Witam, jako ze to moj pierwszy post tutaj
Wybaczcie, ze od razu polece Hardcorem, ale sprawa jest kiepska. I prosilbym o doczytanie do konca, wiec jesli przeraza was rozmiar textu i nie chce wam sie go czytac - nie odpowiadajcie nic.
Potrzebuje rade, bo zaplatalem sie w historie, ktorej chyba tworcy samych telenowel nie byliby w stanie wymyslic

Przejde wiec do tematu:
Znamy sie z owa przyjaciolka od 6 lat, jest 2 lata mlodsza ode mnie, a ja bylem wtedy mlody i glupi hehe, bylismy ze soba na etapie kumpel-kumpela, podkochiwalem sie w niej sporo czasu, bo wczesniej nie mialem doswiadczenia w sprawach damsko-meskiego podrywu, wiec staralem sie byc jak najbardziej opiekunczy, ale zeby wygladalo to najdyskretniej jak tylko moglo. Z czasem zaczalem stawac sie coraz bardziej przyjacielem calej rodziny, osoba mile widziana i ogolnie lubiana, niestety bylem tez przedmiotem dowcipow jej ojca, bo czesto jak ze soba rozmawialismy przychodzil i dla zartow nazywal mnie "zieciem", co niestety wywolywalo oburzenie ze strony owej, jeszcze wtedy kolezanki. Przelom nastapil, gdy zaprosilem ja na swoja studniowke, jednakze na samej studniowce nie zrobilem niestety zadnego kroku w jej strone.. po prostu bylem wtedy zbyt niesmialy. Aczkolwiek cos sie stalo, ze zaczalem sie zmieniac, stawalem sie coraz bardziej pewny siebie, co przynosilo korzysci w naszych ówczesnych stosunkach (bynajmniej nie seksualnych

). Zaczelismy coraz czesciej ze soba rozmawiac, na coraz bardziej intymne i prywatne tematy, co zaowocowalo swego rodzaju "awansem" na pozycje najlepszego przyjaciela. Jednak moj brak doswiadczenia dawal sie we znaki i kilka razy planowalem ujawnic co do niej czuje, jednak zwykle albo zjadala mnie trema, albo po prostu nie dochodzilo do odpowiednich sytuacji. Ciagnelismy ten stan przez pare miesiecy, co z jednej strony doprowadzalo mnie do szalu ze wzgledu na moja niemoc, a z drugiej - stawalem sie coraz bardziej pewny siebie, az doszedlem do takiego momentu, gdzie wzialem sie w garsc, zaplanowalem cala sytuacje jak i plan rozmowy, tymbardziej ze od kilku dni passa codziennych rozmow telefonicznych zmalala, co tylko zmotywowalo mnie do zrobienia wreszcie tego kroku. Jak to wymyslilem, poszlismy do kina i po seansie w drodze powrotnej mialem powiedziec jej co i jak... tylko, ze zdazyl sie maly psikus.. po wyjsciu z kina wyjasnilo sie dlaczego rozmowy od kilku dni sie przerzedzily - pod kino przyszedl jej obecny chlopak, ktorego poznala - a jakze - kilka dni wczesniej. Poza tym, ze poczulem sie jakbym dostal serie z kalacha w kregoslup.. Moglem tylko stac i patrzec jak odchodza, trzymajac sie za rece.. a ja wracalem do domu.. sam.. Doszedlem do siebie po 3 dniach i postanowilem z nia pogadac.. wyszlismy wiec na spacer z psem.. i w koncu wtedy zrobilem mliy wstepik i wymowilem dwa wszystkim znane slowa i o zgrozo na tym poprzestalem.. stanalem jak wryty i nie wiedzialem co dalej. Jej reakcja bylo totalne zszokowanie, po chwili padlo z jej ust: "I co ja mam teraz z toba zrobic..." Po czym stwierdzila, ze musi sie zastanowic i jutro ze mna pogada. Oczywiscie wiadomo jak sie to skonczylo - nazajutrz rano telefon i w sluchawce uslyszalem znajomy niektorym text - "Bedzie najlepiej jak zostaniemy przyjaciolmi". Przezylem to bardzo mocno.. bolalo mnie za kazdym razem przez kolejne miesiace jak przychodzilem do jej domu i widzialem, ze albo wychodzi gdzies ze swoim "miskiem" albo siedza w pokoju