Poskromienie Złośnika
: 14 lip 2005, 18:26
Mam chłopaka, chłopak ma problem, a, że jesteśmy razem, to poniekąd MY mamy problem <zly3> Dotąd nie mogę uwierzyć, że można mieć takie fajne problemy Moja przyjaźń z Basiaczkiem(Basią) trwa 7, z Dociakiem(Dorotą) 5 lat itd. (mam też przyjaciół wśród "brzydali"). Jako jedynaczka w relacjach międzyludzkich jestem szalenie zachłanna, ale to przyjaciołom oddaję całą siebie, aż czasami boję się, gdy sobie uświadamiam, jaką mają władzę nad moim serduszkiem, na szczęście wiem, że to są "ci" ludzie...Natomiast faceta najczęściej postrzegam jako wroga, potem jeńca, któremu trzeba, póki czas, odebrać jak najwięcej, bo on tylko czeka, by uciec...Jeszcze nikt nie potrząsnął moim światem porządnie na tyle, bym pozwoliła przyjaźni spaść na miejsce po miłości. Postanowiłam, że z moim obecnym chłopcem nie będę już walczyć, będę miła, posłuszna i w ogóle do rany przyłóż, co do teraz było proste. Chłopak od początku do teraz - to już ponad 2 lata - sprawia wrażenie zakochanego, ja też go bardzo lubię <aniolek2> Ale TERAZ przesadził. Zrobił mi awanturę, że zapominam o nim, bawiąc się z przyjaciółmi, bo zbyt rzadko ślę sygnałki, sms'y <bicz1> Jego słowa:"przy nich zapominasz o całym bożym świecie//czuję się zaniedbany//one są dla ciebie ważniejsze...itp. Nie potraktowałam jego wyrzutów poważnie, bo są dla mnie infantylne, zwł. że w moim zachowaniu nie zaszła żadna zmiana, robiłam to, co zawsze (przez nasze 2 lata). Następnego dnia napisałam mu w żarcie 3 eski o treści: "właśnie ziewnęłam", "trzy razy kichnęłam", "wytarłam nos". Nie skomentował, nie "wyciągnął konsekwencji", więc też postanowiłam mu przebaczyć <aniolek2> i zapomnieć o sprawie. Ale kiedy Dociak zaprosił nas nad morze, okazało się, że zazdrość mu nie przeszła :565: . Mój "podopieczny" poszedł w zaparte - on nie pojedzie. A mnie szlag trafi, a powinien jego <bicz1> . Pewnie sobie ubzdurał, że teraz dokonuje się wybór między nim, a "całym bożym światem". No i znalazłam się pomiędzy młotem, a kowadłem(gdzie młotem jestem ja, bo nie wiem, co robić). Pytanie brzmi: jakich argumentów użyć, by nad morze wyjechać z nim, nie w pojedynkę?