Traumy z dzieciństwa, głód miłości i toksyczne związki
Moderator: modTeam
Traumy z dzieciństwa, głód miłości i toksyczne związki
Witajcie
Jestem dwa miesiące po rozstaniu z moją byłą już dziewczyną. Byliśmy razem 4 lata, były plany i wspólne cele, jednak w nowej pracy szybko zakręciła się koło 15 lat starszego od niej "kolegi" i kiedy dowiedziałem się o kłamstwach i jej flircie z nim bez słowa odeszła do niego. Potraktowała mnie jak śmiecia, straszliwie bolało i dalej boli, ale nie w tym rzecz.
Już podczas trwania związku doszedłem do wniosku, że to wszystko nie było tak jak być powinno. Nie szanowała mnie, nie szanowała moich potrzeb. Ona była zawsze najważniejsza, a wszystko to o czym mówiłem i co było dla mnie ważne skutecznie ignorowała. Przykładów mógł bym podać wiele, przede wszystkim jednak chodziło o brak bliskości między nami, o to że ona ignorowała mnie i moje potrzeby, o jej brak zaangażowania mimo moich codziennych poświęceń. Ja zatraciłem się w tym związku, byłem od niej uzależniony ( do dzisiaj jestem ? ) Było mi cholernie źle, wpadałem w stany depresyjne, byłem nieszczęśliwy i czułem się niekochany i zaniedbywany... ale nie chciałem odejść. Próbowałem walczyć o swoje, ale i tak w końcu godziłem się na to, co mi rzuciła. Było mi z nią źle, ale panicznie bałem się rozstania. Cieszyłem się, że miałem do kogo pojechać, miałem na kogo czekać po drzwiami i kto z łaski raz na jakiś czas okazał mi troche miłości. Wiedziałem, że to mało, ale karmiłem się tym, co mi dała.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że problem tkwi chyba głównie we mnie. Po pobieżnej analizie doszedłem do wniosku, że przyczyną mojego podejścia może być sytuacja rodzinna. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem 3 lata. Wychowała mnie mama, a z tatą do dziś mam mizerny kontakt ( 1-2 godziny w miesiącu + smsy i telefony raz na jakiś czas ) W domu zawsze czułem pustkę, bardzo za nim tęskniłem. Z normalnego życia rodzinnego mam może jeden czy dwa urywki w pamięci, z racji tego, że byłem za mały żeby cokolwiek zapamiętać sprzed rozwodu rodziców. Życie w rozbitej rodzinie to nic przyjemnego.
Zastanawia mnie moje położenie dzisiaj i to jakie będzie moje przyszłe życie. Nienormalnie cierpię po rozstaniu z kimś, kto nie był dla mnie dobry. Wegetuję, żyje z minuty na minutę, miewam myśli samobójcze. Byłem u psychologa, ale ten stwierdził, że to normalny ból po stracie i że to minie. Czuje się sam na tym świecie, brakuje mi kogoś bliskiego, z kim mógł bym o wszystkim porozmawiać, przytulić się i kim mógł bym się opiekować ale także kto opiekował by się mną. Czasami mam wrażenie, że emocjonalnie jestem jak takie małe dziecko bezwarunkowo oczekujące miłości od rodziców, przy czym ja tej miłości szukam już gdzieś indziej. Oddał bym wszystko za kogoś kto okazał by mi choć odrobinę miłości jednak zdaję sobie sprawę, że jeżeli owy deficyt z dzieciństwa będę próbował wypełnić sobie jakimś związkiem, to zawsze będą to toksyczne relacje. Jeżeli ktoś okaże mi dobroć to wpadłem jak śliwka w kompot, wiem to już dzisiaj.
I teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ? Co sądzicie o terapiach dla ludzi z rodzin dysfunkcyjnych ? W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
Jestem dwa miesiące po rozstaniu z moją byłą już dziewczyną. Byliśmy razem 4 lata, były plany i wspólne cele, jednak w nowej pracy szybko zakręciła się koło 15 lat starszego od niej "kolegi" i kiedy dowiedziałem się o kłamstwach i jej flircie z nim bez słowa odeszła do niego. Potraktowała mnie jak śmiecia, straszliwie bolało i dalej boli, ale nie w tym rzecz.
