Dzięki za odpowiedzi wiem na pewno więcej.
O same zainteresowane napisały co je urzekło w Simonie
Zresztą bardzo ciekawy reportaż przeczytajcie:
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,3846291.html
Moja pierwsza wizyta w szpitalu miała miejsce cztery lata temu, po tym jak zostałem zaatakowany przez grupę skinheadów. Nigdy nie byłem w szpitalu, nie miałem powodu, by martwić się o zdrowie. A już na pewno nie na tyle, żeby zrobić sobie test na HIV. Ludzie robią testy, kiedy mają po temu powody".
Simon Mol, "Syn Efasamoto: zostałem oskarżony". Fragment wpisu na blogu z 26 lutego 2006 roku.
Beata (22 lata, spotykała się z Simonem Molem od grudnia 2003 do lipca 2005 roku):
- Był moim pierwszym facetem. I myślę, że byłam od niego w jakiś sposób uzależniona. Dlaczego? Nie wiem. Chyba mnie fascynował. Może tym, że tak dużo wiedział o Afryce, a mnie ciekawił ten kontynent? Zwłaszcza religia. Te ich wierzenia, kult. Miał mi o tym opowiedzieć i tak się poznaliśmy. Przez znajomych.
Sylwia (25 lat, spotykała się z Simonem Molem w sierpniu 2005 roku):
- Kończyłam studia, nie miałam żadnej pracy i wolontariat przy Teatrze Uchodźców wydawał się jeśli nie świetną, to przynajmniej jakąkolwiek opcją. Toteż zgłosiłam się i robiłam tłumaczenia. Żeby zdobyć jakieś doświadczenie. Pamiętam, że Simon jawił mi się z początku jako facet, na którego żadna laska nie leci. Ani przystojny, ani lowelas, tylko taki sobie.
Marta (23 lata, spotykała się z Simonem Molem od kwietnia do czerwca oraz od września do listopada 2005 roku):
- To był taki wiosenny wieczór, bardzo ciepły. Siedzieliśmy z przyjaciółmi na ławce koło Nowego Światu i zobaczyłam go, jak przechodził. Było w tym coś z magii. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja poczułam, że stało się coś między nami. Coś zaiskrzyło.
Może pół godziny później zobaczyłam, jak wraca, idzie w naszą stronę. - Wyglądacie, jakbyście się świetnie bawili - powiedział i zaczął z nami rozmawiać. O wszystkim. O Afryce, o obyczajach, o tym, jak tam wygląda zachód słońca. Nas też był ciekawy. Pytał, co studiujemy, gdzie mieszkamy.
Moi przyjaciele mówili po angielsku trochę słabiej niż ja, więc chwilami przejmowałam rolę tłumacza. O sobie niewiele mówiłam, ale czułam, jakby zwracał się tylko do mnie.
Mówił w bardzo szczególny, poetycki sposób. Nawet gdy przeszliśmy już na polski, miałam poczucie, że jestem tą, która rozumie go najlepiej. Kilka razy, kiedy moje koleżanki dziwiły się temu, co mówił, powtórzył: wytłumacz im. Ja sobie tego porozumienia nie wymyśliłam.
Jestem bardzo wierząca, niektórzy mówią, że nie mam kontaktu z rzeczywistością. Wtedy rzeczywiście chyba go nie miałam. Wszystko widziałam bardzo idealistycznie, bez jakiegokolwiek dystansu.
Przed Simonem nie miałam żadnego mężczyzny.
Rozmawialiśmy na tamtej ławce przez kilka godzin - może cztery? A potem się rozstaliśmy. Razem z moją współlokatorką poszłyśmy do domu. Mieszkałyśmy blisko, poszłyśmy na piechotę.
Kilka przecznic dalej spotkałyśmy Simona ponownie. Zaprosiłyśmy go do siebie na herbatę. Żeby uczcić to przypadkowe, jak mi się wtedy wydawało, spotkanie. Dzisiaj myślę, że to sobie zaplanował, w końcu parę godzin wcześniej, na tej ławce, pytał o to, gdzie mieszkamy. Mógł przewidzieć, którędy będziemy wracać. Mógł to sobie zaplanować. Jest świetnym aktorem.
