Kiedy ślub? - do doswiadczonych zyciem.
Moderator: modTeam
Kiedy ślub? - do doswiadczonych zyciem.
Wiadomo, że dla każdego recepta inna itd.
Ale cały czas zastanawia mnie jedno - jak dostrzec, rozpoznać, że z kimś jednak WARTO się połaczyc "na zawsze".
Zdrady i ochłodzenia uczuć coprawda nie przewidzimy. Pytanie: Jak patrzyc na swojego partnera (i na siebie), aby dostrzec to co może nam w przyszłości popsuc związek?
Czytam Wasze relacje z rozpadow malzenstw czy dlugoletnich związkow i za kazdym razem zasiewacie we mnie ziarno zwątpienia.
Lorenzen: pisales, ze przed slubem miales wątpliwosci, a jednak sie ozeniłeś..
Foxy: Ty byłas zdania, ze wszytsko bylo pieknie, dopiero po slubie umarło coś w Tobie..
Na co zwracalibyście uwagę TERAZ, PO PRZEJSCIACH, aby znów nie popelnic błędu..
(jest jakas granica wiekowa, ktorej (cofajac czas) byscie nie przekroczyli?)
ps slubu nie planuję
Ale cały czas zastanawia mnie jedno - jak dostrzec, rozpoznać, że z kimś jednak WARTO się połaczyc "na zawsze".
Zdrady i ochłodzenia uczuć coprawda nie przewidzimy. Pytanie: Jak patrzyc na swojego partnera (i na siebie), aby dostrzec to co może nam w przyszłości popsuc związek?
Czytam Wasze relacje z rozpadow malzenstw czy dlugoletnich związkow i za kazdym razem zasiewacie we mnie ziarno zwątpienia.
Lorenzen: pisales, ze przed slubem miales wątpliwosci, a jednak sie ozeniłeś..
Foxy: Ty byłas zdania, ze wszytsko bylo pieknie, dopiero po slubie umarło coś w Tobie..
Na co zwracalibyście uwagę TERAZ, PO PRZEJSCIACH, aby znów nie popelnic błędu..
(jest jakas granica wiekowa, ktorej (cofajac czas) byscie nie przekroczyli?)
ps slubu nie planuję
Muszę Cię zmartwić. Nigdy nie będziesz wiedziała do końca czy to jest właśnie to dopóki nie spróbujesz.
A teraz jak na to patrzymy?
Chyba wszyscy jednak z optymizmem.
Szukamy, szukamy i w końcu znajdziemy.
A znów takie podchodzenie na zimno do każdego związku chyba nie wróży nic dobrego.
Wtedy to jest kalkulacja a nie miłość a czegos takiego ja osobiście nie znoszę.
Miałem to zresztą ostatnio, sprawdzanie, wypytywanie innych o mnie itp. To nie miłość.
Kierowanie sie rozsądkiem - owszem ale w pewnych granicach. Serduszko chyba też jest istotne.
A teraz jak na to patrzymy?
Chyba wszyscy jednak z optymizmem.
Szukamy, szukamy i w końcu znajdziemy.
A znów takie podchodzenie na zimno do każdego związku chyba nie wróży nic dobrego.
Wtedy to jest kalkulacja a nie miłość a czegos takiego ja osobiście nie znoszę.
Miałem to zresztą ostatnio, sprawdzanie, wypytywanie innych o mnie itp. To nie miłość.
Kierowanie sie rozsądkiem - owszem ale w pewnych granicach. Serduszko chyba też jest istotne.
"Ludzie twierdzą, że Ziemia jest okrągła. Ale jak nie chcesz, ale nie musisz im wierzyć." - Forrest Gump
Pełna zgoda z Fishem... :564:
Dodam jednak, że chciałbym bardzo znaleźć w przyszłej partnerce przyjaciela, tak jak i sam chciałbym dla niej przyjacielem być.
Przyjaźń pośród codziennych trudów, w blaskach i cieniach wspólnego mieszkania, to prawdziwe wyzwanie...
