Ostatni_Centaur pisze:życie jesy po to, by się nim cieszyć, a do tego nie musisz mieć drugiej osoby za wszelką cenę.
Zgadzam się. Dlatego nie zamykam się w 4 ścianach, jestem wesoła, dużo się śmieję i czuję, że otoczenie odbiera mnie jako osbę bardzo pozytywną

To tutaj wylewam wszystkie żale i smutki

Ostatni_Centaur pisze:Ale może nie warto sobie zawracać głowy? Popatrz, tęsknisz, cierpisz, stajesz się znerwicowana i po co to wszystko? Może warto poszukać innych rozwiązań?
Może nie warto. Może to jest kolejne nie trafione zauroczenie. Czas pokaże. Ale przynajmiej będę mieć tę satysfakcję, że spróbowałam. Spodobał mi się, zrobiłam coś, przełamałam onieśmielenie i mam przynajmniej (a może aż) nowego kolegę. Teraz jestem pod wpływem jego uroku i zapewne nie dostrzegam wad. Ale chyba każdy to przerabiał i doskonale wie, jak jest.
Wiem, że moje uczuciowe zawirowania są typowe dla tysięcy młodych ludzi. Co druga osoba przeżywa uniesienia i rozczarowania. Każde kolejne emocjonalne zaangażowanie zdaje się być własnie tym jedynym i na całe życie. A po jakimś czasie ono mija i przychodzi kolejne, następne, też do "grobowej deski"
Ostatnio spojrzałam wstecz, na to, co już było. Rok temu przeżywałam kryzys po tym, jak zostawił mnie chłopak, którego bardzo kochałam. Pamiętam, jak wtedy każdy dzień był czarny, jak ciężko było widzieć swojego ex całującego się z inną. Bardzo chciałam, żeby wrócił, byłam totalnie zdesperowana, żałamana, roztrzęsiona.
A w ostatnich dniach uświadomiłam sobie, że to dobrze, że to się wtedy tak potoczyło. Cieszę się, bo dopiero teraz widzę to, jakim on był człowiekiem, jak się męczyłam. Dosłownie "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". I wyszło na dobre. Mam za sobą przykre, ale ważne doświadczenie.
Mówi się, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Wierzę, że kiedyś i dla mnie zaświeci.