Monika (24 lata, spotykała się Simonem w styczniu i lutym 2006 roku):
- Ciekawił mnie Teatr Uchodźców i siłą rzeczy osoba Simona. Spotkaliśmy się. Poszliśmy na piwo. Parę dni później zadzwonił do mnie i umówiliśmy się u niego. Przechodziłam wtedy głęboki kryzys. Moja relacja z chłopakiem, z którym byłam rok, rozpadała się. Simon trafił na ten moment.
2.
Simon Mol na blogu:
"Po tym wszystkim, przez co przeszedłem przez osiemnaście miesięcy w Ghanie, śpiąc w centrum konferencyjnym i prowadząc nocne walki z moskitami, a potem przeczekując kolejne sześć tygodni tamtejszego aresztu tymczasowego, po tym, co spotkało mnie w ciągu następnych osiemnastu miesięcy w tutejszym ośrodku dla uchodźców, po tym, co przechodzę teraz, walcząc o przetrwanie, nie dojadając, koczując w niedogrzanym mieszkaniu, gdzie temperatura czasem spada do minus dwudziestu stopni Celsjusza, ciągle pisząc, ciągle organizując konferencje, spotkania, wreszcie próbując stworzyć grupę teatralną, po tym wszystkim nie byłbym w stanie dalej oszukiwać swojego ciała i zmuszać go do nieustannej gonitwy. Gdybym był HIV pozytywny, byłbym już martwy".
Beata:
- Już podczas pierwszego spotkania chciał się ze mną kochać, ale do niczego nie doszło. Nie tylko dlatego, że byłam dziewicą. Bałam się, że zajdę w ciążę. Przed następną randką zaczęłam brać pigułkę.
Marta:
- Nie czułam się atrakcyjna fizycznie. Pochlebiało mi, że Simon wybrał mnie, a nie którąś z pozostałych dziewczyn, które siedziały ze mną na tamtej ławce.
Myślałam, że chodzi o coś innego niż tylko seks, i rzeczywiście wtedy chyba naprawdę o coś innego chodziło.
Po tamtym przypadkowym spotkaniu na Nowym Świecie i późniejszej wizycie u mnie w domu umówiliśmy się na kolejną randkę, dwa dni później. Wtedy kochaliśmy się pierwszy raz. Straciłam z nim dziewictwo. Totalnie bez zabezpieczeń, bez myślenia o antykoncepcji. Nawet nie poczułam, kiedy się to stało, gra wstępna trwała tak długo i była tak pełna czułości, że nie poczułam żadnej presji ani żadnego bólu. Byłam szczęśliwa.
Tak było przez trzy miesiące. Czytałam jego poezję, spotykałam się z nim, nie myślałam o żadnych konsekwencjach.
Simon w swoich wierszach często pisze o bogini - jakiejś kobiecej postaci, którą wielbi. Czułam się, jakbym nią była - tą boginią.
Beata:
- Spotykaliśmy się przez półtora roku, ale nie mogę tego nazwać związkiem. Nie dzwonił zbyt często, raczej wysyłał SMS-y, żebym przyjechała. Czasem w środku nocy. Kiedy się wzbraniałam i odpowiadałam, że jest późno, zapewniał mnie, że zapłaci za taksówkę. I ja jechałam.
Sylwia:
- Widziałam w nim jakiegoś bohatera, bo ja wiem? Bojownika? Wydawał mi się silniejszy, lepszy ode mnie. Zawsze sobie wybierałam takich facetów, żeby byli poziom wyżej. Kręciła mnie taka moc w nim. Kręciła mnie moja własna uległość. Szukałam w nim manifestacji prawości i siły. W mojej głowie przez moment był personifikacją wszystkiego, co lubię.
