Smile8 pisze:Najpierw daje dupy innemu a potem jest pokrzywdzona bo musi żyć ze zdradzonym? O_O
No ba - mało tego - jest to przecież wina zdradzonego, a kochanek przyłapany na zdradzie nie ma prawa zostać wyrzucony z mieszkania!
Absurd goni absurd...
Maverick pisze:Tak. Tylko ty. I tobie podobni dla jasnosci.
Czy normalny facet, bez zaburzeń osobowości na tle płci, który kreuje się na opanowanego, spokojnego i dostojnego samca alfa, zadaje pytania pod tytułem "jak postąpiłby prawdziwy mężczyzna, aby podkreślić swoją dominację"?
Alamakota pisze:Pierdołami zajął się Adamiec, wykłócając się z Andrew o ortografię.
O przepraszam. Podałem różne argumenty - np badania statystyczne, czy
jednoznaczne przykłady z historii XX wieku i najnowszej. Pomimo waszych wyobrażeń, dalej rozwiązujemy problemy na drodze agresji i siły. Nie piszę o dążeniach, o ideałach czy wyobrażeniach jak niektórzy. Pisałem o agresji jako naturalnej reakcji - jednej z wielu z możliwych. Nigdzie nie pisałem o słuszności takiej reakcji.
Tymczasem dowiedziałem się, że jestem kretynem, małpą, zabójcą, alkoholikiem niezdolnym do trwałego związku, że zostałem zdradzony, że nie potrafiłem zaspokoić kobiety oraz że wylądowałbym w więzieniu. I parę innych pierdół tego typu.
Faktycznie dyskusja na poziomie.
Druga część jest o tym, że nawet to spoliczkowanie po, sama Dzindzer uznała za swoją słabość, za reakcję, której nie chciała i żałuje, bo uważa ją za niewłaściwą właśnie. Jak dziecku trzeba?
A tobie jak dziecku trzeba tłumaczyć, po raz chyba dwudziesty, że nie ma to absolutnie żadnego znaczenia czy żałuje czy nie? To czy uważa to za słuszne zachowanie czy też nie, jest jedynie jej moralną oceną, która nie ma żadnego znaczenia dla istoty samego mechanizmu. Zrobiła to, bo nie była w stanie nad sobą zapanować, a roznosiła ją złość, żal, frustracja i bezsilność, które to znalazły ujście w formie fizycznego aktu przemocy. Nie zapanowała nad tym - był to odruch, a nie przemyślane działanie. Innymi słowy mówiąc, zareagowała dokładnie w taki sposób, w jaki to określiłem, a kierowały tym mechanizmy, o których mówiłem...
Nie kwestionuję jej oceny moralnej samego czynu. Niech sobie będzie oznaką słabości, niech żałuje. To jej prywatna sprawa. Ale jest to już jedynie
skutek czynu - a nie jego
przyczyna.