A owe wątpliwości Gracjo - hmm... dla mnie ślub był jak papierek mający potwierdzać moją do ex miłość, no i wyczuwałem presję ze strony jej rodziny.
ps - a w brak Twoich Gracjo planów nie wierzę, więc Powodzenia :564:
Dodam jednak, że chciałbym bardzo znaleźć w przyszłej partnerce przyjaciela, tak jak i sam chciałbym dla niej przyjacielem być.
Przyjaźń pośród codziennych trudów, w blaskach i cieniach wspólnego mieszkania, to prawdziwe wyzwanie...
A owe wątpliwości Gracjo - hmm... dla mnie ślub był jak papierek mający potwierdzać moją do ex miłość, no i wyczuwałem presję ze strony jej rodziny.
ps - a w brak Twoich Gracjo planów nie wierzę, więc Powodzenia :564:
...
Jak się rozglądnę, tak ludziska się rozwodzą. Od dawna nie słyszałem o ślubie wśród znajomych bliższych czy dalszych...
U nas wszystko było jak w bajce - wymarzony początek, a potem (jak u Hitchcoka) ekscytacja rosła. Rosło, również zaufanie, i tak to również wszystko padło. Znienacka.
(jak to w innym opowiadaniu..."żołnierze! skąd wyjeżdża czołg?.... czołg wyjeżdża znienacka!!!")
Będę złym pomocnikiem w w/w sprawie, Gracjo... ja po 3 godzinach rozmowy wiedziałem już, że to TA i vice-versa. Potem było jak w Harlekinie...
Moje błędy? ... zbyt kochałem, zbyt ufałem. Chyba trzeba być trochę censored, jednak.
U nas wszystko było jak w bajce - wymarzony początek, a potem (jak u Hitchcoka) ekscytacja rosła. Rosło, również zaufanie, i tak to również wszystko padło. Znienacka.
(jak to w innym opowiadaniu..."żołnierze! skąd wyjeżdża czołg?.... czołg wyjeżdża znienacka!!!")
Będę złym pomocnikiem w w/w sprawie, Gracjo... ja po 3 godzinach rozmowy wiedziałem już, że to TA i vice-versa. Potem było jak w Harlekinie...
Moje błędy? ... zbyt kochałem, zbyt ufałem. Chyba trzeba być trochę censored, jednak.
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Zgadzam się z chłopakami - 100% pewności nie będziesz miała nigdy. Z resztą każdy związek wiąże się z jakimś ryzykiem, że nie wyjdzie, tylko w momencie rozwodu dochodzą dodatkowe komplikacje formalne. Moim zdaniem moment jest dobry, jeśli dwie osoby oprócz uczucia (tu mam na myśli i miłość, i przyjaźń), łączy gotowość do poświęceń dla drugiej osoby i ciężkiej pracy nad sobą i nad związkiem. Nie znam pary, która po ślubie "żyłaby długo i szczęśliwie" - nie biorę pod uwagę bajek dla dzieci i holywoodzkich produkcji Związki są poddawane różnym próbom, pytanie czy na stawienie czoła tym próbom para jest gotowa, bo ślub problemów nie rozwiąże...
Tak gdzie zaczyna się wątpienie, zastanawianie się, czy tej drugiej połowie zależy tak jak Tobie, czy Tobie zależy, cze tego chcesz, czy On/Ona nie zdradza itp tam już wiadomo, że jest szansa na katastrofę. Co robić? Może doświadczony nie jestem, ale moim zdaniem można wiele robić... przede wszystkim być szczerym i uczciwym wobec Tej osoby (w to wchodzą takie rzeczy jak nie zmuszanie się do niczego, nie granie kogoś kim się nie jest itp - takie rzeczy narosną zawsze do rozmiaru katastrofy i wybuchną - wcześniej czy później)... miłość jest jak budynek, ślub jest dachem, a fundamentem wzajemne zaufanie i szacunek. Jak tego nie ma, to cała reszta gówno jest warta.
Druga rzecz, to trzeba okazywać uczucia i zauważać uczucia Drugiej Osoby... Kochasz Ją/Jego? To okaż to, tak by Ta Druga Połowa była tego pewna na więcej niż 100%. To nie trudne... czasem mały kwiatek z chęci, nie z okazji, czasem wyjazd pod pracę by z niej odebrać... nie musisz od razu kupować futra z norek, bo takie szczegóły dają więcej radochy niż jakiś zwierzak, co go można na plecy założyć.