Ja w ogóle rzadko miewałam facetów. Jakoś mi nie wychodziło. Chyba wszystkie moje związki były krótkotrwałe, może źle trafiałam? Między moim poprzednim romansem a Simonem upłynęło chyba jakieś półtora roku. No, w gruncie rzeczy to wychodzi na to, że żyłam jak zakonnica, choć w ogóle nie jestem purytańska. Pochodzę z bardzo liberalnego domu i to jeszcze bardziej mnie w tym wszystkim gubi. Jak to się stało, że ja, która od ósmego roku życia wiem, że trzeba się zabezpieczać, mogłam pójść z nim do łóżka i nie pomyśleć o prezerwatywie? W głowie mi się to dzisiaj nie mieści. Byłam głupia, wszystkie byłyśmy bardzo głupie.
Beata:
- Nigdy nie kochaliśmy się z prezerwatywą. Kiedyś, jeden raz, zdarzyło się, że nalegałam, żeby ją założył. Do niczego wtedy między nami nie doszło. Dla niego seks w prezerwatywie to nie seks.
Trochę pomagałam mu w pracy. Zdarzyło się, że przedzierałam bilety na koncert czy spektakl, raz próbowałam napisać jakiś artykuł do "Głosu Uchodźców" - to wszystko. Nie, pod tym względem nie czuję się wykorzystana.
Wiedziałam, że ta fascynacja jest jednostronna, on nie był mnie ciekaw. Mało o sobie mówił. Tylko czasem, po seksie, trochę się otwierał, ale zwykle na moje pytania odpowiadał: "It's my secret".
Kiedyś zapytałam go, czy jest zdrowy, czy się badał. Chodziło mi o HIV. Powiedział, że się badał i jest zdrowy. Uśmiechnął się. Dzisiaj wydaje mi się, że ten uśmiech był ironiczny.
Monika:
- Nie uwierzysz, co wtedy myślałam: że nie chcę być ofiarą stereotypu kulturowego i zakładać, że każdy czarny jest nosicielem HIV. I zobacz, jak mi się to teraz przysłużyło!
Wszystkiego przespaliśmy się ze sobą dokładnie cztery razy. Lekarz powiedział mi, że trzeba mieć potwornego pecha, żeby złapać od kogoś wirusa po zaledwie czterech razach, nawet bez prezerwatywy. Potwornego pecha albo też potwornie zakaźnego partnera.
Marta:
- Na wakacje wyjechałam z Polski za granicę. Kiedy wróciłam, nie chciałam się z nim już spotykać. Miałam nadzieję, że możemy dalej być przyjaciółmi, ale bez tej więzi seksualnej. W gruncie rzeczy chyba nie kochałam Simona. Czułam, że ma inne kobiety. A wtedy on zaczął naciskać. Dzwonił i mówił, jak bardzo czuje się samotny. Współczułam mu. Od samego początku chciałam mu pomóc, miałam wrażenie, że tego potrzebuje.
Znowu zaczęliśmy ze sobą sypiać, mimo że tego już nie chciałam. I seks zaczął być inny. Już nie było tej czułości, prawie nie było gry wstępnej. Po prostu we mnie wchodził, a potem wychodził.
Za każdym razem mówiłam, że to już nasze ostatnie spotkanie, a potem znowu dawałam się złamać.
Ostatnie zbliżenie było bardzo brutalne. Leżałam na łóżku, patrzyłam na Simona szeroko otwartymi oczami i myślałam: "Boże, człowieku, co ty mi robisz, co to jest?!". Potem wiele razy się zastanawiałam, czy właściwie tamta ostatnia sytuacja między nami nie otarła się o gwałt. Przecież tego nie chciałam. Ulegałam jego sile. Nie fizycznej, psychicznej.
Beata:
- Po półtora roku nabrałam poczucia, że nigdy się od niego nie uwolnię. Wzięłam dziekankę na studiach i wyjechałam za granicę. Do Anglii.
Sylwia:
- Po tym, jak pierwszy raz poszliśmy do łóżka, musiałam łykać postinor. Chciałam, żeby część odpowiedzialności za antykoncepcję Simon wziął za siebie. Odpowiedział, że to tylko moja sprawa. Wściekłam się i dokładnie na tym sprawa uległa zakończeniu.
I niemal natychmiast potem zaczęłam chorować.
3.