Już podczas trwania związku doszedłem do wniosku, że to wszystko nie było tak jak być powinno. Nie szanowała mnie, nie szanowała moich potrzeb. Ona była zawsze najważniejsza, a wszystko to o czym mówiłem i co było dla mnie ważne skutecznie ignorowała. Przykładów mógł bym podać wiele, przede wszystkim jednak chodziło o brak bliskości między nami, o to że ona ignorowała mnie i moje potrzeby, o jej brak zaangażowania mimo moich codziennych poświęceń. Ja zatraciłem się w tym związku, byłem od niej uzależniony ( do dzisiaj jestem ? ) Było mi cholernie źle, wpadałem w stany depresyjne, byłem nieszczęśliwy i czułem się niekochany i zaniedbywany... ale nie chciałem odejść. Próbowałem walczyć o swoje, ale i tak w końcu godziłem się na to, co mi rzuciła. Było mi z nią źle, ale panicznie bałem się rozstania. Cieszyłem się, że miałem do kogo pojechać, miałem na kogo czekać po drzwiami i kto z łaski raz na jakiś czas okazał mi troche miłości. Wiedziałem, że to mało, ale karmiłem się tym, co mi dała.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że problem tkwi chyba głównie we mnie. Po pobieżnej analizie doszedłem do wniosku, że przyczyną mojego podejścia może być sytuacja rodzinna. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem 3 lata. Wychowała mnie mama, a z tatą do dziś mam mizerny kontakt ( 1-2 godziny w miesiącu + smsy i telefony raz na jakiś czas ) W domu zawsze czułem pustkę, bardzo za nim tęskniłem. Z normalnego życia rodzinnego mam może jeden czy dwa urywki w pamięci, z racji tego, że byłem za mały żeby cokolwiek zapamiętać sprzed rozwodu rodziców. Życie w rozbitej rodzinie to nic przyjemnego.
Zastanawia mnie moje położenie dzisiaj i to jakie będzie moje przyszłe życie. Nienormalnie cierpię po rozstaniu z kimś, kto nie był dla mnie dobry. Wegetuję, żyje z minuty na minutę, miewam myśli samobójcze. Byłem u psychologa, ale ten stwierdził, że to normalny ból po stracie i że to minie. Czuje się sam na tym świecie, brakuje mi kogoś bliskiego, z kim mógł bym o wszystkim porozmawiać, przytulić się i kim mógł bym się opiekować ale także kto opiekował by się mną. Czasami mam wrażenie, że emocjonalnie jestem jak takie małe dziecko bezwarunkowo oczekujące miłości od rodziców, przy czym ja tej miłości szukam już gdzieś indziej. Oddał bym wszystko za kogoś kto okazał by mi choć odrobinę miłości jednak zdaję sobie sprawę, że jeżeli owy deficyt z dzieciństwa będę próbował wypełnić sobie jakimś związkiem, to zawsze będą to toksyczne relacje. Jeżeli ktoś okaże mi dobroć to wpadłem jak śliwka w kompot, wiem to już dzisiaj.
I teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ? Co sądzicie o terapiach dla ludzi z rodzin dysfunkcyjnych ? W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
ja miałam troche inną sytuację...byłam z facetem, który w dzieciństwie był oczkiem w głowie, taki mega wylulany.....i niestety ode mnie oczekiwał tego samego, żebym była jak mama, czy babcia, które tak bezgranicznie kochały, na wszytsko pozwalały, którym mozna było wejsc na głowe, a one były zachwycone bo kochany synek wnusio tak ładnie się bawimarekkkkk pisze: teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ? Co sądzicie o terapiach dla ludzi z rodzin dysfunkcyjnych ? W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?

dla takich ludzi też by mogła być jakaś terapia....
Ode mnie oczekiwał tego samego, żebym była jak mama, czy babcia, które tak bezgranicznie kochały, na wszytsko pozwalały, którym mozna było wejsc na głowe, a one były zachwycone bo kochany synek wnusio tak ładnie się bawi
Mi nie o to do końca chodzi. Nie oczekuje, że ktoś będzie na moje każde skinienie, że będzie tańczył koło mnie jak mu zagram. Nie potrzebuje niańki czy matki teresy.
