: 15 lip 2007, 17:43
Ciezko dojsc, kiedy za kazdym razem facet dochodzi szybciej, prawda? Nawet po takim drugim razie z rzedu.
Agnieszka zaprasza do miłosnej lektury
http://forum.agnieszka.com.pl/
Jak mnie wkurza takie uogolnianie <wsciekly>Jarek pisze:dziewczyna jak nie dochodzi to szuka przyczyny u chłopaka a nie zaczyna od siebie
Jarek pisze:Jakby tylko chłopak był wszystkiemu winien
Marissa pisze:Ciezko dojsc, kiedy za kazdym razem facet dochodzi szybciej, prawda?
Jarek pisze:Marissa napisał/a:
Ciezko dojsc, kiedy za kazdym razem facet dochodzi szybciej, prawda?
Nie każdy, nie każdy.
sophie pisze:A jeśli dziewczyna wie, że to ona ma problem, stara się, facet też, ale nadal średnio wychodzi, to co zrobić?
Jarek pisze:Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć
Marissa pisze:ale ten moj przypadek nie nalezal ani do doswiadczonych, ani do "dlugodystansowcow".
Elspeth pisze:Znam takiego, ktory to nigdy w życiu nie sprobował pozycji, która sprawiała partnerce dużą przyjemność. Dlaczego? bo mu nie wychodziło, a probować nie chciał, bo czuł, że probując nie będzie potrafił zadowolić partnerki, bo się zestresuje i mu opadnie Takie błędne koło, z którego nie mógł się wyzwolić mimo ciągłych prób dziewczyny. Koniec końców dziewczyna nigdy przy tamtym partnerze nie miała orgazmu.
Jarek pisze:Sorki, jeśli mówisz o tym z autopsji.
Dzindzer pisze:najczesciej niezalezy tylko od faceta ale sa sytuacje kiedy to wlasnie od niego zalezy. Mialam kiedys takiego jednego z którym ani jednego orgazmu nie miałam. Nie byl moim pierwszym, przed nim mialam innych i z orgazmem problemów nie było. Jesli o seks chodzi to on kiepski był i choc bym nie wiem jak chciała seks mnie nie satysfakcjonował.
Dzindzer pisze: Na pewno byl z tych którzy moga krótko
by sie nikt nie czepiał , ze swiadom jestem tego , ze dla kazdej potencjalnej dziewcvzyny "którko" bedzie innym czasowo rezultatem
Andrew pisze:To jeszcze sprecyzuj co znaczy krótko
Jarek pisze:Ciekawe jak długo z nim wytrzymałaś?
TFA pisze:Oczywiescie, ale jesli ktos chce naprawiac swiat (zycie seksualne) to nalezy zaczac od siebie.
TFA pisze:ja mialem do czynienia z kobietami ktore dochodzily w niecala minute (zaraz pewnie ktos powie ze udawaly)
TFA pisze:czyja to zasluga, moja czy jej ?
bylem tez z kobieta ktora w ogole nie miala orgazmu, moja wina czy jej ?
na poczatku znaczy ile...? no pociesz mnie no...Imperator pisze:Jak sobie przypomne to na początku ciężko było mojej dojść. Czy to za pomocą paluszka, czy fajfuszka.
TFA pisze:smieszne czy nie, ja mialem do czynienia z kobietami ktore dochodzily w niecala minute (zaraz pewnie ktos powie ze udawaly) czyja to zasluga, moja czy jej ?