Gorzej jest jak zaczynasz wątpić, czy związek ma sens, czy On/Ona w ogóle się stara... czy umie się zaangażować itp, bo na to nie masz wpływu. Można rzecz jasna pogadać o tym, ale jak Druga Połowa nie umie okazać uczuć (choćby i Cię kochała na śmierć) to zwątpisz w tą całą miłość i się rozpadniecie - soon or later. A żeby nie wątpić - trzeba obserwować. Może ta druga osoba nie kupuje Ci mercedesa, ale jak co drugi dzień stara się np pojechać do Ciebie pod pracę na drugi koniec miasta by Cię odebrać to już nie jest przypadek. Miłe niespodzienki TRZEBA po prostu doceniać, zauważać... nawet gdy ktoś kupi Ci 27 sweter, a Ty lubisz chodzić w bluzach DOCEŃ, że w ogóle chciałą/chciał Ci coś dać od siebie... z serca. Nie docenianie ludzi rodzi frustracje, zwątpienie... stąd już tylko krok.
Po trzecie trzeba ze sobą przebywać... rozmawiać.. to się częściowo wiąże z dwoma punktami wymienionymi wcześniej, ale 'Być z kimś' nazywa się tak, a nie inaczej właśnie dlatego, że trzeba z kimś BYĆ - fizycznie. Związki na odległość niestety w 90% przypadkó rozpadają się jeszcze przed ich rozpoczęciem (zdarzają się chlubne wyjątki). Jak ktoś się 'zaręcza' to ZARĘCZA On/Ona, że będzie dla tej Drugiej Osoby nie tylko fizycznie obok, ale i Duchowo - podporą w złę dni, pocieszeniem, tym czym nie może być nikt ani nic innego.
I w końcu po czawrte trzeba do tego podchodzić na luzie. Jak to napisał Mysiorek :564: 'trzeba być censored jednak'. Czasem bywa tak, że im bardziej się człowiek stara, im bardziej tamta Druga połowa pewna jest, że co by nie zrobiłą to i tak będziesz, to niestety zaczyna dokazywać. Wtedy albo się wrzuci na luz, albo osiwieje i zacznie strzelać do ludzi. Gdy wszystko gaśnie, trzeba zaufać iskierce nadziei i pamiętać, że Kobieta (w zasadzie z facetami jest tak samo - choć się nie przyznają) jest najsilniejsza gdy jest kochana, a najsłabsza gdy kocha. Gdy ta siła i słabość nie jest w rónowadze, to niestety nie jest dobrze... Człowiek ma w genach wykorzystywanie siły, a więc i przewagi nad tą osobą, która Kocha "bardziej". By byłą rónowaga czasem trzeba jednak wrzucić luz, odpocząć od siebie itp... nie dużo, ale z umiarem. Jak to napisano 'z miłością jest jak z jedzeniem - odrobina chłodu utrzymuje je świeże na dłużej'
A co do ślubu, bo nieco za daleko od tematu odszedłem... gdy te warunki co napisałem są spełnione, to na pewno już sam poczujesz, czy powinieneś/powinnaś, czy nie. Choć tak naprawdę to ślub do miłości jest jak koło zapasowe do samochodu... niezbyt potrzebne do jazdy :-P Jak się kocha to można żyć bez i czasem nawet jest lepiej, bo po ślubie często zdarza się takie odprężęnie..."uffff... Ona/On już i tak ze mną będzie. Nie muszę nic już robić". Tzw 'życie na kocią łąpę' takich wad nie ma... staracie się oboje, chcecie ze sobą być - jesteście. Jak nie, to zawsze droga jest wolna...
Druga rzecz, to trzeba okazywać uczucia i zauważać uczucia Drugiej Osoby... Kochasz Ją/Jego? To okaż to, tak by Ta Druga Połowa była tego pewna na więcej niż 100%. To nie trudne... czasem mały kwiatek z chęci, nie z okazji, czasem wyjazd pod pracę by z niej odebrać... nie musisz od razu kupować futra z norek, bo takie szczegóły dają więcej radochy niż jakiś zwierzak, co go można na plecy założyć.