i mrucza do siebie. Koles, jak to czesc chlopakow robi - zamkna ja w swoim swiecie, do tego stopnia, ze jak siedzialem w pokoju z jej bratem, a ona wchodzila do mieszkania - widziala ze przyszedlem ale nie zajzala i nie przywitala sie.. po prostu koles odgraniczal ja od wszelkich przyjaciol calkowicie (to opieram na dalszych obserwacjach). Przyszla zima i cos zaczelo sie zmieniac.. zaczela sie po prostu dusic w tym zwiazku, po sylwestrze zaczely sie znow telefony do mnie, rozmowy po godzine, dwie.. nic nie mowila o chlopaku, ale czulem ze ma go dosyc.. Ciekawostka jest to ze miala wtedy 17 lat, jej chlopak 18, lecz nie pozwalal jej pic alkoholu.. a jako ze jest dziewczyna żądna wrazen zaczalem sie ustawiac z nia w pubie. W koncu pewnego razu gdy byla u mnie natrafila na gg na kumpla ze "smutnym" statusem, spontanicznie zaprosilismy go na piwo. Wesolym jest fakt, iż zaczela go podrywac.. To mnie po prostu dobilo, wyjasnilem kolesiowi w jakiej jestem sytuacji koles zrozumial, jako ze nie chcial tracic mnie jako kolegi wiec wymyslilismy jakas historie zeby ja sploszyc.. Operacja zakonczyla sie pomyslnie

W miedzyczasie w rozmowach telefonicznych ewidentnie prosila mnie zebym coraz czesciej wpadal "pogadac, na kawe" itp. jednego razu przez telefon powiedziala, ze przychodzi jej chlopak, ale splawi go symulujac bol brzucha.. czulem sie wniebowziety. Ustalilem sobie kolejna date rozmowy w ktorej sprobuje ja "przejac" - i to byl moj kolejny blad... zanim owa data przyszla (wiazala sie z wydarzeniem filmowym, a konkretnie premierą) u nich zaczelo sie powoli ocieplac... Zaczela widziec powoli co robi, ze mna, jak traktuje jego... no i ja - uparty trzymalem sie owej daty jak glupi. A gdy wreszcie doszlo do feralnej rozmowy - zapomnialem kompletnie co mam powiedziec i spytalem tylko - czy kiedykolwiek cos do mnie czula - odpowiedziala ze nic. Wtedy powiedzialem, ze nie jestem w stanie tak dalej zyc i najlepiej bedzie jak sie rozstaniemy. Zszokowalo ja to.. no ale przez nastepne pol roku nie spotkalismy sie ani razu.. jesli by nie liczyc faktu ze w koncu ma internet - przez co i gg.. i musiala znalezc moj numer i zagadnac do mnie o jakas blahostke.. przez krociutki okres nawet troszke porozmawialismy, ale szybko sie to skonczylo z mojej strony - powiedzialem ze wyjezdzam, a jak wroce niestety nie bede mial dostepu do netu (brzmi banalnie, ale nie chce sie po prostu wdawac w szczegoly). po pol roku - w zimie.. po prostu nie wytrzymalem.. nie moglem w stanie pozbyc sie jej z mojej glowy - 6 lat znajomosci robi swoje - nadomiar zlego wszystko dookola zaczelo mi o niej przypominac. Postanowilem ze zrobie wielki-maly "Come back". Urodziny - 18 - miala w pazdzierniku - zwlekalem.. az przyszedl okres przedswiateczny.. kupilem porzadny prezent i wybralem sie w odwiedziny.. przywitalismy sie w objeciach, pogadalismy poszedlem.. zapytala przy wyjsciu czy wpadne po swietach.. no i historia zaczela sie powtarzac... znow zblizylem sie do niej zaczely sie rozmowy - tym razem na gg, wizyty, coraz czestsze.. zblizylismy sie do siebie bardziej niz kiedykolwiek. Pomagalem jej we wszystkim w czym tylko moglem... ale znow.. "dobra" passa sie powoli skonczyla, az doszlo do momentu sredniego zainteresowania.. czyli az do teraz.. niedawno bardziej zainteresowala sie swoim chlopakiem, ale ostatnio znow jest stan uspokojenia, a z kolei coraz czestsze wizyty zaczynaja sie z mojej strony - na jej zyczenie.
