Mając 20 lat dochodze do wniosku iż jestem osobą ,,delikatną" i ,,miękką" Pewnie zastanawiacie sie w jakim sensie. Podam pare przykładów...
Wybralam sobie kierunek gdzie dalej bym sie chciala uczyć (podobal mi sie i myślalam o tym, że będa szanse na znalezienie pracy) niestety nie wyszlo gdyż okazało się że za mało chetnych... (wiem głupie ale PLAKAŁAM) Zdecydowałam wybrac kolejny kierunek (na dziennych) ktory interesowal mnie przez pare lat i mogę nawet powiedzieć że cieszyłam sie z tego że jednak ten pierwszy sie nie sprawdził... Niestety znów nie wszystko wyszło gdyż okazało sie że ten kierunek tez nie będzie otwarty ewentualnie na zaoczych. Wiadomą rzecza jest że gdy pojde na zaoczne będe musiała znaleść prace... Jestem załamana, dla niektorych to może i głupie ale mnie zależało na tym aby chodzic na dzienne a nie na zaoczne... Teraz nie wiem co robić... Dzis piątek a ja do poniedziałku musze podjąc decyzje... Czy wybrac kierunek zaoczny + praca czy zrezygnowac ze szkoły i od razu pujsc do pracy... (szybko sie rozklejam, normalnie chce mi sie plakać bo to dla mnie trudna decyzja)
Inne przyklady: Ostatnio znowu doszło do spięcia między mną a moim kumplem (on chodzi z siostra mojego faceta) o coś poszło i ma do mnie wonty o byle co i zwala na mnie... a ja sie z tym źle czuje bo mam wrazenie jak bym naprawde była najgorsza... ( i znów płacz)
Sytuacja która mnie tez zabolala to moja najlepsza koleżanka z technikum... Od bardzo dawna trzymałysmy sie razem, służylam jej rada i pomocą a dzis to sie odzywa raz na jakis czas, nawet nie zaproponuje wspolnego wyjścia na piwo czy gdzie... bo ona widzi tylko swojego faceta i tylko z nim spędza każdy dzień...
W dodatku mama sie uczepiła że wszyscy potrafią wybrac szkołe tylko zawsze ja coś spiepsze... nic tylko ciagle slysze jaka to ja nie jestem (opinie tylkko negatywne) = PŁACZ
Podsumowując moje wszystkie mysli nawet te których tu nie opisałam chce powiedzieć, że czuje sie okropnie z tym wszystkim... Jestem taką osobą ktora zawsze wyslucha innych i jeśli sa w potrzebie chetniie sluże pomocą NIESTETY jakoś wszystko obraca sie przeciwko mnie... Byla przyjaciółka ktora zdawala prawko olewala sobie cale te kursy i jazde a zdała za pierwszym razem ja sie przykladałam jak mogłam, staralam sie i i tak wypadlam najgorzej... inna kumpela załatwila sobie szkołe w ostatnim tygodniu (coś kolo tego) sierpnia
i dziś chodzi do szkoły na wieczorówke ja załatwialam sobie szkole juz na początku lipca i jakoś wypadlam również najgorzej... Ja nie wiem jak to jest, nie rozumiem tego, często kiedy myśle o tym wszystkim płacze bo nie moge wytrzymać, męczy mnie to... Jestem za miękka na to wszysko... naprawde łatwo mnie urazić (oczywiście bez przesady)...
Myslę że to jest tak że JA: sie szybko załamuje, poddaje, że zamiast szukac rozwiazania zaczynam płakać i narzekać, że znowu coś nie wyszło (taką mam opinie o sobie)
Mam wspanialego chłopaka i gdyby nie on to juz calkiem bym się załamała... Wspiera mnie i pociesza, stara się... a ja wciąż jestem jaka jestem.
Czy macie dla mnie jakies rady? Jak się zachować wobec mojej własnej osoby, jak zapobiec ciągłym rozterkom... bo mam juz dosyć tego że staram sie coś osiągnać a i tak wychodze na tym najgorzej
Gorąco pozdrawiam