Nierealne oczekiwania
: 12 paź 2010, 00:10
Witam
Krótko i na temat. Liczę Sobie 21 lat i mam problem z nierealnym i nieżyciowym nastawieniem do związków z innymi ludźmi, z kobietami w szczególności. Pochodzę z rozbitej rodziny, z rodzicami nie mieszkam. W związku z tym odczuwam ogromną potrzebę bliskości. Od bardzo długiego czasu marzę o tym, aby mieć kogoś na kogo mogę liczyć, kto interesuje się mną i moim życiem. Kogoś do kogo można się przytulić i z kim będe mógł spędzać czas. Może to kuriozalne, ale pragnę tego bardziej niż seksu, co w moim wieku dla wielu jest priorytetem.
Niestety zdaję Sobię też sprawę, że nie tędy droga. Nie mogę przekładać takich potrzeb na kobiety, bo uniemożliwi mi to stworzenie zdrowego związku, a poza tym takie nastawienie odrzuca ludzi i źle wpływa na to jakim widzą mnie inni. Nie mogę pozwolić Sobie na postawienie Siebie w świetle osoby wiecznie czegoś głodnej, wymagającej i poszukującej. Tworząc taki obraz samego Siebie nie będę w stanie "sprzedać" swojej osoby, nie wzbudzę niczyjego zainteresowania. W ustach faceta większość stwierdzeń z poprzedniego akapitu nie ma prawa się znaleźć. Nie wymagam chyba jednak zbyt wiele. Nie oczekuję przecież, żeby ktoś czuwał nademną, czy opiekował się mną, bo nie zniósł bym tego. Potrafię o Siebie zadbać. Zwyczajnie jednak brakuje mi bliskich osób. Życie niestety jednak już takie jest, że żeby móc coś dostać, trzeba najpierw dać coś w zamian. W odwrotnej kolejności żadne interakcje nie zachodzą.
Dlatego też nie okazuję tego co jest wewnątrz mnie. Nie obarczam otoczenia swoimi problemami. Mam plany, marzenia, cele do których skrupulatnie dążę. Czas wypełniają mi studia, praca i jakieś minimalne przyjemności. Wszystko to jednak powoduje, że cały czas nie mogę odnaleźć szczęśćia. Robię w życiu wiele fajnych rzeczy, ale nie sprawiają mi one przyjemności i nie do końca nadają mu sens, bo nie przyczyniają się do zaspokojenia tej najważniejszej i najbardziej palącej dla mnie potrzeby. Na codzień trzymam fason i radzę Sobie bez potknięć, ale bywają też dni, gdy czuje się fatalnie. Problem nasila się w okresie, gdy przewalam dużo roboty i jestem wykończony, albo mam inne problemy, którymi nie mam się z kim podzielić. Wtedy jest mi naprawdę ciężko.
Tutaj przychodzi pora na pytania. Jak uspokoić swoje wewnętrzne demony ? Jak oddzielić je od relacji, które tworzę z ludźmi którzy mnie otaczają ? Co mogę zrobić, żeby żyć normalnie nie czując się samotnym ?
Krótko i na temat. Liczę Sobie 21 lat i mam problem z nierealnym i nieżyciowym nastawieniem do związków z innymi ludźmi, z kobietami w szczególności. Pochodzę z rozbitej rodziny, z rodzicami nie mieszkam. W związku z tym odczuwam ogromną potrzebę bliskości. Od bardzo długiego czasu marzę o tym, aby mieć kogoś na kogo mogę liczyć, kto interesuje się mną i moim życiem. Kogoś do kogo można się przytulić i z kim będe mógł spędzać czas. Może to kuriozalne, ale pragnę tego bardziej niż seksu, co w moim wieku dla wielu jest priorytetem.
Niestety zdaję Sobię też sprawę, że nie tędy droga. Nie mogę przekładać takich potrzeb na kobiety, bo uniemożliwi mi to stworzenie zdrowego związku, a poza tym takie nastawienie odrzuca ludzi i źle wpływa na to jakim widzą mnie inni. Nie mogę pozwolić Sobie na postawienie Siebie w świetle osoby wiecznie czegoś głodnej, wymagającej i poszukującej. Tworząc taki obraz samego Siebie nie będę w stanie "sprzedać" swojej osoby, nie wzbudzę niczyjego zainteresowania. W ustach faceta większość stwierdzeń z poprzedniego akapitu nie ma prawa się znaleźć. Nie wymagam chyba jednak zbyt wiele. Nie oczekuję przecież, żeby ktoś czuwał nademną, czy opiekował się mną, bo nie zniósł bym tego. Potrafię o Siebie zadbać. Zwyczajnie jednak brakuje mi bliskich osób. Życie niestety jednak już takie jest, że żeby móc coś dostać, trzeba najpierw dać coś w zamian. W odwrotnej kolejności żadne interakcje nie zachodzą.
Dlatego też nie okazuję tego co jest wewnątrz mnie. Nie obarczam otoczenia swoimi problemami. Mam plany, marzenia, cele do których skrupulatnie dążę. Czas wypełniają mi studia, praca i jakieś minimalne przyjemności. Wszystko to jednak powoduje, że cały czas nie mogę odnaleźć szczęśćia. Robię w życiu wiele fajnych rzeczy, ale nie sprawiają mi one przyjemności i nie do końca nadają mu sens, bo nie przyczyniają się do zaspokojenia tej najważniejszej i najbardziej palącej dla mnie potrzeby. Na codzień trzymam fason i radzę Sobie bez potknięć, ale bywają też dni, gdy czuje się fatalnie. Problem nasila się w okresie, gdy przewalam dużo roboty i jestem wykończony, albo mam inne problemy, którymi nie mam się z kim podzielić. Wtedy jest mi naprawdę ciężko.
Tutaj przychodzi pora na pytania. Jak uspokoić swoje wewnętrzne demony ? Jak oddzielić je od relacji, które tworzę z ludźmi którzy mnie otaczają ? Co mogę zrobić, żeby żyć normalnie nie czując się samotnym ?