Dzindzer pisze:wierze ci jak chce to tez tak umiem
Yasmine pisze:Uważam, że kobieta powinna sama wiedzieć, co może doprowadzić ją do szaleństwa i powiedzieć partnerowi co i jak, a nie czekać, aż on łaskawie zgadnie albo i nie, gdzie to
Dzindzer pisze:Zreszta rospatrywanie tego w kategorii winy xle mi sie kojazy, raczej tu chodzi o umiejetnosci
Kompleks Portnoya - Philip Roth
fragment
TRZEPANIE
Nadszedł okres dojrzewania - pół dnia spędzałem zamknięty w łazience, strzelając ze swojej armaty do kibla albo do kosza z brudną bielizną, albo plask do lustra na drzwiach apteczki, przed którym stałem w opuszczonych slipach, żeby zobaczyć, jak to wytryskuje. Lub też zginałem się we dwoje nad rozbieganą dłonią, zaciskałem mocno powieki, lecz szeroko otwierałem usta, żeby poczuć na języku i zębach ten lepki płyn, przypominający maślankę i bielidło - aczkolwiek dość często, w całym swym zaślepieniu i ekstazie, spryskiwałem sobie niechcący fryzurę zupełnie jak brylantyną.
Maltretowałem swój obnażony, nabrzmiały członek w świecie skłębionych chustek do nosa, zmiętych ręczników papierowych i zaplamionych piżam, wciąż drżąc ze strachu, że ktoś mnie potajemnie śledzi i że mnie nakryje na tym obrzydliwym uczynku, właśnie gdy będę się gorączkowo spuszczał. Mimo to nie byłem absolutnie w stanie opanować rąk, kiedy mój ptak dawał o sobie znać w okolicy brzucha. W trakcie lekcji podnosiłem palce do góry, pytałem, czy mogę wyjść, biegłem korytarzem do ubikacji i dziesięcioma czy piętnastoma silnymi pociągnięciami brandzlowałem się na stojąco do pisuaru. W kinie w sobotnie popołudnia mówiłem kolegom, że wychodzę do automatu ze słodyczami... i zaszywałem się z tyłu na balkonie, gdzie puszczałem strugę nasienia do opakowania po batoniku. Na pikniku rodzinnym wydrążyłem raz jabłko, zobaczyłem, ku swojemu zdumieniu (i nie bez podszeptu stałej obsesji), jak wygląda środek, po czym pobiegłem do lasu, żeby dopaść jamy owocu, wyobrażając sobie, że ten chłodny, mięsisty otwór znajduje się w rzeczywistości między nogami owej mitycznej istoty, która zawsze mówiła do mnie "duży chłopcze", kiedy błagała o to, czego żadna dziewczyna, jeśli wierzyć danym historycznym, nigdy dotąd nie zaznała.
- Och, wsadź mi to, duży chłopcze - wołało wydrążone jabłko, które waliłem jak idiota na tamtej majówce. - Chłopcze, duży chłopcze, och, daj mi wszystko, co masz - dopraszała się pusta butelka po mleku, którą trzymałem ukrytą w spiżarni w piwnicy, żeby się po szkole doprowadzać do szaleństwa swoim posmarowanym wazeliną fagasem. - Chodź tu, duży chłopcze, chodź do mnie - wyła jak oszalała wątróbka, którą w swoim obłędzie kupiłem pewnego popołudnia u rzeźnika, a następnie, może mi pan wierzyć albo nie, zgwałciłem za słupem ogłoszeń w drodze na lekcję przed bar micwą.
Pod koniec pierwszego roku liceum - i pierwszego roku masturbacji - odkryłem na spodzie penisa, tam, gdzie trzon styka się z główką, małą odbarwioną plamkę, którą nazwałem pieprzykiem. Rak. Doprowadziłem się do raka. Całe to ciąganie i szarpanie własnego ciała, całe to tarcie spowodowało nieuleczalną chorobę. A przecież nie mam jeszcze czternastu lat! Wieczorem przed zaśnięciem łzy same ciekły mi z oczu.
- Nie! - szlochałem. - Nie chcę umierać! Błagam, nie!
Ale ponieważ wkrótce i tak będę trupem, zabierałem się do dzieła i jak zwykle onanizowałem się w skarpetkę. Zacząłem brać ze sobą do łóżka parę brudnych skarpet, żeby mieć jedną w charakterze zbiornika przed snem, a drugą po obudzeniu.
