Czy to już koniec?
: 20 paź 2010, 16:20
Witam wszystkich
To chyba mój pierwszy post na takim forum, więc proszę o wyrozumiałość. Oznacza to, że muszę być chyba bardzo zdesperowana, że zdecydowałam się opowiedzieć o swoim problemie bądź co bądź obcym ludziom. Ale brak mi już sił.
Mam chłopaka, od niedawna narzeczonego. Jesteśmy razem już dość długo, a dzieli nas spora odległość. W związku z tym, że w tym roku zaczynałam studia postanowiliśmy, że będziemy bliżej siebie. Ba! Bardzo blisko. Chcieliśmy razem zamieszkać. A raczej ja chciałam, żeby tak było, wyszłąm z inicjatywą, a On stwierdził, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Rozmowy na ten temat zaczęliśmy ładnych pare miesięcy temu. To ja zdeklarowałam się wyjechać do Jego miasta. Ale to nie były łatwe miesiące. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, ustalić gdzie będziemy mieszkać itd. W końcu stanęło na akademiku. Wyjechałam więc pod koniec września, a dziś wróciłam. Nie wiem czy na stałe, prawde mówiąc nic już nie wiem. Od początku było to trudne. On mimo, że starszy ode mnie, mam czasem wrażenie, że mniej dojrzały. Bał się powiedzieć rodzicom o naszych planach. W końcu po zastosowaniu bardzo silnych środków perswazji (groźba, że wyjadę) powiedział. Jaka ja byłam szczęśliwa! Wreszcie zacznie się układać, jakoś to będzie, w końcu razem. Niestety, Jego rodzice (zwłaszcza mama) nie popierają Jego wyprowadzki a On w związku z tym sam nie wie co ma robić, a nawet czego tak naprawdę chce. Problem w tym, że mi już brak sił. Teraz jestem w domu. Prosiłam go, żeby to wszystko jeszcze raz przemyślał. W końcu matka będzie matką zawsze, bez względu na Jego decyzje. A ja? Jako dziewczyna/narzeczona/żona mogę zniknąć w każdej chwili. Moje relacje z mamą nie są kolorowe, dlatego nie wykluczam, że po prostu Go nie rozumiem. Pytanie natomiast brzmi: wracać? nie wracać? co robić? jak Go przekonać? i czy w ogóle przekonywać?
Dodam jeszcze, że kocham, bardzo kocham i wiem, że On też.
To chyba mój pierwszy post na takim forum, więc proszę o wyrozumiałość. Oznacza to, że muszę być chyba bardzo zdesperowana, że zdecydowałam się opowiedzieć o swoim problemie bądź co bądź obcym ludziom. Ale brak mi już sił.
Mam chłopaka, od niedawna narzeczonego. Jesteśmy razem już dość długo, a dzieli nas spora odległość. W związku z tym, że w tym roku zaczynałam studia postanowiliśmy, że będziemy bliżej siebie. Ba! Bardzo blisko. Chcieliśmy razem zamieszkać. A raczej ja chciałam, żeby tak było, wyszłąm z inicjatywą, a On stwierdził, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Rozmowy na ten temat zaczęliśmy ładnych pare miesięcy temu. To ja zdeklarowałam się wyjechać do Jego miasta. Ale to nie były łatwe miesiące. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, ustalić gdzie będziemy mieszkać itd. W końcu stanęło na akademiku. Wyjechałam więc pod koniec września, a dziś wróciłam. Nie wiem czy na stałe, prawde mówiąc nic już nie wiem. Od początku było to trudne. On mimo, że starszy ode mnie, mam czasem wrażenie, że mniej dojrzały. Bał się powiedzieć rodzicom o naszych planach. W końcu po zastosowaniu bardzo silnych środków perswazji (groźba, że wyjadę) powiedział. Jaka ja byłam szczęśliwa! Wreszcie zacznie się układać, jakoś to będzie, w końcu razem. Niestety, Jego rodzice (zwłaszcza mama) nie popierają Jego wyprowadzki a On w związku z tym sam nie wie co ma robić, a nawet czego tak naprawdę chce. Problem w tym, że mi już brak sił. Teraz jestem w domu. Prosiłam go, żeby to wszystko jeszcze raz przemyślał. W końcu matka będzie matką zawsze, bez względu na Jego decyzje. A ja? Jako dziewczyna/narzeczona/żona mogę zniknąć w każdej chwili. Moje relacje z mamą nie są kolorowe, dlatego nie wykluczam, że po prostu Go nie rozumiem. Pytanie natomiast brzmi: wracać? nie wracać? co robić? jak Go przekonać? i czy w ogóle przekonywać?
Dodam jeszcze, że kocham, bardzo kocham i wiem, że On też.