Zdrada emocjonalna
: 07 lis 2010, 03:14
Szukałem po forum, ale nie znalazłem problemu który mnie męczy od dłuższego czasu, a chodzi o coś co nazywa się "ZDRADA EMOCJONALNA".
Ogólnie definicja jest taka że do takiej zdrady zachodzi gdy jeden z partnerów angażuje się emocjonalnie w relacje z kimś innym niż partner/partnerka.
Generalnie przyjmując tą definicję to bardzo łatwo o taką zdradę i to nawet w nie zamierzony sposób, bo przecież przyjaźń z kimkolwiek innym niż partner to już jest zdrada emocjonalna! Mało tego jeśli jest konflikt w związku i będziesz o tym rozmawiał z kimkolwiek to już może to się otrzeć o zdradę emocjonalną.
Opiszę może jak to u mnie wygląda, ale w całości z wszystkimi przyczynami (czyli będzie długo).
Z żoną jestem już 8 lat (6 lat licząc od ślubu). Bardzo zawsze kochałem moją żonę, jednak często drażniła mnie jej rezerwa w okazywaniu uczuć. Miała opory choćby trzymać mnie za rękę na spacerze, a z powiedzenie "Kocham" było dla niej praktycznie niemożliwe, choć z mojej strony słyszała to często i było to w 100% szczere. Przyzwyczaiłem się do tego podobnie jak do tego że nie widziałem zbyt często innych sposobów ukazywania uczuć.
Przez pierwsze lata naszego związku niestety bardzo dużo czasu poświęcałem pracy do tego stopnia że wracając do domu nie miałem siły na zbyt wiele. Niestety nie mogłem zbytnio liczyć na wsparcie żony, na to że pomyśli o mnie i sama zrobi zakupy, przygotuje mi kanapki do pracy, czy zrobi pranie. Owszem obiad zazwyczaj przygotowała, ale z perspektywy czasu nie wiem czy nie robiła tego bardziej z myślenia o sobie niż o mnie.
Ograniczyłem do minimum kontakty z przyjaciółmi, a nawet rodziną by w 100% poświęcać czas ukochanej, bo miałem go niewiele musząc sam zajmować się pracą i w dużym stopniu obowiązkami domowymi.
Zawsze starałem się w myślach ją usprawiedliwiać, bo przecież studiuje... Po zakończeniu studiów urodziła dziecko, więc przecież musi poświęcać czas dziecku...
Około 3 lat zrezygnowałem z pracy i otworzyłem własną firmę. Zazwyczaj pracuję w domu, więc mogłem jeszcze więcej czasu poświęcić na dom i obowiązki domowe (których nigdy nie unikałem). Wtedy to jeszcze bardziej uzmysłowiłem sobie nierównomierny podział obowiązków domowych. Kiedy dziecko poszło do przedszkola namawiałem żonę by pomogła mi prowadzić firmę, bo dotychczas nie pracowała. Niestety jednak bardzo szybko przestała się angażować, twierdząc że prostsze zajęcia są poniżej jej ambicji, a trudniejszych rzeczy jej nie chcę uczyć. Tylko że niestety, ale tych ambitniejszych rzeczy nie miałem czasu jej uczyć, bo musiałem zajmować się tymi sprawami które były poniżej jej ambicji, a dodatkowo w coraz większym stopniu obowiązkami domowymi które w coraz większym stopniu spadały na mnie. W końcu doszło do sytuacji że sam pracowałem na rodzinę i zajmowałem się większością obowiązków rodzinnych.
Ze strony żony nie otrzymywałem zbyt wiele wsparcia, mało tego... tak naprawdę była jedyną osobą która nie widziała moich starań, zawsze krytykującą, nie okazującą wobec mnie uczuć. Coraz bardziej docierało do mnie że jest ostatnią osobą na którą mogę liczyć, a pierwszą osobą która przy każdej okazji staje naprzeciw mnie traktując mnie jako wroga.
Po ośmiu latach wspólnego życia i po kolejnej kłótni byłem już totalnie załamany i zniechęcony do naszego związku. Chciałem to w końcu zakończyć raz na zawsze. Postanowiłem że wyprowadzę się i złożę pozew rozwodowy. Byłem bardzo przygnębiony i potrzebowałem rozmowy z kimś komu mógł bym się zwierzyć. Kontakty z przyjaciółmi pourywały mi się przez lata małżeństwa, bez zastanowienia poprosiłem koleżankę z firmy dla której świadczyłem usługi o spotkanie i ku mojemu zdziwieniu mimo już późnej godziny spotkała się ze mną by porozmawiać o moich problemach i nie tylko. Namawiała mnie do walki o mój związek, bym tego nie robił bym myślał chociaż by o dobru dziecka.