Gorzej jest jak zaczynasz wątpić, czy związek ma sens, czy On/Ona w ogóle się stara... czy umie się zaangażować itp, bo na to nie masz wpływu. Można rzecz jasna pogadać o tym, ale jak Druga Połowa nie umie okazać uczuć (choćby i Cię kochała na śmierć) to zwątpisz w tą całą miłość i się rozpadniecie - soon or later. A żeby nie wątpić - trzeba obserwować. Może ta druga osoba nie kupuje Ci mercedesa, ale jak co drugi dzień stara się np pojechać do Ciebie pod pracę na drugi koniec miasta by Cię odebrać to już nie jest przypadek. Miłe niespodzienki TRZEBA po prostu doceniać, zauważać... nawet gdy ktoś kupi Ci 27 sweter, a Ty lubisz chodzić w bluzach DOCEŃ, że w ogóle chciałą/chciał Ci coś dać od siebie... z serca. Nie docenianie ludzi rodzi frustracje, zwątpienie... stąd już tylko krok.
Po trzecie trzeba ze sobą przebywać... rozmawiać.. to się częściowo wiąże z dwoma punktami wymienionymi wcześniej, ale 'Być z kimś' nazywa się tak, a nie inaczej właśnie dlatego, że trzeba z kimś BYĆ - fizycznie. Związki na odległość niestety w 90% przypadkó rozpadają się jeszcze przed ich rozpoczęciem (zdarzają się chlubne wyjątki). Jak ktoś się 'zaręcza' to ZARĘCZA On/Ona, że będzie dla tej Drugiej Osoby nie tylko fizycznie obok, ale i Duchowo - podporą w złę dni, pocieszeniem, tym czym nie może być nikt ani nic innego.
I w końcu po czawrte trzeba do tego podchodzić na luzie. Jak to napisał Mysiorek :564: 'trzeba być censored jednak'. Czasem bywa tak, że im bardziej się człowiek stara, im bardziej tamta Druga połowa pewna jest, że co by nie zrobiłą to i tak będziesz, to niestety zaczyna dokazywać. Wtedy albo się wrzuci na luz, albo osiwieje i zacznie strzelać do ludzi. Gdy wszystko gaśnie, trzeba zaufać iskierce nadziei i pamiętać, że Kobieta (w zasadzie z facetami jest tak samo - choć się nie przyznają) jest najsilniejsza gdy jest kochana, a najsłabsza gdy kocha. Gdy ta siła i słabość nie jest w rónowadze, to niestety nie jest dobrze... Człowiek ma w genach wykorzystywanie siły, a więc i przewagi nad tą osobą, która Kocha "bardziej". By byłą rónowaga czasem trzeba jednak wrzucić luz, odpocząć od siebie itp... nie dużo, ale z umiarem. Jak to napisano 'z miłością jest jak z jedzeniem - odrobina chłodu utrzymuje je świeże na dłużej'
A co do ślubu, bo nieco za daleko od tematu odszedłem... gdy te warunki co napisałem są spełnione, to na pewno już sam poczujesz, czy powinieneś/powinnaś, czy nie. Choć tak naprawdę to ślub do miłości jest jak koło zapasowe do samochodu... niezbyt potrzebne do jazdy :-P Jak się kocha to można żyć bez i czasem nawet jest lepiej, bo po ślubie często zdarza się takie odprężęnie..."uffff... Ona/On już i tak ze mną będzie. Nie muszę nic już robić". Tzw 'życie na kocią łąpę' takich wad nie ma... staracie się oboje, chcecie ze sobą być - jesteście. Jak nie, to zawsze droga jest wolna...
- Dj_Gumczas_19
- Entuzjasta
- Posty: 81
- Rejestracja: 05 sie 2004, 23:30
- Skąd: Koło Łodzi
- Płeć:
krzys pisze:Po co Ci slub ?? zastanów sie ? z tym tylko same problemy !? zyjcie razem ot wszystko ? a slub ///// wezmiecie ewentualnie po 30 tce :564:
Tez sie z tym zgadzam..
Mam od nie dawna dziewczyne i gadalismy na ten tem.
Ja odrazu jej powiedziałem ze o slubie to bede myslał po 30 a naj puzniej do 35roku zycia.
