Haro pisze:Przeciez ewidentnie widac ze ten czlowiek ma dobre serce i jako mezczyzna chcial wyjsc z twarza i podnieciona glowa, aby zonie pokazac ze "potrafi", niezaleznie od tego co by musial zrobic.
Moim zdaniem jak ktoś ma dobre serce, chce wyjść z twarzą i podniesioną głową i pokazać, że potrafi, że jest prawdziwym odpowiedzialnym mężczyzną, to jak ma za mało pieniędzy to szuka dodatkowej pracy, a nie wpędza rodzinę w długi.
Haro pisze:Nie wydawal na gowna, tylko to kupil cos Jej, to naprawil komputer, to samochod. Przeciez kasa nie poszla na kobiety czy alkohol...
Są sytuacje, kiedy kupno prezentu żonie, naprawa komputera, czy samochodu to są gówna. Na przykład wtedy, gdy nie starcza pieniędzy na opłacenie rachunków, żarcie albo lekarstwa.
Ale to tylko moje prywatne zdanie.
Zoe, na podstawie tego co piszesz w ostatnim liście wnioskuję, że ślub był niespodzianką i zawarliście go wcześniej niż planowaliście, czy w ogóle mieliście zamiary wiązać się z kimś na resztę życia.
Wydaje mi się, że chwili jego zawierania obydwoje nie dojrzeliście jeszcze do prowadzenia samodzielnego życia, skoro nie potraficie dogadać się w tak podstawowej sprawie dla rodziny jak finanse. Nauka bywa bolesna, szczególnie jak jest mocno przyśpieszona. I wydaje mi się, że tak jest w waszym przypadku. Moim zdaniem, jak się ma tak małe dochody, że starcza jedynie na skromne życie, to konto w banku powinno być wspólne, a wszystkie wydatki, uzgadniane i planowane. Na przykład ile pieniędzy miesięcznie potrzeba na opłaty, żarcie, ile odłożyć na znane (na przykład czesne) albo nieprzewidziane wydatki, typu choroba (a ona może kosztować, nawet jak nie jest zbyt poważna), a ile każde z was może przeznaczyć na swoje przyjemności. Ale takie podejście do wspólnej kasy trzeba budować od początku. No i wymaga ono dyscypliny i umiejętności ograniczania się. Powiedzenia sobie (a czasami i innym) ,,nie stać mnie teraz na to''. Nabieram takiego przekonania, że dla Twojego męża to był prawdziwy szok, gdy po ślubie musiał zmienić swoje przyzwyczajenia, a do tego okazało się, że ze względu na rodzinę obniżył mu się poziom życia i nie bardzo umie się do tego przystosować.
Nie znam całej waszej historii, ale po tym co napisałaś w kolejnych listach nie wygląda ona tak tragicznie, jak to mogło się wydawać na początku. Na pewno powinniście porozmawiać o budżecie domowym, ustalić na co was stać, a na co nie. Waham się teraz, czy rozdzielność majątkowa jest słuszna, bo wydaje mi się, że Twój mąż jest bardziej zagubiony, niż zły. Że po prostu sytuacja go przerosła, że chciałby dobrze, ale nie wie jak. Ale tego nie sposób ocenić na podstawie tego co piszesz. Ja bym raczej spróbował wspólnego prowadzenia rachunków i uzgadniania wszystkich wydatków, a dopiero jeżeli okaże się, że dalej próbuje kręcić, to zastanawiać się nad poważniejszymi krokami.
Zoe, piszesz ,,krzyczałam, płakałam, krzyczałam, płakałam, a potem wybaczałam''. Zastanów sie, czy część winy za zachowanie męża nie spoczywa na Tobie. W sumie to naturalne zachowanie, on kłamie, bo chce mieć w domu spokój. Pomyśl, czy nie jest prawdopodobne, że zachowywałby się inaczej, gdyby był pewny, że możecie o waszych (bo pieniądze są wspólne) problemach spokojnie porozmawiać? Moim zdaniem, nad sobą też powinnaś trochę popracować. Pewnie, że kłótnie zawsze się zdarzają, jak się ludzie nie kłócą, to może to świadczyć o tym, że im już nie zależy. Ale powinny one służyć jedynie oczyszczeniu atmosfery przed poważnymi rozmowami.
Oczywiście jest również możliwe, że Twój mąż jest skrajnie nieodpowiedzialny, ale teraz nie jestem o tym przekonany, uważam to za mało prawdopodobne. Bardziej wydaje mi się, że on po prostu musi jeszcze trochę dojrzeć, dorosnąć. Możesz mu w tym pomóc, albo założyć, że się już nie zmieni i spisać go na straty. Twój wybór, twoja wola. O tym musisz zadecydować sama.
Andrew, nie wiem jakimi sumami obracasz, ale dla mnie 50000 to niewiele mniej niż mam rocznie dochodów na rękę. Nie wyobrażam sobie pożyczenia komuś takiej sumy. A gdyby mój małżonek coś takiego zrobił, to z domu bym go nie wyrzucił, bo nie uważam, żebym miał do tego jakieś prawo, ale bardzo poważnie i zasadniczo bym z nim o tym porozmawiał. Niedopuszczalne dla mnie jest samodzielne decydowanie o takich pieniądzach. Ale nasza sytuacja jest o tyle różna, że Ty decydujesz o wszystkich sprawach związanych z finansami, a Twoją żonę pewnie pieniądze nie obchodzą, byleby miała ich tyle, ile potrzebuje na swoje wydatki. Chciałbym zarabiać takie sumy, żeby moja żona mogła mieć takie podejście.

My musimy (a raczej musieliśmy - ciężko mi się przestawić na czas przeszły, choć robię postępy

) dosyć dokładnie kontrolować ile nam przez konto przepływa i planować na co to wydamy.