Gdybym umiał się ograniczyć do jednego trzepania dziennie albo poprzestał na dwóch czy choćby nawet trzech! Ale żyjąc ze świadomością własnego końca, zacząłem wprost ustanawiać coraz to nowe rekordy. Przed posiłkami. Po posiłkach. Podczas posiłków. Zrywam się od stołu przy obiedzie, łapię się dramatycznie za brzuch - rozwolnienie! - wołam - dostałem rozwolnienia! - a kiedy zamykam za sobą drzwi łazienki, wkładam na głowę parę majtek, ukradzionych z bieliźniarki siostry, które zawsze noszę w kieszeni zawinięte w chustkę do nosa. Bawełniane majtki na twarzy wywołują tak galwaniczny efekt - podobnie jak samo słowo "majtki" - że trajektoria wytrysku osiąga nowy, zaskakujący pułap; strzelając z penisa niczym z rakiety, sperma trafia prosto w żarówkę pod sufitem, gdzie zawisa ku mojemu zaskoczeniu i przerażeniu.
W pierwszej chwili gwałtownie zasłaniam głowę, pewien, że szkło rozpryśnie się i buchną płomienie - poczucie zagrożenia, jak pan widzi, nigdy mnie nie opuszczało. Następnie jak najciszej wspinam się na kaloryfer i wycieram skwierczące gluty kawałkiem papieru toaletowego. Dokładnie przeszukuję zasłonę prysznica, wannę, kafelki na podłodze, cztery szczoteczki do zębów - uchowaj, Boże! - i kiedy już mam otworzyć drzwi, przekonany, że zatarłem za sobą wszelkie ślady, serce aż mi podskakuje na widok czegoś, co przyczepiło się niczym gil z nosa do czubka mojego buta. Jestem Raskolnikowem masturbacji - lepkie dowody winy są wszędzie! Czy również na moich mankietach? We włosach? W uchu? Nie przestaję nad tym rozmyślać, kiedy wracam do kuchennego stołu, nachmurzony i ze zbolałą miną, żeby odburknąć obłudnie ojcu, który otwiera buzię pełną czerwonej galaretki i mówi:
- Nie rozumiem, dlaczego zamykasz się w łazience. Nie mogę tego pojąć. Co to jest, dom rodzinny czy dworzec centralny.
- ...życie prywatne... istota ludzka... nikt tu nie przestrzega - odpowiadam, po czym odsuwam deser z krzykiem - źle się czuję, dajcie mi wszyscy spokój!
Po deserze - który jednak kończę, bo tak się składa, że lubię galaretkę, chociaż nienawidzę całej rodziny - po deserze znów wracam do łazienki. Grzebię w brudach z całego tygodnia, dopóki nie znajdę przepoconego stanika siostry. Naciągam jedno ramiączko na gałkę drzwi łazienkowych, a drugie na gałkę bieliźniarki, niczym stracha na wróble, który przybliży mi kolejne marzenia.
- Bij go, duży chłopcze, zbij go na czerwoną miazgę - tak mnie zachęcają miseczki biustonosza Hanny, kiedy raptem zwinięta gazeta wali do drzwi. Aż odskakuję z ręką zajętą kilka centymetrów od deski klozetowej.
- Daj innym też sobie huknąć na tronie - mówi ojciec. - Już od tygodnia nie miałem stolca.
Z właściwym sobie talentem odzyskuję równowagę i wybucham urażony:
- Mam straszne rozwolnienie! Czy nikogo w tym domu to nie obchodzi? - Równocześnie wznawiam ruch posuwisty, a nawet przyśpieszam tempo, gdy tylko mój dotknięty rakiem organ znów ożywa i zaczyna cały wibrować.