Nieche tracic zycia i wolnosci
Chociaz napedza ona mnie niezle ale to tylko poczatki naszego związku.
A wiecie co mnie wkurza ze ktos wpade zalicza i musis sie wtedy zenic.
WPada mająca w wieku 20 lat co dlamnie to juz tak przerombane ze całe zycie spłyne kanałem a mam znajomych co 20 latka z 17 latkiem czujecie NIEZLE GO WROBIŁA i sie zeni ą teraz szukają mieszkania bo Ojciec ich wywalił z domu .
I SPIĄ U KUZYNKI ehhh co za ludzie smiac mi sie che z nich a co najlepsze nie mają kasy na mieszkanie bo za duzo wydawają. nie na dziecko tylko na samych siebie wiecie ciuchy i i jedzenie FAST FOOD.. są ludzie i parapety :-)
to tyle.. pozdrawiam
Re: Kiedy ślub? - do doswiadczonych zyciem.
gracja pisze:Wiadomo, że dla każdego recepta inna itd.
Ale cały czas zastanawia mnie jedno - jak dostrzec, rozpoznać, że z kimś jednak WARTO się połaczyc "na zawsze".
Zdrady i ochłodzenia uczuć coprawda nie przewidzimy. Pytanie: Jak patrzyc na swojego partnera (i na siebie), aby dostrzec to co może nam w przyszłości popsuc związek?
Na co zwracalibyście uwagę TERAZ, PO PRZEJSCIACH, aby znów nie popelnic błędu..
(jest jakas granica wiekowa, ktorej (cofajac czas) byscie nie przekroczyli?)
Nie znam takiej odpowiedzi jak rozpoznac, ze warto. Jak kochasz i jestes kochana to pewnie warto.
Jak wszystko jest teraz dobrze, to nie znaczy, ze tak bedzie za pare lat. Zmieniamy sie i nasz zwiazek sie zmienia. Nie ma wiec jak dostrzec co nam moze w przyszlosci popsuc zwiazek.
Wiek i doswiadczenie tez tu nie maja znaczenia, moim zdaniem. Tu po prostu nie ma zadnych chyba regul? Czy wlasnie to nie jest piekne?
"a miłość tylko jedną można wszędzie spotkać
przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama"
przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama"
Małżeństwo samo przyjdzie ... nalezy najpierw Żyć z tym kimś i jak bedzie wszystko się układać w różnych sprawach to nie wszystko... Liczy sie pomoc 2 osobie Jesli on(a) tego nie daje to na Małżenstwo sie to nie nadaje... Trzeba dużo przeżyć dziwnych załamań nawet finansowych W ciężkich warunkach Wszystko pieknie wychodzi i Wtedy człowiek widzi te drugie oblicze swojego partnera(rki). A nie jest powiedziane ze trzeba sie żenić po 30 :551: A co do wpadek to dużo styczności z tym teraz jest ! Co chwile slychać widać jak uczen szkoly sredniej idzie z dzidziusiem itp... Ludzka GŁupota !!!!!
Ślub powinien być początkiem, a nie końcem - tak mi się wydaje mimo wszystko. Dlatego nalezy go brać w stanie zakochania, potem już po ptokach.
Jak są jakieś wątpliwości, to nie brać - tak mi wychodzi z doświadczenia. Jak ja bym wzięła, to już bym była po rozwodzie. Watpliwości zawsze wyjdą z dwukrotną siłą, z jednej czy drugiej strony. Co innego strach, ze się pojawią - na to nie zwracać uwagi.
Jak są jakieś wątpliwości, to nie brać - tak mi wychodzi z doświadczenia. Jak ja bym wzięła, to już bym była po rozwodzie. Watpliwości zawsze wyjdą z dwukrotną siłą, z jednej czy drugiej strony. Co innego strach, ze się pojawią - na to nie zwracać uwagi.
Co daje małżeństwo???
Wg mojego stanu wiedzy, można wspólnie się opodatkować, płaci się mniejszy podatek od darowizny (darowizną lub testamentem można załatwić dziedziczenie), lekarz ma obowiązek przekazać wyniki badań, na poczcie można odbierać listy współmałżonka.
