadczony nie jestem, ale moim zdaniem można wiele robić... przede wszystkim być szczerym i uczciwym wobec Tej osoby (w to wchodzą takie rzeczy jak nie zmuszanie się do niczego, nie granie kogoś kim się nie jest itp - takie rzeczy narosną zawsze do rozmiaru katastrofy i wybuchną - wcześniej czy później)... miłość jest jak budynek, ślub jest dachem, a fundamentem wzajemne zaufanie i szacunek. Jak tego nie ma, to cała reszta gówno jest warta.
Druga rzecz, to trzeba okazywać uczucia i zauważać uczucia Drugiej Osoby... Kochasz Ją/Jego? To okaż to, tak by Ta Druga Połowa była tego pewna na więcej niż 100%. To nie trudne... czasem mały kwiatek z chęci, nie z okazji, czasem wyjazd pod pracę by z niej odebrać... nie musisz od razu kupować futra z norek, bo takie szczegóły dają więcej radochy niż jakiś zwierzak, co go można na plecy założyć.
Gorzej jest jak zaczynasz wątpić, czy związek ma sens, czy On/Ona w ogóle się stara... czy umie się zaangażować itp, bo na to nie masz wpływu. Można rzecz jasna pogadać o tym, ale jak Druga Połowa nie umie okazać uczuć (choćby i Cię kochała na śmierć) to zwątpisz w tą całą miłość i się rozpadniecie - soon or later. A żeby nie wątpić - trzeba obserwować. Może ta druga osoba nie kupuje Ci mercedesa, ale jak co drugi dzień stara się np pojechać do Ciebie pod pracę na drugi koniec miasta by Cię odebrać to już nie jest przypadek. Miłe niespodzienki TRZEBA po prostu doceniać, zauważać... nawet gdy ktoś kupi Ci 27 sweter, a Ty lubisz chodzić w bluzach DOCEŃ, że w ogóle chciałą/chciał Ci coś dać od siebie... z serca. Nie docenianie ludzi rodzi frustracje, zwątpienie... stąd już tylko krok.
Po trzecie trzeba ze sobą przebywać... rozmawiać.. to się częściowo wiąże z dwoma punktami wymienionymi wcześniej, ale 'Być z kimś' nazywa się tak, a nie inaczej właśnie dlatego, że trzeba z kimś BYĆ - fizycznie. Związki na odległość niestety w 90% przypadkó rozpadają się jeszcze przed ich rozpoczęciem (zdarzają się chlubne wyjątki). Jak ktoś się 'zaręcza' to ZARĘCZA On/Ona, że będzie dla tej Drugiej Osoby nie tylko fizycznie obok, ale i Duchowo - podporą w złę dni, pocieszeniem, tym czym nie może być nikt ani nic innego.
I w końcu po czawrte trzeba do tego podchodzić na luzie. Jak to napisał Mysiorek :564: 'trzeba być censored jednak'. Czasem bywa tak, że im bardziej się człowiek stara, im bardziej tamta Druga połowa pewna jest, że co by nie zrobiłą to i tak będziesz, to niestety zaczyna dokazywać. Wtedy albo się wrzuci na luz, albo osiwieje i zacznie strzelać do ludzi. Gdy wszystko gaśnie, trzeba zaufać iskierce nadziei i pamiętać, że Kobieta (w zasadzie z facetami jest tak samo - choć się nie przyznają) jest najsilniejsza gdy jest kochana, a najsłabsza gdy kocha. Gdy ta siła i słabość nie jest w rónowadze, to niestety nie jest dobrze... Człowiek ma w genach wykorzystywanie siły, a więc i przewagi nad tą osobą, która Kocha "bardziej". By byłą rónowaga czasem trzeba jednak wrzucić luz, odpocząć od siebie itp... nie dużo, ale z umiarem. Jak to napisano 'z miłością jest jak z jedzeniem - odrobina chłodu utrzymuje je świeże na dłużej'
A co do ślubu, bo nieco za daleko od tematu odszedłem... gdy te warunki co napisałem są spełnione, to na pewno już sam poczujesz, czy powinieneś/powinnaś, czy nie. Choć tak naprawdę to ślub do miłości jest jak koło zapasowe do samochodu... niezbyt potrzebne do jazdy :-P Jak się kocha to można żyć bez i czasem nawet jest lepiej, bo po ślubie często zdarza się takie odprężęnie..."uffff... Ona/On już i tak ze mną będzie. Nie muszę nic już robić". Tzw 'życie na kocią łąpę' takich wad nie ma... staracie się oboje, chcecie ze sobą być - jesteście. Jak nie, to zawsze droga jest wolna...