Uwaga, dlugie!
Jakis czas temu poznalem dziewczyne. Mniejsza o konkrety, nie chce wchodzic w zbyt duze szczegoly. W zasadzie - przynajmniej z mojego punktu widzenia - od razu zaiskrzylo. Na samym poczatku musze zaznaczyc, iz - nie liczac paru poczatkowych dni, pierwsze tygodnie Naszej znajomosci, byly bardzo specyficzne. Bylismy daleko od siebie, bowiem Ona mieszkala pareset kilometrow od Krakowa. Tam gdzie jeszcze jakiś czas temu przebywalem i się uczylem. Dzwonilismy do siebie, rozmawialismy calymi dniami przez skype. Wiem, ze to wybitnie glupie - ale w pewnym momencie, wydawalo mi się, ze z ta dziewczyna chce spedzic reszte zycia. Teraz to mozna zwalic na zauroczenie. Chociaz z drugiej strony, jak silne musza byc wiezi, skoro ludzie komunikuja sie przez pewien czas tylko poprzez nowoczesna technologie. Oprocz wymienionej odleglosci, zaistnialo rowniez kilka innych problemow. Mianowicie jej byly, ktory nie dawal jej spokoju. Rzucila go, z dosc niejasnych dla mnie powodow, ale uznalem, iz to nie jest zbyt dobry temat na dyskusje. Zwlaszcza, ze sam nie mialem nigdy ochoty rozprawiac o moich Eks. Calymi dniami zarzekala się, ze nie chce go znac; nie zyczy sobie aby dzwonil. Bez wahania wierzylem, nawet o nic nie pytajac. Zaufalem jej w 100%. Czas mijal Nam szybko, bylo fajnie. Poruszalismy w rozmowach rozne kwestie. Pewnego dnia watek zszedl na sprawe stosunkow damsko - meskich, zdrady, milosci. Wowczas uslyszalem, ze Ona: "Nienawidzi ludzi zdradzajacych, nie jest w stanie tego zaakceptowac". Bardzo mocno krytykowala swoja kolezanke, ktora 'puszczala' sie z facetem, ktory mial dziewczyne. Stwierdzila wowczas, iz: "Seks to nie tylko zaspokojenie swoich potrzeb fizjologicznych; a ludzie, ktorzy go tak traktuja to impotenci emocjonalni, bez kregoslupa moralnego". Nie przytoczylem dokladnych cytatow, ale sens zostal zachowany. Pomyslalem, w porzadku, dobrze, ze tak mysli. I od tego momentu, zaczely sie dziac naprawde dziwaczne rzeczy. Pewnego razu, zniknela na tydzien bez slowa. Nie odpisywala na smsy, nie byo jej w domu; nie wiedzialem, co sie z Nia dzieje. Formalnie nie bylismy ze sobą, wiec - oprocz lekkiego zmieszania i typowego infantylnego 'focha', nie zareagowalem jakos specjalnie. W koncu wrocila. Stwierdzila, ze "Nie moze mi powiedziec gdzie byla, ale na pewno nie u zadnego faceta". Pare dni pozniej wygadala sie, ze Jej Eks wyslal jej bukiet roz. Skojrzaylem, ze wrocila dokladnie w momencie, gdy okazalo sie, iz Krzyś "zdradzal Ja" z wieloma innymi dziewczynami - Ona nie chce miec zas z Nim juz nic wspolnego. Kazdy niech teraz wyciagnie wlasne wnioski z tej sytuacji. Ja juz to zrobilem swego czasu. Szkoda, ze za pozno.
Zaczelismy znow swietnie sie dogadywac. Bylo naprawde fajnie. Spedzalismy ze soba w zasadzie 24 godziny na dobe. W koncu, nie wiem kto to pierwszy wowczas powiedzial, ale wyszlo na to, ze się "kochamy". Zaczalem jej pomagac w szkole, martwic sie o Nia, zalezalo mi. Czy sie odwdzieczala? W sensie emocjonalnym, jak najbardziej tak. Ale to wszystko. Pozniej zobaczycie, ze ta dziewczyna byla raczej z gatunku lejdi "duzo gadam, nic nie robie". Planowalismy wspolny wyjazd na wakacje, chcielismy wiele rzeczy robic razem. "Kocham Cie" - z jej ust, padalo niemal codziennie. Wszystko znow zaczelo sie psuc, od momentu 'Imienin' (nie wnikajmy, malo istotne). Dostalem cynk, ze moze cos byc nie tak. Na poczatku nie uwierzylem. Poniewaz wszystko wydawalo mi sie w porzadku, biorac pod uwage Nasze spotkania. Ale postanowilem sprawdzic jej reakcje, w momencie gdy ujawnie jej, czego sie dowiedzialem. Byla niepokojaca. Inteligentna osoba, bierze pod uwage, kazde wypowiedziane slowo, poniewaz diabel tkwi w szczegolach. Postaralem sie tak wlasnie zagrac, wiec gdy przeanalizowalem ponizszy dialog miedzy Nami, zaczalem miec watpliwosci.