Czy jeszcze ktoś zna inne różnice małżeństwa i konkubinatu?
Wg mojego stanu wiedzy, można wspólnie się opodatkować, płaci się mniejszy podatek od darowizny (darowizną lub testamentem można załatwić dziedziczenie), lekarz ma obowiązek przekazać wyniki badań, na poczcie można odbierać listy współmałżonka.
Czy jeszcze ktoś zna inne różnice małżeństwa i konkubinatu?
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Znam! Zanim się rozstaniesz ze współmałżonkiem, to pięć razy się zastanowisz i trzy razy spróbujesz naprawić związek. W konkubinacie jedno trzaśnięcie drzwiami załatwia sprawę. No i jeszcze jedno, dla kobiet dosyć wazne chyba: zmienia się status. Po ślubie nie jestem jakąś tam panienką, tylko zoną. A jak wiadomo, byt kształtuje świadomość (Karol Marks )
Po ślubie nie jestem jakąś tam panienką, tylko zoną. A jak wiadomo, byt kształtuje świadomość (Karol Marks )
Dobre :564:
Choć w konkubinacie z dziećmi nie jest łatwo trzasnąć drzwiami.
Ostatnio ktoś mnie zapytał, czy mógłbym się ozenić z Nią "na chwilę"
Zapytałem: dlaczego?
Odpowiedź: bo lepiej jest być rozwódką niż starą panną
:564:
KOCHAJ...i rób co chcesz!
Myślę,że tutaj nie ma konkretnych schematów Gracjo.Może być ich tyle,ilu jest ludzi na świecie.
Czy wiek gra jakąś rolę.Myślę,że jednak tak.Ja teraz wiem,że gdybym mogła cofnąć czas,to poczekałbym do tej 30-tki jednak.Wiem dokładnie,że teraz patrzę zupełnie inaczej na pewne sprawy.Niestety.
Fakt - po co ślub?
Czy wiek gra jakąś rolę.Myślę,że jednak tak.Ja teraz wiem,że gdybym mogła cofnąć czas,to poczekałbym do tej 30-tki jednak.Wiem dokładnie,że teraz patrzę zupełnie inaczej na pewne sprawy.Niestety.
Fakt - po co ślub?
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
to by zalatwil akt notarialny, a kto wie czy nie zwykle upowaznienie na pismielekarz ma obowiązek przekazać wyniki badań, na poczcie można odbierać listy współmałżonka.
Chociaz to z poczta nigdy nie wiadomo, jak list przychodzi do ojca do firmy to listonosz mu nie chce dac. Bo musi miec upowazenienie od szefa firmy... a szefem jest wlasnie on. Czyli musi sam sobie napisac upowaznienie LOL - wspaniala ta nasza poczta.
Mona Lisa pisze:Fakt - po co ślub?
Wybacz Mona... ale weź pod uwagę, iż dla niektórych ślub jest nie tylko zmianą statusu czy nazwiska... Racja, iż lepiej poczekać do 30, bądź krążyć w jej okolicach, ale kiedy spotkasz osobę gdzie nie będzie "ale lepiej poczekać" droga wolna
Ślub (mam na myśli kościelny) jest także swoistym przyrzeczeniem wobec Boga (albo i przede wszystkim), zespala dwoje ludzi, także metafizycznie, i coś udawania- miłość.. jak w hymnie św. Pawła. Wszak prawdziwa nie stawia warunków, chciażby w postaci- poczekajmy ze ślubem, bo może za 10 lat stwierdzisz... Fakt- po co on?
Wiem słowo jak krem
krem na zmarszczki w mojej głowie.
krem na zmarszczki w mojej głowie.
Hmm...
Koko,sorki,ale ja nie muszę przyrzekać nic wobec Boga,aby moja miłość była prawdziwa.To wcale nic nie udowadnia,ale to moje zdanie.
Jeśli dla niektórych ślub jest ważny,to ok niech go biorą.
Ja nie zapieram się tak do końca przed tym,iż obecnie nie wzięłabym ślubu,ale "gdybam".W końcu kiedyś ten ślub wzięłam.Piszę jednak o tym,co zrobiłabym być może ,gdybym cofnęła się w czasie i gdybym miała ponownie wybierać.