Głód bycia kochanym u mnie objawia się troche inaczej. Potrzebuje być z kimś blisko, nie tylko fizycznie ale i duchowo. Chce czuć, że moge na kogoś liczyć, chce być dla kogoś ważny. Chce kochać i opiekować się kimś, dbać o kogoś, ale i też być kochanym. Chce czuć emocjonalną stabilizację, wiedzieć, że ta osoba jest ze mną dzisiaj i będzie za miesiąc czy rok.
marekkkkk pisze:Głód bycia kochanym u mnie objawia się troche inaczej. Potrzebuje być z kimś blisko, nie tylko fizycznie ale i duchowo. Chce czuć, że moge na kogoś liczyć, chce być dla kogoś ważny. Chce kochać i opiekować się kimś, dbać o kogoś, ale i też być kochanym. Chce czuć emocjonalną stabilizację, wiedzieć, że ta osoba jest ze mną dzisiaj i będzie za miesiąc czy rok.
przepraszam że napisałam tak jak napisałam, ale to chyba wynika z faktu, że nie mam dobrychw spomnien z tamtego czasu (nie tylko z powodu o którym pisałam) w sumie powiem tak....moj były mówił dokładnie tak jak Ty, że takie są jego oczekiwania, problem polegał tylko na tym, że nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób do spełnienia tych swoich oczekiwań dązył....
z Toba widzę nie jest źle bo zdajesz sobie sprawę z tego, że jakiś problem z tym masz.....Często przy okazji kłótni z facetem słyszałam, ze jak ktos ma miękkie serce to musi miec twardą d... coś w tym jest... ty chyba tez trochę jesteś takim przypadkiem....myślę, że jesli jest chęć pracy nad sobą to juz pozostaje tylko kwestia trafienia na odpowiednia kobiete...
Ostatnio zmieniony 20 paź 2008, 13:17 przez agata, łącznie zmieniany 1 raz.
agata pisze:Moj były mówił dokładnie tak jak Ty, że takie są jego oczekiwania, problem polegał tylko na tym, że nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób do spełnienia tych swoich oczekiwań dązył....
Cóż... ja mówiłem jej o swoich potrzebach, mówiłem, mówiłem, mówiłem, ona przyznawała mi rację ale niczego to nie zmieniało. Była poprawa na jeden, max dwa dni i na tym był koniec. I tak wracaliśmy do tego tematu ( ja wracałem, bo ona nie miała nigdy nic do powiedzenia ) kilkaset razy a ja łudziłem się że za którymś razem coś się zmieni, że moje potrzeby zaczną się liczyć. Oczywiście ona sama przyznawała, że mnie zaniedbuje, ale nie przeszkodziło to w skoku na bok. Tyle.
nie wiem ja juz nic więcej w temacie nie wniosę.....jak czytam co piszesz to mam wrażenie że czytam słowa mojego byłego
sama się przekonałam na własnej skórze, że bycie z człowiekiem wymagającym tak wielkiego zainteresowania nie jest dla mnie....może a twoja byłą dziewczyną było tak samo.....ja nie mogłam zrozumiec, jak to jest, ze okazuje uczucia a on wciaz mówi, ze mu mało, że nie tak, ze sie nie staram, bo wciąz przyrównywał mnie do obrazu swoich bliskich.....ja tego nie wytrzymałam....

agata pisze:może a twoja byłą dziewczyną było tak samo.....ja nie mogłam zrozumiec, jak to jest, ze okazuje uczucia a on wciaz mówi, ze mu mało, że nie tak, ze sie nie staram, bo wciąz przyrównywał mnie do obrazu swoich bliskich
Ja jej do moich bliskich nie porównywałem. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale dla mnie spacer za rączke i rozmowy na ławce o jej pracy i koleżankach po 4 latach wspólnego życia to było zdecydowanie za mało. Jeżeli chodzi o seks czy temu podobne też nie było tego prawie w ogóle. Ona nigdy nie miała ochoty. Dziękuje za odpowiedź.
wiem wiem zrobiłam bykaDzindzer pisze:Był z nią 4 lata

Ostatnio zmieniony 20 paź 2008, 14:54 przez agata, łącznie zmieniany 1 raz.
A ja mysle ze jest to swego rodzaju zaburzenie uczuciowe i nie ma sie z czego smiac.
gratuluje tez podjescia kolezance - partner za duzo wymaga? Nie rozumiem, co zlego jest w oczekiwaniu tego samego od kobiety czego Ty oczekujesz od swojego faceta? Bo nie wierze ze wszystko czego oczekujesz to kino raz na tydzien i kfc po nim ;D
gratuluje tez podjescia kolezance - partner za duzo wymaga? Nie rozumiem, co zlego jest w oczekiwaniu tego samego od kobiety czego Ty oczekujesz od swojego faceta? Bo nie wierze ze wszystko czego oczekujesz to kino raz na tydzien i kfc po nim ;D
"Jest taka cierpienia granica, za ktora sie usmiech pogodny zaczyna...Hyhy "
hyhy e(L)o
hyhy e(L)o
Andrew, w dziecinstwie autor szuka powodu tego, ze jest teraz taki, ze wytrzymuje bez szacunku i milosci, bo liczy, ze partner w koncu cos mu da.