Wtedy zrobiłem coś czego nie powinienem był robić, bo powiedziałem żonie że nawet nie interesuje ją gdzie byłem, a ja spotkałem się z koleżanką z którą spędziłem czas na rozmowach. Żona okazała się bardzo zazdrosna i nie rozumiała czemu muszę rozmawiać z kimś "o moich problemach" (bo przy każdej kłótni okazywało się że to ja jestem winien wszelkim problemom i sam powinienem wszystko naprawiać). Wtedy to zobaczyłem jak moja żona płacze widząc że wszystko naprawdę może się skończyć. i wtedy chyba pierwszy raz poczułem że żonie na mnie zależy.
Motywowany namowami koleżanki postanowiłem starać się dać z siebie wszystko by ratować małżeństwo. Było wiele wspólnych wyjazdów które miały umocnić nasz związek, a jednocześnie starałem się jak najbardziej okazywać żonie swoje uczucia. Żona była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale jednocześnie nie odwzajemniała moich starań. trwało to przez kilka miesięcy. I pewnie szybko bym się poddał gdyby nie to że co jakiś czas widywałem się też z koleżanką która motywowała mnie zawsze do walki o utrzymania małżeństwa.
Z czasem moje małżeństwo coraz bardziej wykańczało mnie psychicznie, a koleżanka była coraz większym wsparciem i nie była już tylko koleżanką, ale przyjacielem. W tym czasie koleżanka poznała swojego chłopaka w którym bardzo się zakochała. Bardzo mnie cieszyło jej szczęście, a dodatkowo myślałem że żona przestanie być o nią zazdrosna. Poznałem nawet jej chłopaka który wie że się z nią przyjaźni i nie widzi w tym problemu.
Niestety, ale żonę to nie przekonało i teraz głównym problemem stała się przyjaciółka. Było więc coraz więcej kłótni i oddalaliśmy się od siebie. Kiedy starałem się ograniczać kontakty z przyjaciółką sytuacja się nie poprawiała, bo zawsze było coś nie tak. Coraz bardziej traciłem wiarę w związek i kiedy przychodziły kolejne kryzysy kiedy chciałem to zakończyć, jedyną osobą która motywowała mnie do starań, była przyjaciółka którą żona obarczała teraz o nasze problemy twierdząc że zdradzam ją emocjonalnie.
Będąc już w desperacji i wiedząc że to nic i tak nie pomoże, postanowiłem zerwać całkowicie kontakty z przyjaciółką oraz zakończyć współpracę z firmą w której przyjaciółka pracuje. Już teraz widzę że żona nie docenia tych starań i nadal będą kłótnie i problemy.
Jeśli przez tyle lat kogoś nie interesują potrzeby partnera to czy ma prawo powiedzieć że jest zdradzany emocjonalnie?
Czy ma prawo żądać zerwania przyjaźni tylko dlatego że ktoś inny okazuje się dla mnie większym wsparciem niż żona która POWINNA nim być, a nigdy tego nie robi.
Ogólnie definicja jest taka że do takiej zdrady zachodzi gdy jeden z partnerów angażuje się emocjonalnie w relacje z kimś innym niż partner/partnerka.
Generalnie przyjmując tą definicję to bardzo łatwo o taką zdradę i to nawet w nie zamierzony sposób, bo przecież przyjaźń z kimkolwiek innym niż partner to już jest zdrada emocjonalna! Mało tego jeśli jest konflikt w związku i będziesz o tym rozmawiał z kimkolwiek to już może to się otrzeć o zdradę emocjonalną.
Opiszę może jak to u mnie wygląda, ale w całości z wszystkimi przyczynami (czyli będzie długo).
Z żoną jestem już 8 lat (6 lat licząc od ślubu). Bardzo zawsze kochałem moją żonę, jednak często drażniła mnie jej rezerwa w okazywaniu uczuć. Miała opory choćby trzymać mnie za rękę na spacerze, a z powiedzenie "Kocham" było dla niej praktycznie niemożliwe, choć z mojej strony słyszała to często i było to w 100% szczere. Przyzwyczaiłem się do tego podobnie jak do tego że nie widziałem zbyt często innych sposobów ukazywania uczuć.
Przez pierwsze lata naszego związku niestety bardzo dużo czasu poświęcałem pracy do tego stopnia że wracając do domu nie miałem siły na zbyt wiele. Niestety nie mogłem zbytnio liczyć na wsparcie żony, na to że pomyśli o mnie i sama zrobi zakupy, przygotuje mi kanapki do pracy, czy zrobi pranie. Owszem obiad zazwyczaj przygotowała, ale z perspektywy czasu nie wiem czy nie robiła tego bardziej z myślenia o sobie niż o mnie.
Ograniczyłem do minimum kontakty z przyjaciółmi, a nawet rodziną by w 100% poświęcać czas ukochanej, bo miałem go niewiele musząc sam zajmować się pracą i w dużym stopniu obowiązkami domowymi.
Zawsze starałem się w myślach ją usprawiedliwiać, bo przecież studiuje... Po zakończeniu studiów urodziła dziecko, więc przecież musi poświęcać czas dziecku...