Jednak, i tu powtórzę się:miłość mogę przyrzec choćby w lesie,czy gdziekolwiek i nie musi to być wcale kościół.
Koko,sorki,ale ja nie muszę przyrzekać nic wobec Boga,aby moja miłość była prawdziwa.To wcale nic nie udowadnia,ale to moje zdanie.
Jeśli dla niektórych ślub jest ważny,to ok niech go biorą.
Ja nie zapieram się tak do końca przed tym,iż obecnie nie wzięłabym ślubu,ale "gdybam".W końcu kiedyś ten ślub wzięłam.Piszę jednak o tym,co zrobiłabym być może ,gdybym cofnęła się w czasie i gdybym miała ponownie wybierać.
Jednak, i tu powtórzę się:miłość mogę przyrzec choćby w lesie,czy gdziekolwiek i nie musi to być wcale kościół.
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Myślę, że Koko ma troszkę racji, jak i Ty Mona masz troszkę racji.
Osobiście również nie muszę czegoś przyrzekać w Kościele, bo dla mnie liczy się to, co sama myślę i mówię partnerowi. Każdy ma swoje zdanie, i tyle...
Co dalej, Gracjo, kieruj się sercem przede wszystkim, rozsądek Ci na nic w pewnych momentach, ponieważ tylko strach zasieje i wątpliwości... Kiedy masz takowe- przedyskutuj je z partnerem, wspaniała uczta (zapewniam)
Ja wzięłam raz ślub cywilny, rozpadło się po kilku latach, wzięłam, bo kierowałam się rozsądkiem i dzieciaczkiem... po co mi to było? Żeby się przekonać, że jeżeli kocham prawdziwie, ślub mogę brać bez problemu, to wspaniała rzecz i cieszy, nie tylko przyszłych współmałżonków :-)
Osobiście również nie muszę czegoś przyrzekać w Kościele, bo dla mnie liczy się to, co sama myślę i mówię partnerowi. Każdy ma swoje zdanie, i tyle...
Co dalej, Gracjo, kieruj się sercem przede wszystkim, rozsądek Ci na nic w pewnych momentach, ponieważ tylko strach zasieje i wątpliwości... Kiedy masz takowe- przedyskutuj je z partnerem, wspaniała uczta (zapewniam)
Ja wzięłam raz ślub cywilny, rozpadło się po kilku latach, wzięłam, bo kierowałam się rozsądkiem i dzieciaczkiem... po co mi to było? Żeby się przekonać, że jeżeli kocham prawdziwie, ślub mogę brać bez problemu, to wspaniała rzecz i cieszy, nie tylko przyszłych współmałżonków :-)
... you bleed just to know you're alive ...
Jeśli o mnie chodzi, to mialam watpliwosci ale je zagluszylam. Chyba szlam sila rozpedu i kiedy powinnam powiedziec STOP, nie zrobilam tego, bo bylo mi glupio, bylo za pozno i myslalam ze to pewnie stres przedmalzenski i ze wszystko sie jakos ulozy. Nic mylniejszego. Do niczego slub nie byl mi pottrzebny, nie kochalam tak mocno jak druga strona. Nie widzialam go u swego boku za kilkanasicie lat. Straszne.
Jest jednak dobra strona tego mojego zamieszania. Dojrzalam, te doswiadczenia czegos mnie nauczyly i na pewne sprawy patrze zupelnie inaczej. Moze gdyby nie to, wyszlabym za maz za faceta ktory po slubie by sie nademna pastwil i nie dalby mi rozwodu. Teraz zanim pomysle nad slubem zastanowie sie 13 razy a nie 2, jak bylo w tym przypadku.
Natomiast co do zmiany zachowania partnera po slubie...no coz, to zalezy od faceta, moj strasznie sie przejal rola meza i zrobil sie mniej wyrozumialy, bardziej zaborczy, bo zonie nie wypada...tylko ze ja nie zachowywalam sie jakos niestosownie. NIe robilam nic czego by wczensiej u mnie nie widzial.