Marku, zdecydowanie wlasciwie prowadzona terapia moze pomoc. Ja bym Ci doradzila na poczatek terapie grupowa. Grupa moze dac Ci silne wsparcie i pokazac, jak inni radza sobie z podobnymi stanami, albo nie radza. Musiales byc u kiepskiego psychologa, albo nie powiedziales mu wszystkiego, skoro dostales taka odpowiedz.
Oczekiwania masz prawie normalne. To "prawie" to poszukiwanie w drugiej osobie bycia na zawsze, bo tego Ci brakowalo. Nie ma niczego na zawsze, wszystko moze sie skonczyc, bez powodu nawet. I trzeba sie nauczyc z ta niestaloscia zyc.
Nie jest tak, ze brak wlasciwych wzorcow w dziecinstwie przekresla wlasciwe dorosle relacje. Nawet pelna rodzina czesto daje kiepski wzor relacji. Musisz teraz mniej odwolywac sie do dziecinstwa, a bardziej do tu i teraz. To, ze dosc swiadomie myslisz o swoim zwiazku i bledach daje nadzieje na poprawe.
Marku, zdecydowanie wlasciwie prowadzona terapia moze pomoc. Ja bym Ci doradzila na poczatek terapie grupowa. Grupa moze dac Ci silne wsparcie i pokazac, jak inni radza sobie z podobnymi stanami, albo nie radza. Musiales byc u kiepskiego psychologa, albo nie powiedziales mu wszystkiego, skoro dostales taka odpowiedz.
Oczekiwania masz prawie normalne. To "prawie" to poszukiwanie w drugiej osobie bycia na zawsze, bo tego Ci brakowalo. Nie ma niczego na zawsze, wszystko moze sie skonczyc, bez powodu nawet. I trzeba sie nauczyc z ta niestaloscia zyc.
Nie jest tak, ze brak wlasciwych wzorcow w dziecinstwie przekresla wlasciwe dorosle relacje. Nawet pelna rodzina czesto daje kiepski wzor relacji. Musisz teraz mniej odwolywac sie do dziecinstwa, a bardziej do tu i teraz. To, ze dosc swiadomie myslisz o swoim zwiazku i bledach daje nadzieje na poprawe.
"a miłość tylko jedną można wszędzie spotkać
przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama"
przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama"
agata pisze:na temat seksu wypowiadać się nie będę....bo mam wrażenie, ze masz do niej pretensje że byles z nią 6 lat a ona nawet do łóżka z Tobą isc nie chciała....
Jesteśmy młodzi, mamy dopiero 19 lat. Nie mniej jednak nie ukrywam, że liczyłem na troche więcej. Zdarzyło nam się kochać przez te 4 lata, ale były to po prostu incydenty, nie było w tym jakiejś ciągłości. Nigdy nie nalegałem, bo wychodziłem z założenia, że jesteśmy młodzi i ona ma prawo nie mieć ochoty. Poza tym istnieją też inne formy bliskości niż seks, które praktykowaliśmy niestety zbyt sporadycznie ( bo raz na dwa, trzy tygodnie to chyba niezbyt często ) Były setki rozmów, ale ona generalnie nigdy po prostu "nie miała ochoty" Kochałem ją i szanowałem jej zdanie, choć frustracja nie raz osiągała tragiczne wręcz rozmiary.
Przypominam jednak, że nie szukam odpowiedzi na pytanie dlaczego to się skończyło, tylko jak moge sobie pomóć, zaspokoić głód miłości i nie próbować łatać tych braków kolejnymi pożal się boże "związkami"

Ostatnio zmieniony 20 paź 2008, 20:09 przez marekkkkk, łącznie zmieniany 1 raz.
marekkkkk pisze:tylko jak moge sobie pomóć, zaspokoić głód miłości i nie próbować łatać tych braków kolejnymi pożal się boże "związkami"
Lubisz sprawiać niespodzianki sobie i tylko sobie i dbasz o siebie, czy zawsze tylko ją chciałeś zaspokoić i tylko o nią dbałeś?