Około 3 lat zrezygnowałem z pracy i otworzyłem własną firmę. Zazwyczaj pracuję w domu, więc mogłem jeszcze więcej czasu poświęcić na dom i obowiązki domowe (których nigdy nie unikałem). Wtedy to jeszcze bardziej uzmysłowiłem sobie nierównomierny podział obowiązków domowych. Kiedy dziecko poszło do przedszkola namawiałem żonę by pomogła mi prowadzić firmę, bo dotychczas nie pracowała. Niestety jednak bardzo szybko przestała się angażować, twierdząc że prostsze zajęcia są poniżej jej ambicji, a trudniejszych rzeczy jej nie chcę uczyć. Tylko że niestety, ale tych ambitniejszych rzeczy nie miałem czasu jej uczyć, bo musiałem zajmować się tymi sprawami które były poniżej jej ambicji, a dodatkowo w coraz większym stopniu obowiązkami domowymi które w coraz większym stopniu spadały na mnie. W końcu doszło do sytuacji że sam pracowałem na rodzinę i zajmowałem się większością obowiązków rodzinnych.
Ze strony żony nie otrzymywałem zbyt wiele wsparcia, mało tego... tak naprawdę była jedyną osobą która nie widziała moich starań, zawsze krytykującą, nie okazującą wobec mnie uczuć. Coraz bardziej docierało do mnie że jest ostatnią osobą na którą mogę liczyć, a pierwszą osobą która przy każdej okazji staje naprzeciw mnie traktując mnie jako wroga.
Po ośmiu latach wspólnego życia i po kolejnej kłótni byłem już totalnie załamany i zniechęcony do naszego związku. Chciałem to w końcu zakończyć raz na zawsze. Postanowiłem że wyprowadzę się i złożę pozew rozwodowy. Byłem bardzo przygnębiony i potrzebowałem rozmowy z kimś komu mógł bym się zwierzyć. Kontakty z przyjaciółmi pourywały mi się przez lata małżeństwa, bez zastanowienia poprosiłem koleżankę z firmy dla której świadczyłem usługi o spotkanie i ku mojemu zdziwieniu mimo już późnej godziny spotkała się ze mną by porozmawiać o moich problemach i nie tylko. Namawiała mnie do walki o mój związek, bym tego nie robił bym myślał chociaż by o dobru dziecka.
Wtedy zrobiłem coś czego nie powinienem był robić, bo powiedziałem żonie że nawet nie interesuje ją gdzie byłem, a ja spotkałem się z koleżanką z którą spędziłem czas na rozmowach. Żona okazała się bardzo zazdrosna i nie rozumiała czemu muszę rozmawiać z kimś "o moich problemach" (bo przy każdej kłótni okazywało się że to ja jestem winien wszelkim problemom i sam powinienem wszystko naprawiać). Wtedy to zobaczyłem jak moja żona płacze widząc że wszystko naprawdę może się skończyć. i wtedy chyba pierwszy raz poczułem że żonie na mnie zależy.
Motywowany namowami koleżanki postanowiłem starać się dać z siebie wszystko by ratować małżeństwo. Było wiele wspólnych wyjazdów które miały umocnić nasz związek, a jednocześnie starałem się jak najbardziej okazywać żonie swoje uczucia. Żona była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale jednocześnie nie odwzajemniała moich starań. trwało to przez kilka miesięcy. I pewnie szybko bym się poddał gdyby nie to że co jakiś czas widywałem się też z koleżanką która motywowała mnie zawsze do walki o utrzymania małżeństwa.
Z czasem moje małżeństwo coraz bardziej wykańczało mnie psychicznie, a koleżanka była coraz większym wsparciem i nie była już tylko koleżanką, ale przyjacielem. W tym czasie koleżanka poznała swojego chłopaka w którym bardzo się zakochała. Bardzo mnie cieszyło jej szczęście, a dodatkowo myślałem że żona przestanie być o nią zazdrosna. Poznałem nawet jej chłopaka który wie że się z nią przyjaźni i nie widzi w tym problemu.
Niestety, ale żonę to nie przekonało i teraz głównym problemem stała się przyjaciółka. Było więc coraz więcej kłótni i oddalaliśmy się od siebie. Kiedy starałem się ograniczać kontakty z przyjaciółką sytuacja się nie poprawiała, bo zawsze było coś nie tak. Coraz bardziej traciłem wiarę w związek i kiedy przychodziły kolejne kryzysy kiedy chciałem to zakończyć, jedyną osobą która motywowała mnie do starań, była przyjaciółka którą żona obarczała teraz o nasze problemy twierdząc że zdradzam ją emocjonalnie.
Będąc już w desperacji i wiedząc że to nic i tak nie pomoże, postanowiłem zerwać całkowicie kontakty z przyjaciółką oraz zakończyć współpracę z firmą w której przyjaciółka pracuje. Już teraz widzę że żona nie docenia tych starań i nadal będą kłótnie i problemy.
Jeśli przez tyle lat kogoś nie interesują potrzeby partnera to czy ma prawo powiedzieć że jest zdradzany emocjonalnie?
Czy ma prawo żądać zerwania przyjaźni tylko dlatego że ktoś inny okazuje się dla mnie większym wsparciem niż żona która POWINNA nim być, a nigdy tego nie robi.