Bylem z kobieta 5 lat w zwiazku. Bylo naprawde super. Planowalismy slub itp. Wszystko sie ukladalo fajnie. Oczywiscie mielismy problemy, ale bylo ok. Troche sie rutyny wkradlo ale mysle ze czulismy sie bardzo dobrze w tym. Fakt faktem ze dziewczyne znalem dlugo przed tym jak sie razem zaczelismy spotykac i wiem jakie miala relacje z innymi mezczyznami. We mnie byla zakochana po uszy i naprawde nie widziala nic poza mnia. Oczywiscie jakis byly problemy, szczegolnie z jej siostra ( blizniaczka) ktora byla przeciwna, chyba dlatego ze jej nietrawilem i tego nie ukrywalem.
W koncu koncow moja narzeczona ( w tym czasie) umowila sie z kims na kawe. Prawdopodobnie za namowa siostry. Mieszkalismy razem i nagle znalazlem sie w trojkacie. Sytuacja byla beznadziejna i zalamalem sie strasznie. Spedzalem weekendy w domu po czym ona wychodzila na spodkania - na poczatku w towazystwie siostry itp. Moze nie reagowalem tak przesadnie ale probowalem jej tlumaczyc. Daje sobie tez reke uciac ze mnie kochala. Nagle zorientowalem sie ze sytuacja sie nie zmienia i chyba sie oszukuje. Ona dobrze sie bawila i dodatkowo trzymala dwie sroki za ogon. Wytrwalem tak dwa miesiace i chyba wytrzymalem tak dlugo bo jej mama bardzo mnie dopingowala i mowila jak ona cigle mowi o mnie i to wszystko to jakis mroczny sen, ona cie kocha i nie rozumiem jej motywow- slowa jej mamy. Bylo mi bardzo ciezko bo ona strasznie mnie oskarzala za cale zlo swiata, nawet za to ze to moja wina ze sie z nim umawia. Normalnie nie dalo sie rozmawiac i zaczolem tracic cierpliwosc. W koncu zadecydowalem ze sie wyprowadze.
Bardzo plakala jak sie wyprowadzilem itp. Postanowilem zalatwic zalegle miedzy nami sprawy ( nie obylo sie bez emocji i klotni) i zniknac na zawsze. Usiadomilem sobie ze to nie dla mnie i ta osoba nie jest warta mojego czasu - nawet dobrze sobie z tym poradzilem i zajolem sie swoim zyciem. Oczywiscie ze myslalem ale bez bolu bo cala ta sytuacja z kims trzecim i jej dziecinne podejscie wszystko mi obrzydzilo. W dodatku kobieta bliska 30 lat nie potrafiaca zadecydowac co chce to problem wiekszy ode mnie.
Tak mija czas. Czasami atakuje mnie telefonami. Dzwoni jak szalona. Ja nie odbieram. Nie chce sie klocic. Tylko wyslalem sms bo winien cos jej bylem. Dostalem jakies dziwne sms typu ze " jak cie to usatysfakcjonuje to nie jestem szczesliwa i nie wiem czy to jak czy faceci z ktorymi sie zadaje" czasem takie przez ktore przemawia zlosc. Nie wiem o co tu chodzi. Ona ciagle jest z nim. Juz sie dowiedzialem ze spal u niej. Moje nastawienie jest takie ze wszystko skonczone i nie potrafil bym sie wrocic itp. Tak wiele sie wydazylo i za wiele. Chyba nie ma takiej sily ktora mogla by to jakos wymazac.
Nierozumiem tylko jej postawy. Ma to co chciala. Ma chyba jakos zlosc do mnie. Nie wiem. Mamie mowila ze jestem mezczyzna jej zycia itp umawiajac sie z innym facetem. Jak odchodzilem to plakala mowiac w jakiej jest trudnej sytuacji i nie moze powiedziec komus nie
Co te dziewczyny maja w glowie!!!!!!!!!!!
Czy to jak mowi moj przyjaciej regula cienia. "kobiety jak cien- scigasz je nie do schwytania, probujesz uciec zawsze za toba"