Simon Mol na blogu:
„Jakieś trzy lata temu moja dziewczyna, po dwunastomiesięcznym związku ze mną, została zmuszona przez swoich rodziców do zerwania. Nie mogli znieść faktu, że ich córka spotykała się z Afrykaninem. Po naszym zerwaniu została nakłoniona przez swoich krewnych do wykonania testu na HIV, by sprawdzić jej stan zdrowotny po »nieczystym romansie «”. Zrobiła test, wynik był negatywny.
Monika:
- Lekarze myśleli, że to angina. Zapisywali mi kolejne antybiotyki, z których żaden nie zadziałał. Przez pięć dni nie wstawałam z łóżka, a miesiąc później miałam wywalone węzły chłonne. Chodziłam po lekarzach, zrobiłam dwa testy na mononukleozę, EKG, całą masę innych badań, które niczego nie wykazały. I dopiero wtedy, po miesiącu, wpadło mi do głowy, że to może być HIV. Zaczęłam szukać w internecie. Wszystkie objawy się zgadzały, opis pasował. To mogła być ostra choroba retrowirusowa, a nie żadna angina.
Sylwia:
- Chodziłam od lekarza do lekarza. Miałam problemy ginekologiczne, gastrologiczne, skórne, laryngologiczne. Leżałam w szpitalu zakaźnym. I tak przez osiem miesięcy.
Beata:
- Na chwilę przed wyjazdem poznałam chłopaka, zaczęliśmy się widywać, myślałam, że po tym, jak już wrócę do kraju, będziemy ze sobą. Byłam w nim bardzo zakochana, chciałam być uczciwa. Zrobiłam test na wszelki wypadek. Nie spodziewałam się pozytywnego wyniku. Ja nie miałam żadnych problemów ze zdrowiem, czułam się dobrze.
Sylwia:
- Przypadkiem w internecie znalazłam na jakimś forum wpis, że Simon to dwulicowy, fałszywy człowiek, który zakaża ludzi. Struchlałam. Była niedziela, musiałam odczekać do poniedziałku i pobiegłam zrobić test. Wynik okazał się niejasny. Miałam czekać kolejny tydzień. Wtedy napisałam list.
4.
Simon Mol na blogu:
"Zabójstwo czyjejś reputacji nie jest nowym zjawiskiem. W tej grze, co obrazuje mój przypadek, nie ma żadnych zasad. W Polsce, co można stwierdzić bez większej przesady, mamy do czynienia z głębinową, skostniałą, przerażającą niechęcią wobec Afrykanów. Oskarżenie o bycie HIV pozytywnym to ostatnia broń, którą mogą wobec ciebie, wobec Afrykańczyka, wyciągnąć twoi wrogowie. To broń inspirowana ideologicznie, codziennie wzmacniana niepokojącymi publikacjami na temat Afryki pisanymi przez tak zwanych ekspertów. Wielu z nich otwarcie chełpi się dwutygodniową podróżą po kontynencie, na podstawie której napisali już tomy. O ile niektóre z tych naprędce skleconych książek mogły odnieść wychowawczy sukces, o tyle w społecznym i psychologicznym przeświadczeniu każdy Afrykanin, który chodzi po polskich ulicach, jest najpewniej HIV pozytywny i biada temu, kto ośmieli się zwalczać ten mit".
Korespondencja między Sylwią a Simonem Molem. Luty 2006.
Sylwia: "Simon, czy jesteś HIV dodatni?".
Simon: "Jeśli ty jesteś, to najpewniej ja także. Jesteś?".
Sylwia: "Po tym, jak przeczytałam ten komentarz na Twojej stronie internetowej, poszłam się zbadać, ale jeszcze nie mam wyników. Jedno nie pozostawia wątpliwości - osiem miesięcy temu, gdy się spotkaliśmy, byłam absolutnie zdrowa".
Simon: "Zaczynasz zachowywać się jak rasistka, lecisz robić sobie test tylko dlatego, że jakiś człowiek-widmo wrzuca coś na moją stronę, żeby mi zniszczyć reputację Jak myślisz, kto to napisał?