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Mona pisze:Lubisz sprawiać niespodzianki sobie i tylko sobie i dbasz o siebie, czy zawsze tylko ją chciałeś zaspokoić i tylko o nią dbałeś?
Może nie do końca chciałem zaspokoić tylko ją, ale jej dobro stawiałem zawsze na pierwszym miejscu, a wiem, że to błąd. Powinno być po równo. Ja i moje potrzeby nie są mniej ważne i gorsze, niż jej.
ja w sumie tez jestem z rozbitej rodziny..dziecinstwa nigdy nie mialam dobrego..matka gdy z nia mieszkalam mnie bila i nie szanowala..zamieszkalam z tata jest strasznym cholerykiem. na dodatek sa chore stosunki miedzy nimi...moja matka mieszka z jakis facetem ma z nim dziecko i ten facet ja bije..tylko ze moja matka jest strasznie wredna..nikt w rodzinie jej w sumie nie akceptuje bo kazdy to wie...zadzwoni do mnie tylko raz na pol roku z pytaniem czy zostane jej z dzieckiem i tyle..nie zapyta co u mnie...teraz znowu jej facet ja pobil to przeprowadzila sie do mojego taty na jakis czas...z dzieckiem na dodatek..wkurza mnie to..ciagle sie z nia kloce..ona na mnie wymysla niestworzone rzeczy a moj tata jej wierzy i na dodatek na mnie sie jeszcze wyzywa. a mamusia korzysta jak sie da...nie wiem moj tata jest strasznie naiwny bo pozwala sobie na to wszystko..tak to moja mama go wyzywa przez telefon a tak jak jej maz ja pobije to przeprasza i sie wprowadza..a moj tata na to pozwala...nie wiem w sumie co robic i jak sobie z tym radzic...ciezko mi...
ale jelsi chodzi o temat to w sumie tez potrzebuje okazywania uczuc i milosci..rodzice nigdy mi tego nie dawali..jedynie babcia raz na jakis czas jak juz mogla spedzic ze mna czas...pamietam ze jedynie co to mialam misie do ktorych sie tulilam i bardzo kochalam...rodzice dbali o mnie...ale nie potrafili byc czulu..przytulic..powiedziec kocham badz cokolwiek takiego...po prostu nie umieli i wiem ze szukam teraz w zwiazku...straaasznie mi tego brakuje..i ciagle mi tego malo
ale jelsi chodzi o temat to w sumie tez potrzebuje okazywania uczuc i milosci..rodzice nigdy mi tego nie dawali..jedynie babcia raz na jakis czas jak juz mogla spedzic ze mna czas...pamietam ze jedynie co to mialam misie do ktorych sie tulilam i bardzo kochalam...rodzice dbali o mnie...ale nie potrafili byc czulu..przytulic..powiedziec kocham badz cokolwiek takiego...po prostu nie umieli i wiem ze szukam teraz w zwiazku...straaasznie mi tego brakuje..i ciagle mi tego malo
-będę brał Cie!
-gdzie?
-w aucie!
-mnie?
- Cie..
-niee
-ehe!!
-gdzie?
-w aucie!
-mnie?
- Cie..
-niee
-ehe!!
Re: Traumy z dzieciństwa, głód miłości i toksyczne związki
marekkkkk pisze:I teraz pytanie do was. Czy macie może podobne doświadczenia ?
Jak czy tam co piszesz to mam dokładnie tak samo. Z tym, że ja byłem z nią 3 lata a zerwałem po jej imprezowaniu co opisywałem w innym temacie. Ale mniejsza o to. Też pochodzę z rozbitej rodziny, u mnie rodzice rozstali sie jak byłem trochę starszy. Ale nie miło wspominam swoje dzieciństwo, kłotnie ucieczki z domu bicie itd. Ale w związku miałem tak samo jak Ty, czułem się zaniedbywany i chciałem żeby choć raz sama z siebie powiedziała mi, że mnie kocha. No może i ten raz był, ale czemu nie mogło tak być częściej?
marekkkkk pisze:Jeżeli chodzi o seks czy temu podobne też nie było tego prawie w ogóle. Ona nigdy nie miała ochoty. Dziękuje za odpowiedź.
No u mnie nie było w ogóle
Dodam jeszcze, że pisała do mnie tak sama z siebie tylko jak czegoś chciała. Jak już to dostała to odrazu musiała kończyć, bo nauka bo to bo tamto.