Wówczas biustonosz Hanny wchodzi w drżenie. Huśta się na obie strony! Przymykam oczy i oto... Lenora Lapidus! Ma największe bufory w całej klasie, a kiedy biegnie po lekcjach do autobusu, ten wielki nietykalny towar podskakuje pod bluzką, och, zaklinam je, żeby wyszły z tych misek tu do mnie, PRAWDZIWE CYCKI LENORY LAPIDUS, i w tym samym ułamku sekundy uświadamiam sobie, że matka szarpie energicznie za gałkę drzwi. Drzwi, które tym razem zapomniałem zamknąć na zatrzask! Wiedziałem, że kiedyś to się musi stać! Przyłapano mnie! Już po mnie!
- Otwórz, Aleks, otwórz w tej chwili.
Zamknięte, nie przyłapano mnie! I widzę po tym, co kołacze się w mojej dłoni, że jeszcze nie umarłem. Walić go! Walić!
- Liż mnie, chłopczyku, wyliż mnie do ostatka! Jestem gruby, wielki, rozpalony do czerwoności biustonosz Lenory Lapidus!<%0>
- Aleks, odpowiedz mi. Jadłeś frytki po szkole? Dlatego jesteś chory?
- Nnnnie, nnnnie.
- Aleks, masz bóle? Chcesz, żebym wezwała lekarza? Masz bóle czy nie? Muszę wiedzieć dokładnie, gdzie cię boli. Odpowiedz zaraz.
- Aha, aha.
- Aleks, nie spuszczaj wody - mówi matka surowym tonem. - Chcę zobaczyć, co zrobiłeś. Nie podobają mi się te odgłosy.
- Ani mnie - dodaje ojciec, poruszony jak zwykle moimi osiągnięciami, czując zarówno podziw, jak i zazdrość. - Już od tygodnia nie miałem stolca. - W tym samym momencie chyboczę się na wyżynach deski klozetowej i ze skowytem batożonego zwierzęcia wydalam trzy krople ledwie kleistej cieczy w skrawek materiału, którego dotykała sutkami moja osiemnastoletnia siostra z płaskim biustem, bo tylko taki ma. To mój czwarty orgazm tego dnia.
Kiedy zacznę tryskać krwią?
- Chodź no tutaj - mówi matka. - Dlaczego spuściłeś wodę, chociaż cię prosiłam, żebyś nie spuszczał?
- Zapomniałem.
- Co tam było, że musiałeś tak szybko spuścić?
- Rozwolnienie.
- Bardziej płynne czy bardziej kaka?
- Nie zaglądam! Nie zajrzałem! Przestań mówić do mnie "kaka", jestem już w szkole średniej!
- Aleks, tylko nie podnoś na mnie głosu. Zapewniam cię, że to nie przeze mnie masz rozwolnienie. Gdybyś jadł tylko to, co dostajesz w domu, nie latałbyś pięćdziesiąt razy dziennie do łazienki. Hanna mi powiedziała, co ty wyprawiasz, więc nie myśl, że nie wiem.
Zauważyła, że zginęły jej majtki! Przyłapano mnie! Niech więc umrę. Naprawdę wolałbym umrzeć!
- Taak... i co ja takiego robię?
- Chodzisz po szkole z Melvinem Weinerem na frytki do baru Harolda, gdzie sprzedają hot dogi i inne świństwa. Może to nieprawda? Tylko mi nie kłam. Objadasz się po szkole frytkami z ketchupem przy Hawthorne Avenue? Jack, chodź no tutaj, chcę, żebyś to usłyszał - woła ojca, który zajmuje teraz łazienkę.
- Usiłuję się właśnie wypróżnić - pada odpowiedź. - Mam dość kłopotów i bez tego, żeby krzyczano na mnie, kiedy usiłuję się wypróżnić.
- Wiesz, co twój syn robi po szkole, ten prymus, przy którym rodzona matka nie może już mówić "kaka", bo jest taki dorosły? Jak sądzisz, co robi twój dorosły syn, kiedy nikt go nie pilnuje?
- Błagam cię, zostaw mnie w spokoju - woła ojciec. - Dajcie mi na chwilę święty spokój, żebym mógł tu coś zrobić!