Czy sądzisz, że nie dbam o swoje zdrowie? Czytałaś moją odpowiedź na te oszczerstwa? Rasistów coraz więcej, wydają się mnożyć, a Ty zaczynasz się zachowywać jak jedna z nich. Nawet jeśli okażesz się pozytywna, nie ma gwarancji, że ja też jestem, bo ja nie jestem Wygląda więc na to, że z Ciebie jakiś anioł, tak? Że od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, nie kochałaś się z nikim Ptakom to opowiedz! (w oryg. Tell it to the birds!)
Zaczynam rozumieć, dlaczego ten kraj jest notowany jako jeden z najbardziej antysemickich krajów na świecie!
I proszę, nie pisz do mnie więcej, nie jestem zainteresowany tym, co robisz, ani tym, co myślisz".
Sylwia: "Rozumiem, że nie jesteś zainteresowany ani tym, co robię, ani tym, co myślę, i, co może Cię zaskoczy, szanuję to, ale proszę, bądź świadom faktu, że jestem HIV POZYTYWNA, co oznacza, że Ty też. SIMON, NIE BĄDŹ TCHÓRZEM, ZRÓB TEST, bo możesz skrzywdzić wiele kobiet Nie pozwól, żeby ktoś złapał to od Ciebie. Bądź odpowiedzialny. Nie chcę Twojej odpowiedzi na ten list, chcę, żebyś nie pozwolił na to, że ktoś inny zachoruje. I proszę, nie wysyłaj już do mnie wiadomości z obelgami, zwłaszcza nie nazywaj mnie rasistką, jestem tym już zmęczona, a ty doskonale wiesz, że JESTEM OSTATNIĄ OSOBĄ, KTÓRĄ MOŻNA POSĄDZAĆ O RASIZM. Życzę Ci powodzenia, bo będziesz go potrzebował tak samo jak ja".
Beata:
- Moja przyjaciółka poszła razem ze mną porozmawiać z Simonem. Był październik 2005 roku. Umówiłyśmy się z nim w knajpie. Właściwie to ona się umówiła, bo ja czułam, że ze mną samą nie będzie chciał się spotkać. Wszedł, usiadł, nawet twarz mu nie drgnęła, gdy powiedziałam: "Zakaziłeś mnie HIV". Poprosiłam, żeby się zbadał, żeby nikogo już więcej nie krzywdził. Posłuchał mnie, a potem wyszedł, prawie bez słowa. Nasze spotkanie trwało może pięć minut.
Monika:
- Informowałam go dwukrotnie: raz osobiście, raz listem. Wciąż wierzyłam, że coś z tego, co mówię, do niego dotrze i że nikt wcześniej nie podjął takiego trudu. Chyba chciałam wierzyć, że on naprawdę nie wiedział. Tu jest taki fragment, posłuchaj: „Dlaczego piszę do Ciebie? Nie dla przyjemności. Nie mam potrzeby dzielenia się z Tobą moimi uczuciami. Robię to z obowiązku. Gdyby Twoje »wcześniejsze dziewczyny « zrobiły to, co ja, pewnie bym była zdrowa. Jedyną rzeczą, którą mogę teraz zrobić, to ocalić następne”.
Bo w gruncie rzeczy o to mi cały czas chodziło. Żeby ocalić następne.
Marta:
- W SMS-ie napisałam: "Simon, tym, co robisz, pogrążasz wszystkich Afrykańczyków w Polsce. To jest prawdziwa zbrodnia". Odpowiedział, że jestem największą rasistką, jaką w życiu spotkał.
5.
Simon Mol na blogu:
Oczywiście moi wrogowie przygotowują mój nekrolog. Jednakże nikt nie powinien dać się zwieść - nie umrę tak szybko. Moja śmierć musiałaby zostać wymyślona. Ten atak jest dużo głębszy niż fizyczna napaść. To jest atak na mnie całego, całą moją rzeczywistość i to, o co walczę".
Sylwia:
- Na początku myślałam, że jestem jedyna. Temu uczuciu towarzyszył strach - bałam się, zupełnie serio, bałam się, że mnie zabije, bo stanowię zagrożenie dla jego medialnej kariery.