Historii koniec.. sorry, ze tak dlugo ale.. nie chcialem pomijac zadnych waznych kwestii, a chcialem to tez wyrazic po ludzku i przystepnie.
Teraz to, czego dowiedzialem sie po rozmowach z roznymi ludzmi, ktorzy sa bardziej doswiadczeni ode mnie, a takze z wlasnych obserwacji - wiem, ze nie powinienem jej tyle pomagac i latac za nia zaslepiony, bo nigdy nic z tego nie bedzie. Skonczylem z wszelkimi dolami przy niej, nie wyzalam sie, natomiast ja jestem dla niej dokladnie osoba, ktorej o wszystkim mowi, o wszystkim oprocz chlopaka - o nim ani slowa, prawdopodobnie ze wzgledu na szacunek do mojej osoby bo pamieta jak sie zachowywalem jak widzalem ich razem. Dalej.. koles jest... no.. dziwny.. Pamietam jak raz wszedlem do mieszkania... stoja oboje, ja metr od niego - patrze mu w oczy.. mowie "czesc" bo kultura nakazuje - a ten nic... powtarzam... nic... Zwatpilem po prostu. O swoich problemach mowi mu.. ale ten nie daje jej konkretnych rad. Ma problemy z rodzicami, chce sie wyprowadzic z domu bo juz nie wytrzymuje - prosila mnie zebym zalatwil jej mieszkanie.. ok.. popytalem kumpli - niestety nic wolnego, trudno.. no ale jestem przekonany ze jej chlopak cos zalatwi migiem - a tu guzik.. sam mieszka na stancji i nic.. zero zainteresowania. No i kolejna smieszna sytuacja - cynk o wolnym miekszaniu dala jej znajoma - przyszedl tydzien wplaty pieniedzy - bach! chlopakowi zepsul sie samochod - maluch (pisze celowo, bo koszt naprawy wyniosl.. uwaga - 780 zlotych

). Nie starczylo mu kasy - nie mogl pozyczyc od rodziny, czy od brata - musial od dziwczyny, ktora zbierala na mieszkanie zeby moc sie uwolnic od dreczacej ja rodzicow. Dalej.. ona boi sie, ze jej ojciec zadzwoni do niego i powie zeby sie odczepil bo ma mature itd. - przeciez kazdy zdrowy na umysle chlopak olalby taki telefon. Koles ma dosc jej ojca.. i przychodzi do niej tylko gdy go nie ma...
Ona siedzi we mnie bardzo gleboko juz... i po prostu nie wiem co mam robic. Teraz zanosi sie na wahadelko - raz on raz ja... mam wrazenie ze on traktuje ja jako dziewczyne na pokaz, a ja uzupelniam jej to, czego chlopak jej nie daje. Ostatnio dowiedzialem sie, ze nie moge tak za nia latac. Chodza mi po glowie bestialskie mysli w stylu zgranie sobie jej archiwum gg, zeby zobaczyc jak wygladaja ich rozmowy.. Gdybym wiedzial wczesniej to co wiem teraz - wiadomo zrobilbym to inaczej.. jednak z mojej historii wynika ze zrobilem tyle bledow juz.. nie wiem po prostu czy jest jeszcze jakas szansa. Zastanawialem sie ostatnio nad spytaniem jej, jak sie uklada ich zwiazek.. zeby szukac jakiegos punktu z ktorego moglbym zaczac. Szczerze nie wierze w to co powiedziala wtedy - ze nic do mnie nie czula - czuje po prostu i widze po tym co razem przezylismy, ze musialo cos kiedys miedzy nami byc i wierze, ze mozna to przywrocic. Z tego co widze pozostaje mi tylko czekac na razie i miec cicha nadzieje, ze kiedys sie rozstana - bo wahadla nie moze byc. Licze na to ze ona w koncu zrozumie swoj blad i zdejmie niewidzialne okulary, ktore sa skierowane w strone jej obecnego chlopaka. A najgorsze jest to, ze po prostu ona przycmiewa wszystkie inne przedstawicielki płci pieknej..
Mam bardzo ciezki orzech do zgryzienia...