Jakiś miesiąc temu mieliśmy włamanie do mieszkania, a jest coraz gorzej ze mną. Ciągle się boję i stałam się niewolnicą domu.
Boję się wracać do domu, kiedy wiem, że będę sama musiała go otworzyć - boję się, że wejdę i zobaczę znowu ten bajzel. Boję się być sama w domu. W nocy, mimo że przecież nie śpię sama, ciągle nasłuchuję jakichś odgłosów i naturalnie je słyszę. Raz na jakiś czas obchodzę wszystkie kąty i sprawdzam, czy nikogo nie ma. Powoli dostaję paranoi.
Staram się nigdzie nie wychodzić. W pracy czasem napada mnie lęk, że przecież mieszkanie jest puste i czy aby na pewno wszystko w porządku. Kiedy wracam do domu, to nasłuchuję, czy przypadkiem nie dzwoni telefon i czy za moment nie usłyszę od swojego faceta, że właśnie wszedł i zobaczył znowu to samo.
Dziś zamknął na jeden zamek drzwi, bo nie mam klucza od drugiego zamka (albo ja mam, a on nie ma - zależy, kto pierwszy wychodzi i wraca później), bo miał coś od razu załatwić po pracy i musiałabym czekać pod drzwiami. Dostałam w pracy takiej histerii, że awanturę mu zrobiłam, na czym świat stoi. Finał był taki, że musiał wrócić do domu po pracy, sprawdzić, czy wszystko ok, poczekać na mnie, bo przecież boję się wracać do pustego domu, po czym w korkach dopiero jechać załatwić sprawę.
Teraz sterroryzowałam całą rodzinę, że święta mają być u mamy, bo ja nigdzie nie wyjadę i nie zostawię pustej chałupy. O jakimkolwiek wyjeździe na Sylwestra nie ma mowy. Siedzimy w domu - mam nadzieję, bo nie wyobrażam sobie, żeby mieszkanie zostawić.
Powoli dostaję kota. Miało mi z czasem przejść, a jest coraz gorzej
![:( :(](./images/smilies/smutny.gif)