Slub nie jest potrzebny, nawet jak pojawia sie dziecko. Takie jest moje zdanie ale jak to mowia "wszystko sie zmienia" Moze jak bede miala Juniora to zmienie zdanie
:562:
Jest jednak dobra strona tego mojego zamieszania. Dojrzalam, te doswiadczenia czegos mnie nauczyly i na pewne sprawy patrze zupelnie inaczej. Moze gdyby nie to, wyszlabym za maz za faceta ktory po slubie by sie nademna pastwil i nie dalby mi rozwodu. Teraz zanim pomysle nad slubem zastanowie sie 13 razy a nie 2, jak bylo w tym przypadku.
Natomiast co do zmiany zachowania partnera po slubie...no coz, to zalezy od faceta, moj strasznie sie przejal rola meza i zrobil sie mniej wyrozumialy, bardziej zaborczy, bo zonie nie wypada...tylko ze ja nie zachowywalam sie jakos niestosownie. NIe robilam nic czego by wczensiej u mnie nie widzial.
Slub nie jest potrzebny, nawet jak pojawia sie dziecko. Takie jest moje zdanie ale jak to mowia "wszystko sie zmienia" Moze jak bede miala Juniora to zmienie zdanie
:562:
People are all the same
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
mi tez sie jakos do slubu nie spieszylo nigdy... nie potrafie zrozumiec ludzi ktorzy po "wpadce" od razu sobie slubuja "bo przeciez dziecko" jesli bym nie byla pewna tego faceta i tego ze naprawde go ocham a on mnie to nie ma mowy zeby doszlo do slubu. Jak dla mnie to przed slubem powinnam troche pomieszkac z facetem, zobaczyc jak nam sie bedzie zylo na codzien czy sie nie pozabijamy i takie tam a slub? jasne za jakis czas....
Non! Rien de rien... Non ! Je ne regrette rien !
Elspeth pisze:Jak dla mnie to przed slubem powinnam troche pomieszkac z facetem, zobaczyc jak nam sie bedzie zylo na codzien czy sie nie pozabijamy i takie tam a slub? jasne za jakis czas....
z tym też róznie bywa. Ja z moim mężem mieszkałam przed ślubem i bylo fajnie, do czasu, ale masz racje, bez wcześniejszego zamieszkania, nie powinno być mowy o ślubach.
People are all the same
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
And we only get judged by what we do
Personality reflects name
And if I'm ugly then
So are you
Dzielenie mieszkania przed śłubem to podstawa jak dla mnie, i to nie krócej jak rok...
Ślub z powodu wpadki? Głupota, rzecz jasna, i bez obrazy dla co poniektórych (a mniemam, iż mogą być tacy)...
Co dalej, Foxy, mądrze mówisz, zastanowić się razy 13, nie 2, nie 3... :-)))
Ślub z powodu wpadki? Głupota, rzecz jasna, i bez obrazy dla co poniektórych (a mniemam, iż mogą być tacy)...
Co dalej, Foxy, mądrze mówisz, zastanowić się razy 13, nie 2, nie 3... :-)))
Wiem słowo jak krem
krem na zmarszczki w mojej głowie.
krem na zmarszczki w mojej głowie.
A moim zdaniem drogie panie mieszkac ze swoja druga polowka przed slubem to raczej nie najlepszy pomysl. Mam wielu znajomych, ktorym to zaszkodzilo. Pomieszkiwali sobie razem pare latek, po pewnym czasie jednej ze stron sie nudzilo, wszystko stawalo sie schematyczne, rutynowe i rozstawali sie - z zupelnie absurdalnych powodow. Osobiscie nie uwazam, ze trzeba sie jakos specjalnie wzajemnie "sprawdzac". Slub kojarzy mi sie z czyms, co powinno wniesc do zycia cos zupelnie nowego, jakas przelomowa zmiane, a wiec takze wspolne zamieszkiwanie, potem dzieci itd, itp. Oczywiscie pomijam przypadki, gdy np. na wakacjach zdarza mi mieszkac z dziewczyna powiedzmy 2 tygodnie pod jednym dachem. Ale 2-3 lata przed ewentualnym slubem? Przeciez to malzenstwo przed malzenstwem . Po co wtedy w ogole brac slub, skoro juz wszystko odkrylismy bez niego?
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 447 gości