Teraz się postanowiłam przyłożyć, bo odezwała się Mróweczka, a i sobie przemyślałam co nieco przy okazji "Wojny państwa Rose"
Kiedy ktoś mnie zostawia, to i tak kocham. Żeby na rzęsach stawał, żeby najgorsze świństwa mi zrobił, nie potrafię znienawidzić. Bo kocham. Ludzie, którzy potrafią znienawidzić, mają prościej - to racja, Mysiorek. Mają prościej, ale... oni nie wybaczają. Jeśli raz znienawidzą, to potem mogą odpuścić, mogą zapomnieć częściowo, żyć dalej, życzyć drugiej stronie dobrze, ale nie wybaczą.
Nienawiść to straszne uczucie, nie wiem, czy nie najgorsze z możliwych. Bo nienawiść niszczy wszystko, co pozytywne. Włącznie z możliwością wybaczenia drugiej osobie. Jest nieporównywalne z żadnym innym - z największym nawet bólem, z największym nawet żalem. Bo ból, bo żal z czasem łagodnieją, czas leczy rany i każdy ból i żal. Nienawiść nie mija. Przekreśla w naszych oczach wszystko, co w drugim człowieku pozytywne, przekreśla w naszych oczach człowieczeństwo tego drugiego. I dlatego możemy mu odpuścić, ale nie wybaczymy.
Sprawcą nienawiści nie jest druga osoba, nawet jeśli zrobi nam niewyobrażalne świństwa. My sami w sobie ją wzbudzamy, często sami się w nią wpędzamy, żeby nam było prościej. To pozorne. Wcale nie jest prościej. Kiedy raz prawdziwie znienawidzimy, to już na wieki. Trochę jak z miłością, tyle że miłość miewa w różnych okresach różne barwy, a nienawiść ma tylko jedną. Miłością możemy sterować, mamy na nią wpływ - na jej wygląd, stan, kondycję, na jej początek i jej koniec. Nienawiść raz zapadła i wymyka nam się spod kontroli. Mamy wpływ na jej początek jedynie, a potem już nic od nas nie zależy - ona żyje swoim życiem. I często jesteśmy za słabi, żeby sobie sami z nią poradzić w życiu.
Miłością się walczy z tym, co trudne, niezrozumiałe i podłe. Nienawiść sprowadza nas na ten sam poziom, na którym znajduje się to wszystko, co nam zadaje rany. A trzeba być damą. Zawsze

Bo zadaniem człowieka jest żyć pięknie, choć pięknie nie zawsze oznacza łatwo. A pięknie - to nie ranić innych. I siebie przede wszystkim. Nie nadstawiać tyłka tam, gdzie można bez sensu oberwać. I odejść, jeśli nas gdzieś nie chcą. Z dumnie uniesioną głową. Przemyśleć, popłakać i - kochając - wybaczyć. Bo potem już na to czasu nie będzie, będą inni ludzie, inne sprawy. Póki świeże, póki pamiętamy, póki cierpimy - teraz wybaczyć. W samotności, po cichu, bez manifestowania na wyjeździe. W samotności przemyśleć, przetrawić i wybaczyć. Jednym zajmie to 3 miesiące, innym 2 lata, ale dopóki tego się nie zamknie, nie zaczynać nowego związku. Zakończyć jeden. Z klasą. Jak dama