To był ciężki czas. Powiedziałam rodzinie.
Monika:
- Miałam wrażenie, że rodzice nie mogą tego przeżyć. Niby jakoś sobie radzili ze sprawą, ale tak naprawdę widziałam, że się straszliwie boją. Ten lęk nie pomagał także i mnie, bo ja też się bałam.
Marta:
- Rodzice nie wiedzą, nie chcę, żeby wiedzieli.
Beata:
- U mnie wie tylko matka. Boję się, że ojciec się dowie. Umieram ze strachu. Zawsze czułam przed nim respekt.
Sylwia:
- Zaczęłam chodzić do poradni dla nosicieli. Okazało się, że mam fatalne wyniki - odporność tak słaba, a wiremia tak wysoka, że właściwie w moim wypadku można już było mówić o AIDS. W ciągu ośmiu miesięcy od zakażenia! To się zdarza wyjątkowo rzadko, no i właśnie w moim wypadku tak się stało. Trzeba było szybko włączyć leki.
Monika:
- Ich łykanie to mordęga. Sześć albo osiem tabletek w ciągu doby. Wymioty, biegunka, całkowite osłabienie organizmu, na początku nie dawałam sobie z tym rady.
Ciągle odwiedzałam lekarza, dużo mówiłam o mojej historii z Simonem. Zresztą poniekąd jest to część postępowania medycznego. To, co mnie uderzyło - lekarz nie był zaskoczony.
To mi dało do myślenia. Afrykanin mieszkający w Polsce, ostra retrowiroza, szybki rozwój zakażenia - nie wierzę, że to historie, z którymi ludzie przychodzą co dzień. Sama też wiedziałam, że nie jestem jedyna. W końcu czytałam jego blog, wiedziałam, że Simon z ostrzeżeniami musiał się wcześniej zetknąć.
Zapisałam mu swój numer telefonu i powiedziałam, że jeśli kiedykolwiek usłyszy od jakiejś dziewczyny nazwisko Simon Mol, niech jej go da, że dla innych zakażonych przez Simona kobiet zwalniam go z tajemnicy lekarskiej. Czułam, że muszę go powstrzymać, jeśli nie przez rozmowę, to drogą prawną.
Dowiedziałam się potem, że Sylwia zrobiła to samo. I rzeczywiście wkrótce zadzwonił telefon.
6.
Simon Mol na blogu:
"Z trzech relacji, które tutaj miałem (każda trwała dłużej niż rok), żadna nie była utrzymywana w tajemnicy. Byłem przedstawiony rodzicom każdej z dziewczyn. Żadna z nich nie skarżyła się, że jest HIV dodatnia. ( ) Tylko osoba skrajnie zdeterminowana, zaślepiona ideologią, patologicznie zazdrosna mogłaby się do tego posunąć".
Monika:
- Nigdy nie zapomnę tego, jak strasznie bałam się naszego pierwszego spotkania. Sylwia była nie tylko pierwszą osobą, z którą połączyła mnie ta sama historia, przede wszystkim była pierwszą osobą seropozytywną, jaką w życiu poznałam.
Sylwia:
- Czuję, że Monika jest do mnie bardzo podobna, w ogóle chyba wszystkie jesteśmy podobne. To jest trochę tak jak z więzami, które pojawiają się między ludźmi na wojnie. Wspólna bieda łączy.
Beata:
- Dziewczyny są jedynymi osobami, które znam, a które borykają się z tym samym problemem co ja. Czasem się martwię, że je zawiodłam, bo ja nie złożyłam zeznań, zabrakło mi odwagi.
Monika:
- Gdybyśmy się nie spotkały, nie złożyłabym zeznań. Musiałam się przekonać, że moje przypuszczenia są prawdziwe. I oczywiście były, dziś o tym wiem. Ostatnia dziewczyna, która do mnie zadzwoniła, została zakażona dwa miesiące temu. O tym, że jest seropozytywna, poinformowała Simona na dzień przed jego aresztowaniem.