- I tak dalbym Ci ta prace do szkoly, ktora Ci mialem napisac. Nawet jesli, to czego sie dowiedzialem (owy cynk), to bylaby prawda.
- Tak, naprawde? Dalbys mi ta prace mimo wszystko? Kochany jestes.
Powoli tracilem do Niej zaufanie, stalem się przewraziwiony. W mojej opinii - zasadnie, mialem powody. Nastepne dni daly mi duzo do myslenia. Okazalo sie bowiem, ze jej byly chlopak, znow zaczyna sie wtracac. Odczulem, ze naprawde ostro gosciu maltretuje jej kresomozgowie. Chociaz caly czas sie zarzekala, ze ma go w dupie. Spektakularnie przy mnie odbierala od Niego telefony i kwitowala rozmowe w stylu 'censored'. Chociaz - jak zwykle - dziwne zdarzenia z jej udzialem, daly mi do myslenia. Zniknela raz na 24 godziny. Nic takiego. Nie przykladalbym do tego wiekszej wagi, gdyby nie jeden szczegol. Doslownie chwile wczesniej rozmawiala ze mna, zegnajac mnie slowami: "Zaraz wracam". Wrocila dokladnie po 24h, tlumaczac sie pozniej, ze usnela razem z siostrami (nom, i spala 24h), w mieszkaniu wysiadl prad - a jej komorka nie byla naladowana - dlatego nie doszedl moj sms. Od razu sie skapnalem, ze to banalne klamstwo. Zwlaszcza, ze doskonale wiedzialem, iz ma kilka (4, 5) roznych numerow telefonow komorkowych. Po prostu wyciagnela karte i wlozyla inna. Drugie zycie? Trzecie zycie? Najfajniejsze jest jeszcze to, ze nastepnego dnia pod wieczor powiedziala, ze widziala sie ze swoim bylym, bo do Niej przyjechal. Jak zapytalem kiedy to bylo? Odpowiedziala z poczatku - 'Wczoraj' (czyli wtedy dokladnie, kiedy zniknela na 24h). Spytalem - "He, Wczoraj?". Wowczas sie zreflektowala i powiedziala 'Eee, dzisiaj'.
Tutaj dochodzimy juz prawie do sedna sprawy. Dlatego, ze wkroczyl na arene moj 'cynk'. Tylko w innej, bardziej namacalnej formie. Pogadalem z jej kolezanka, ktora caly czas mi dawala do zrozumienia, ze 'cos jest nie tak'. I to bylo najgorsze. Za nic w swiecie nie moglem od Niej wyciagnac zadnych konkretnych informacji. Zaslanialo sie dziewcze tekstem "Nie chce stracic przyjaciolki". Po co w takim razie, cokolwiek wspominala? Po co irytujace sugestie? Chore. W koncu zastosowalem prowokacje. Powiedzialem, ze wszystkiego sie dowiedzialem i udalem przed wyzej wymieniona kolezanka zdolowanego. Opowiedziala mi wowczas historie z zycia wzieta, na swoj temat. Mowila o wlasnych doswiadczeniach - kiedyś zostala zdradzona i bolalo tak bardzo "jakby ktos Ci wbil noz w serce". Teoretycznie sprawa jest jasna, biorac pod uwage kontekst, okolicznosci. Ale nie do konca. Brakowalo zelaznych dowodow. Zreszta, chcialem sie wszystkiego dowiedziec od mojej dziewczyny. Doceniam szczerosc i odwage. Tchorzostwa nienawidze. Stalem sie wybitnie bezczelny, naprawde niemily. Wyslalem jej pare smsow z pytaniem, co to ma znaczyc? Nie chciala sie do niczego przyznac. Udala zupelnie zieloną. W koncu, aby sprawa byla jednoznaczna (mialem taki zamysl), spreparowalem czesc rozmowy z jej kolezanka. Wiem, ze to swinstwo, ale dopialem swego. Popelnilem blad? Zachowalem sie jak dran? Nie wiem. Pewnie tak. Mam wyrzuty sumienia. Czytajac ta sfabrykowana rozmowe powiedziala, ze jestem 'nienormalny', a ona teraz jedzie do 'Krzysia' (jej byly). Dodala to ze zlosci. Lecz jednoczesnie sie 'sprzedala'. Musze przyznac, ze po tym fakcie padlo z mojej strony wiele mocnych slow pod jej adresem. Nie pozostala mi dluzna. W koncu, pomyslalem, trudno. Zycie. I olalem sprawe. Nie pierwsza, nie ostatnia. Bylo troche ciezko, ale trzeba byc twardym. Napisalem jej jeszcze tylko jednego smsa i na tym skonczylem 'znajomosc'.
