Lęk przed bliskością
: 10 cze 2013, 21:11
Cześć. Jeśli sobie myślisz, że to będzie kolejny post zrozpaczonej singielki to się mylisz. Mam 22 lata i brak chłopaka nie utrudnia mi jakoś szczególnie życia. Mam na to czas, w końcu jeszcze nie umieram. Bardziej się obawiam mojego strachu przed bliskością i bliższą znajomością, którą ciężko mi pokonać nawet w codziennych sytuacjach. Rozumiem, że to wpływ wychowania, bo nie przypominam sobie, żeby mnie w domu ktoś kiedykolwiek przytulił. Trud wychowawczy mamy skończył się na wiecznych krzykach lub przyłożeniu w tyłek, bo wylałam herbatę. Ciężko mi sobie przypomnieć z nią jakieś wspólne i dobre chwile. Z ojcem też nie spędzałam dużo czasu, ten to w ogóle jest agent, bo jak mnie widzi to całuje w policzek z taką miną jakby właśnie dokonywał zbrodni na mojej granicy intymności – słowem mam to po nim. Gdy rodziców nie było (a z reguły ich nie było) siedziałam z babcią, która zajmuje się całe życie umieraniem i jęczeniem na wszystko, na co tylko się da. Nie przypominam sobie, żebym widziała ją kiedyś z czegokolwiek zadowoloną.
Do lęku przed bliskością dochodzi druga rzecz – mianowicie prędzej umrę niż przyznam się, że mam z czymś problem. Nie lubię okazywać własnej słabości, chyba nigdy nie powiedziałam żadnej znajomej czy komukolwiek, że coś mnie gryzie. Jak mi ekstremalnie źle to się popłaczę, ale dopiero jak zostanę sama. Nigdy w towarzystwie, bez znaczenia czy koło mnie jest ktoś z rodziny, przyjaciółka czy obcy człowiek. Z tym próbuję walczyć sama, ale chyba wybieram nieodpowiednie osoby, bo gdy ostatnio z wielkim trudem zadzwoniłam do matki z problemem, w połowie mojego zdania przerwała mi, mówiąc, że ulicą idzie piękny piesek i szkoda, że go nie widzę. Później nie pamiętała o czym rozmawiałyśmy, więc albo jesteś przewrażliwiona, albo na kolejny mój telefon pt. „mamo, mam problem” będzie czekała bardzo długo.
Pytanie do Was. Jak się przełamać, bo moje drętwienie na uścisk przyjaciółki czy cokolwiek zaczyna mnie denerwować. Co zrobić, żeby nie bać się czyjeś bliskości i przestać bym taką skrytą osobą?
Do lęku przed bliskością dochodzi druga rzecz – mianowicie prędzej umrę niż przyznam się, że mam z czymś problem. Nie lubię okazywać własnej słabości, chyba nigdy nie powiedziałam żadnej znajomej czy komukolwiek, że coś mnie gryzie. Jak mi ekstremalnie źle to się popłaczę, ale dopiero jak zostanę sama. Nigdy w towarzystwie, bez znaczenia czy koło mnie jest ktoś z rodziny, przyjaciółka czy obcy człowiek. Z tym próbuję walczyć sama, ale chyba wybieram nieodpowiednie osoby, bo gdy ostatnio z wielkim trudem zadzwoniłam do matki z problemem, w połowie mojego zdania przerwała mi, mówiąc, że ulicą idzie piękny piesek i szkoda, że go nie widzę. Później nie pamiętała o czym rozmawiałyśmy, więc albo jesteś przewrażliwiona, albo na kolejny mój telefon pt. „mamo, mam problem” będzie czekała bardzo długo.
Pytanie do Was. Jak się przełamać, bo moje drętwienie na uścisk przyjaciółki czy cokolwiek zaczyna mnie denerwować. Co zrobić, żeby nie bać się czyjeś bliskości i przestać bym taką skrytą osobą?