Marta:
- Monika i Sylwia to dla mnie bohaterki. Żeby pójść z tym na policję, trzeba wielkiej odwagi.
7.
Simon Mol na blogu:
"Jako aktywista wiem, że stanąłem na pierwszej linii ognia".
Sylwia:
- Kiedy dowiedziałam się, że jestem zakażona, płakałam ze złości i z rozpaczy, bo myślałam o tym, że nawet jeszcze nie zaczęłam w życiu robić tego, o co mi naprawdę chodzi, a ono już zostało dramatycznie skrócone. Teraz myślę, że przez zaangażowanie w tę sprawę realizuję jakiś plan na siebie: żeby być pożytecznym, na coś się przydać.
Simon mnie wykorzystał, ale nie jako kobietę. Jako człowieka. Wykorzystał moje zaufanie. Tego się ludziom nie robi.
Kiedyś powiedział mi, że nigdy nikogo nie kochał. Pamiętam, że jakieś piknięcie wtedy poczułam. Jak to? 32 lata i nigdy nie czuł miłości? Oddania? Nie rozumiem. Wiem, że są ludzie, którzy nie są zdolni do wyższych uczuć. Może to ten przypadek?
Monika:
- Zanim poszłam na policję, sprawdziłam wszystko. Wszystko. Wiem, kiedy zakaził pozostałe dziewczyny, wiem, kiedy i jak go informowały, wiem, jak się czują i jak żyją. I wiem, że nie są jedyne. Nigdy niczym tak długo się nie zajmowałam. Sprawdzałam akty prawne, przepytywałam lekarzy. Wszystko po to, żebym w listopadzie wreszcie mogła z pełną świadomością pójść do prokuratury i złożyć zeznania, wiedząc, że Tak, że go pogrążam. Że to go zniszczy. Zrobiłam to i nie czuję żalu. Jestem pewna słuszności swojego działania. Nie chodzi o moją zemstę ani nawet o sprawiedliwość. Chodzi o ludzkie życie. Wiem, że ta sprawa uderzy w to, jak postrzegani są czarnoskórzy w Polsce, ale z tego rozliczaj Simona, nie mnie. Czuję ulgę, bo to jest koniec serii. Gdyby był biały, zrobiłabym to samo.
Beata:
- Pamiętam, kiedy widziałam Simona ostatni raz. To było na dworcu. Stałam w kolejce po bilety i wtedy go zobaczyłam. Szedł przez hol, miał w reklamówce jakieś soczki, butelki, sama nie wiem co. I wtedy - pierwszy raz w życiu coś takiego poczułam - wtedy chciałam do niego podejść, uderzyć go w twarz, krzyczeć. Przeszedł obok, a mnie wydawało się, że to robię, że się odwracam i za nim idę, ale stałam dalej. Nie byłam w stanie się ruszyć. Potem, kiedy wracał, minął mnie ponownie. Chyba dopiero wtedy mnie rozpoznał. Mogę się mylić, ale wydawało mi się, że spuścił głowę i próbował mnie nie widzieć. Poszedł dalej.
Bronię się przed nienawiścią. Z nienawiści nigdy nic dobrego nie wynikło.
Kiedyś bałam się Simona, a dzisiaj? Dzisiaj się boję społeczeństwa.
8.
Beata informowała Simona Mola o tym, że jest seropozytywna, w październiku 2005 roku. Monika w lutym, Sylwia w marcu, a Marta w listopadzie 2006.
Tekst na blogu "The Son of Efasamoto: I stand accused" został opublikowany na dziesięć miesięcy przed zatrzymaniem w związku z zarzutami o świadome zakażenie wirusem HIV czterech młodych kobiet.
Efasamoto według wierzeń plemienia Bakweri jest bożkiem zamieszkującym zbocza góry Fako, największego wulkanicznego szczytu Kamerunu. Tradycyjnie jest przedstawiany jako postać w połowie ludzka, w połowie kamienna. Simon Mol swój tekst kończy słowami: "stałem się prawdziwym synem Efasamoto".
*Imiona bohaterek na ich prośbę zostały zmienione