Ale to nie koniec. Sprawa sie ciagnela dalej. Zaczela pisac po jakims czasie wiadomosci, dzwonic, wysylac rozności na Gadu. Meczylo mnie to. W koncu doszlo do tego, ze powiedzialem jej po mesku 'censored do Krzysia, nie chce miec z Toba nic wspolnego'. Nic nie dalo. Na zmiane albo mnie obrazala, albo przepraszala; mowila, zebym dal jej szanse, obiecywala, ze sie zmieni, ze chce o Nim zapomniec, iz "pogonila" go juz dawno temu. Kolezanki namawialy mnie na to, abym sie zastanowil. Przemyslalem sprawe - i zrobilo mi sie jej po prostu zal. Dziewczyna wygladala na taka, ktorej naprawde zalezy i zaluje tego, co zrobila. Nie podjalem w tym czasie jeszcze do konca decyzji, wiec decyzja wkrotce 'podjela sie za mnie'. O tym za moment. Postanowilem byc troche bardziej sympatyczny dla Niej, niz dotychczas. Wpadlem na pomysl wiec, aby wyslac jej fajnego Smsa, na poprawe humoru. Nie mialem jak (zerowe srodki na karcie), wiec postanowilem skorzystac z Jej konta na stronie jednego z operatorow komorkowych. Kiedys dala mi haslo i powiedziala - "korzystaj kiedy chcesz". Zalogowalem sie tej strone, chcac wyslac wiadomosc. Patrze, a tam kilka smsków pod jakis nieznany dla mnie numer. Niektore z Nich zawieraly bardzo interesujaca tresc, sugerujaca blizsza 'znajomosc'. Ciekawe, prawda? Tez sie nad tym zastnowilem i postanowilem zadzwonic na ten nr. Odebral jakis gosciu, ktory to okreslil sie mianem "Krzysia". Teraz juz wszystko raczej bylo jasne. Nie napisalem jej nic o tej rozmowie. Weszla na gg okolo 20. Zagadalem, podpuscilem ja, aby napisala w opisie zamiast "Kocham Cie Misiu" (Jak zawsze miala), "Kocham Cie [moje imie]". Nie zrobila tak. Pociagnalem sprawe dalej i postanowilem powiedziec wprost, co jest grane i przy okazji uswiadomic ja, jak slaba jest klamczucha. Tego Wam jeszcze nie powiedzialem, ale kilka dni wstecz wymyslila sobie, ze ukradli jej telefon. Najzabawniejsze bylo to, ze po tej niby kradziezy dzwonila do mnie; slychac bylo charakterystyczny dzwiek komorki w sluchawkach jak gadalismy przez skype, etc. Wiedzialem, ze ma telefon, ale idiotycznie klamie. Wracajac... Wlaczylem skype i zaczelismy gadac. Na poczatku wkleilem jej ten nr telefonu, na ktory wysylala te smsy. Zapytala sie: "Coz to za numer". Odpowiedzialem: "Myslalem, ze to Twoj numer, dostaje jakieś dziwne sygnaly". "Nie, nie znam tego numeru" - uciela. Powiem Wam, ze nagle zrobila sie bardzo malomowna, zmieszana i chyba smutna, chociaz przykryla wszystko smiechem. Moze przeczuwala co sie swieci? Chcialem, aby w koncu postawila sprawe jasno. Juz wspominalem - cenie szczerosc i odwage. Umiem sie przyznac do porazki, bledu. Jesli to moja wina - przyjme konsekwencje na siebie. Tymaczasem, po chwili znow mi sie zrobilo jej zal. Lituje się zawsze nad takimi istotami, a potem dostaje za swoje. To chyba jedna z najgorszych moich wad. Zmienilem temat, na pare minut. Pogadalismy o glupotach. W koncu jednak zapytalem, dlaczego nie wysyla do mnie od kilku dni smsow, tylko pisze na gg, albo skype. Powiedziala "Przeciez wiesz, ze ukradli mi telefon". Odpowiedzialem, ze w taki razie, skoro jej ukrali to skad dzwonila do mnie jakis czas temu? Zmieszala sie. I odpowiedziala (dokladny cytat): "Eee... Bo mam karte a nie mam telefonu, o!" - z wyraznym zadowoleniem w glosie.
W tym momencie myslalem, ze padne ze smiechu na padłoge. Wkleilem jej tylko jeszcze tresc tych smsow i zapytalem czy ma mi cos do powiedzenia. Odpowiedziala tylko 'Nie...'. Poczekalem jeszcze pare chwil milczac. Moze wpadnie jej do glowy jakas wymowka? Ale nie wpadla. Dopiero pozniej na Gg, uznala, ze to numer do kolegi - Grzesia. A nie do jej bylego faceta - Krzysia. Niezle. Grzesiu, Krzysiu, Stasiu. A gdzie te frazesy o wiernosci i tak dalej? Skonczylem to w swoim stylu - mniejsza juz o to, bo mnie znienawidzicie. Chcialbym uslyszec Wasze opinie na Jej, na moj temat. Cos zrobilem zle? Czy to moglo wyjsc? Czy moze od poczatku ten zwiazek byl skazany na porazke? Ludzie mi mowia, ze dobrze, iz sie tak wczesnie skapnalem o co chodzi i na jaka osobe trafilem. Lepiej po paru miesiacach, niz po paru latach. Co sadzicie, o takich osobach? Dzieki za wytrwalosc w czytaniu