- Poczekaj tylko, aż ojciec usłyszy, co ty wyprawiasz, na przekór wszelkim wymogom zdrowotnym. Aleks, odpowiedz mi. Jesteś taki mądry, masz już odpowiedź na wszystko, odpowiedz mi tylko na jedno: dlaczego twoim zdaniem Melvin Weiner nabawił się nieżytu kiszek? Dlaczego ten dzieciak spędził pół życia w szpitalach?
- Bo je świństwa.
- Nie waż się ze mnie kpić!
- No dobrze - wrzeszczę - to jak się nabawił nieżytu kiszek?
- Bo je świństwa! Ale to nie są żarty! Bo dla niego posiłek to batonik spłukany butelką pepsi. Wiesz, jak wygląda jego śniadanie? Najważniejszy posiłek dnia, i to nie tylko zdaniem twojej matki, Aleks, ale też zdaniem najwybitniejszych dietetyków, wiesz, co ten dzieciak je?
- Pączka.
- Żebyś wiedział, że pączka, mądralo. I popija kawą. Pączek z kawą, i tak ten trzynastoletni bachor, któremu zostało pół żołądka, zaczyna dzień. Ale ty, chwała Bogu, zostałeś wychowany inaczej. Twoja matka nie szlaja się po mieście przez cały dzień, od Bama do Hahnego i do Kresgego, jak nie powiem kto. Aleks, wytłumacz mi, zdradź tajemnicę, a może to ja jestem po prostu głupia, wytłumacz mi jedno, do czego ty zmierzasz, co chcesz udowodnić tym, że objadasz się takimi świństwami, zamiast wrócić do domu na herbatniki z makiem i szklankę pysznego mleka? Chcę się dowiedzieć prawdy. Nie powiem ojcu - mówi, ściszając wymownie głos - ale muszę się od ciebie dowiedzieć prawdy. - Pauza. Również wymowna. - Jesz tylko frytki, kochanie, czy coś więcej?... Powiedz mi, proszę cię, czym jeszcze zaśmiecasz żołądek, żebyśmy mogli się wspólnie zastanowić nad twoim rozwolnieniem! Aleks, przyznaj się. Jesz na mieście hamburgery? Odpowiedz, dlatego spuściłeś wodę, że tam były hamburgery?
- Już ci powiedziałem, nie zaglądam do klozetu, kiedy spuszczam wodę! Nie jestem ciekaw, tak jak ty, ludzkiego kaka!
- Oj, oj, oj, ledwo skończył trzynaście lat, a już tak pyskuje! I to komuś, kto pyta o jego zdrowie, dla jego dobra! - Ponieważ nie może tego absolutnie pojąć, oczy zachodzą jej łzami. - Aleks, dlaczego tak postępujesz, wytłumacz mi. Błagam cię, powiedz, co myśmy ci takiego strasznego zrobili w ciągu naszego życia, żebyś tak nam odpłacał?
Pewno uważa, że nie ma na nie odpowiedzi. Co gorsza, ja też tak uważam. Co oni mi dawali przez całe życie prócz poświęcenia? Tylko zupełnie nie jestem w stanie pojąć, dlaczego właśnie to miałoby być takie straszne... i to do dzisiaj, panie doktorze! Do dzisiaj tego nie pojmuję!
TedBundy pisze:znamy, znamy Ale po co śmietnikową literaturę propagować? Sprawdza się, niestety, chińskie przekleństwo "obyś żył w ciekawych czasach". A są one istotnie ciekawe. Gdzie ku.tas na krzyżu robi za dzieło sztuki, gdzie włoscy zwyrole wystawiają "Madonnę płaczącą spermą" i każą uważać to za wolność wypowiedzi artysty. Lata 60-te i 70-te w amerykańskiej literaturze to dosyć płodny okres. Nie warto przypominać takich wytrysków intelektu jak powyższy.