W nawiązaniu do naszej dyskusji do nienawiści, wychodzi na to, że działa podobnie do tego, co Twoja teoria na ten temat. I dlatego potworze. Ale wstyd to nie nienawiść, a jeden przypadek reguły nie czyni.
Hmm... No i co ja mogę napisać? Że jak na dno się nie stoczysz, to człowiekiem nie będziesz? Że jak Cię nie wypierze ze wszystkiego, że dopóki nie przekroczysz wszystkich możliwych granic i żadnych hamulców nie będzie, a przed staniem na Pigalaku (bo niby dlaczego za to kasy nie zgarniać?) nie powstrzyma Cię tylko to, że ktoś znajomy Cię zauważy, to nie docenisz miłości, a właściwie seksu w związku z miłością? Że nie zobaczysz, jak cudowne może być spanie pod kołdrą przy zgaszonym świetle, kiedy nic nie jest wprost? Że nie odkryjesz, iż oprócz pieprzenia i forsy jest jeszcze coś takiego jak czułość np.?
Wiem, pięknie się podłożyłam (to odniesienie do tej nienawiści). Ale widocznie każdy ma swoją działkę, w której to dno osiągnąć musi