Ostatnio zmieniony 20 paź 2008, 22:39 przez pejot, łącznie zmieniany 2 razy.
marekkkkk pisze:Jesteśmy młodzi, mamy dopiero 19 lat. Nie mniej jednak nie ukrywam, że liczyłem na troche więcej. Zdarzyło nam się kochać przez te 4 lata, ale były to po prostu incydenty, nie było w tym jakiejś ciągłości. Nigdy nie nalegałem, bo wychodziłem z założenia, że jesteśmy młodzi i ona ma prawo nie mieć ochoty.>
a zapytam ...to kiedy ona "ma prawo" nabyc ta ochotę ? zakladam iz to ty jestes tym facetem ? w wieku lat 20 -40 ?
Ona musi w tym wieku miec ochotę !! jak jej nie ma to coś jest nie tak ! albo ty to nie ty , albo diabeł jej w piecu nie chajcuje - stad wybór dla Ciebie jako czleka temperamentnego jest prosty .
I nie sadze by twe dziecinsto mialo wpływ na to co sie dzieje - po prostu taki jesteś !
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
marekkkkk pisze:Ja i moje potrzeby nie są mniej ważne i gorsze, niż jej.
To już wiesz od czego powinieneś zacząć terapię z samym sobą
Poza tym, jeśli człowiek nie dba o siebie i swoje potrzeby, to po jakimś czasie jest to wyczuwalne w związku i zdarza się, że zanika szacunek, ale o tym już przekonałeś się.
Nigdy nie jest tak, że to co złe bierze się z niczego, bo żaden związek nie ma u podstaw tego, żeby się schrzanił.
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
marekkkkk pisze:bez słowa odeszła do niego
No to ciesz się, że chociaż pożegnalna "laurka" została Ci oszczędzona.
marekkkkk pisze:Oddał bym wszystko za kogoś kto okazał by mi choć odrobinę miłości
Uhm, jasne... Tak się tylko mówi. A potem chce się stopniowo coraz więcej i stąd się później frustracje i niedopowiedzenia biorą. Najlepiej jest chyba jednak stosować system "wszystko albo nic". Przynajmniej wtedy jasność każdy ma, a tak ktoś Cię "przeżuje", a potem powie, że to wszystko było np. z litości i nudy, że się do czegoś zmuszał, by uprzejmym być i koniec końców okaże się, że jest równie poszkodowany ja ty, tylko że to Ty zostajesz z niczym.
![:] :]](./images/smilies/krzywy.gif)


Cóż, osobiście uważam, że człowiek o takiej przeszłości jak Twoja, doświadczenie swe może on zdobyć zasadniczo poprzez ciąg kilku kolejnych rozczarowań... Wtedy być może nabierzesz odpowiedniego dystansu i nie będziesz już tak desperacko "ciepła" szukał, bo to jest bardzo niebezpieczne i aż się w takiej sytuacji prosi, by człowieka jakaś krzywda spotkała.

Szczecin Floating Garde 2050 Project.
marekkkkk pisze:Czy macie może podobne doświadczenia ?
Jak odpowiednio rozszerzyć pojęcie :podobne" to tak.
marekkkkk pisze:W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
Nie wiem. Na różnych ludzi zapewne działają różne metody. Ja jako jedynak z wszystkim radzę sobie zupełnie sam. Jeśli chodzi o problemy z głodem miłości, to czasami bywają trudne do zniesienia, a czasami nie istnieją. Nie dążę jednak z wszelką cenę do ich wyeliminowania, dla mnie to koloryt życia, coś naturalnego i występującego niezależnie od ogólnego stanu ducha, portfela, wieku czy roli społecznej wręcz.
marekkkkk pisze:W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
Pokochać z wzajemnością.
Nie rzucać się na ofiarę, tylko dać i czekać na podwojoną wzajemność.
Miłości nie da się kupić. Nawet na allegro. I dobrze.
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Mysiorek pisze:marekkkkk napisał/a:
W jaki sposób można "załatać" deficyt z dzieciństwa tak, aby żyć możliwie normalnym życiem bez wiecznego głodu bycia kochanym ?
Pokochać z wzajemnością.
Przede wszystkim, to trzeba się wewnętrznie uporządkować.
![:] :]](./images/smilies/krzywy.gif)

Szczecin Floating Garde 2050 Project.
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 337 gości