trudny wybor zyciowy
: 25 mar 2010, 21:54
Witam.
Chcialbym jakos krotko nakreslic istote mojego problemu.. Sam juz nie wiem co o sobie sadzic, moze rzeczywiscie jest cos ze mna nie tak. Brak zdecydowania kolejny juz raz rozbija moje zycie w drobny mak.
Czy naprawde nie umiem byc facetem?
Czy to ze sie waham, ze rozwazam kazdy szczegol, czyni mnie gorszym?
jednakze wrocmy do meritum sprawy.
jakis czas temu wiodlem spo(jak zawsze musi pojawic sie jakies ale), znalazla sie "ta druga", co do ktrej nie mialem zadnych planow.. jadnak z Jej strony to bylo COS wiecej i "zabrala" mnie ze soba na wyjazd do IRL.
Nie mowie ze bylo mi latwo, bo wiedzialem ze wiaze sie to z tym ze moj zwiazek z obecna wowczas dziewczyna nie przetrwa..
wlasciwie, to juz chyba wtedy bylem jakos tak depresyjnie nastawiony i jechalem tam z mysla, ze jak sie uda, to ok, a jak nie to nawyzej zgine tam i nie wroce do kraju..
Dziewczyna ktora mnie "porwala" naprawde jest fajna, kocha mnie - tak mowi.. dzieli nas jednak spora roznica wzrostu - ja 190, ona 158. wkurza mni czasem gdy chcialbym sie przytulic a tu "trafiam' na powietrze, bo "mala" wtula mi sie w klate cala...
kontakt z moja byla jednak sie nie urwal. pomimo ze ona znalazla sobie innego faceta.. i chciala sobie z nim ulozyc zycie.. jakos tak nas oboje ciagnlo do siebie. tak czuje, ze to jest ta prawdziwa milosc, ktrora sie przezywa tylko raz..
z dziewczyna z ktora przyjechalem do irl, bylem 3 lata - ona chce juz czegos wiecej niz tylko mieszkac razem - slub i rodzina. moja eks, mysle ze dala by mi jeszcze szanse by byc razem - tyle ze po takim czasie my sie praktycznie nie znamy... czujemy ta magiczna wiez miedzy nami, ciagnie nas do siebie niesamowicie, ale dzieli nas 2000km...
nie umiem byc szczesliwy - mam do wyboru. zerwac z przeszloscia, byc z dziewczyna do ktorej czuje sympatie-nie milosc. zalozyc z nia rodzine( tak bez milosci? bezsensu, prawda?)... drugim wyjsciem jest powrot i sprobowanie naprawienia stosunkow z byla - plomien milosci ktory wciaz sie tli ma szanse zaistniec, ale nie wiem czy bede potrafil znalezc sobie miejsce z powrotem w pl.
trzecie wyjscie - zerwac zupelnie z wszystkim i sprobowac zaczac wszystko od nowa...
czuje sie jak podstawiony pod murem skazaniec. teraz czuje, ze jesli wybiore cos innego niz ucieczke to zrobie to bez przekonania.. z drugiej strony, mlodosc minela, mam swoje lata i czasem mysle, czy nie czas sie ustatkowac.. tylko ze to jest decyzja, ktora wazy naprawde o dalszym zyciu.. nie umiem podjac takiej decyzji. czsaem mysle, ze chcialbym zeby one obie sie polaczyly w jednosc wtedy bylbym szczesliwy.
co wazniejsze jest w rodzinie? spokoj, zrozumienie, racjonalizm, plan dzialania, czy szczescie, zadowolenie, milosc, swiadomosc, ze jest sie z kims kogo sie kocha..
seks sporadyczny, czy seksowanie sie do woli, na maxa ile tylko sie chce...
hmm... znow sie zapetlilem w swoim mysleniu... jak na dojrzalego faceta, stwierdzam, ze jestem bardzo niedojrzaly. wiem, czego chce, ale boje sie po to siegnac...
chcialbym byc z moja byla, ale miec spokoj iplan na przyszlosc ktory towarzyszyl mi tutaj.
rozwiaznie proste - sciagnij byla tam odpowiecie - otoz taka sytuacja odpada - jedyny mozliwy scenariusz to moj powrot..
zaczynam rozumiec ze nie mozna zrobic tak by wszystkim bylo dobrze, ze zawsze ktos ucierpi. saralem sie stawiac zawsze siebie na koncu, ale widac ze to nie za dobrze robi na zdrowie psychiczne. czuje ze miewam depresyjne stany... pewnie powinienem porozmawiac z jakims lekarzem...
przez to ze ona mnie tu przywiozla, czuje sie w jakims stopniu za nia odpowiedzialny.
czy malzenstwo z rozsadku jest dobrym wyjsciem? czy warto walczyc o milosc swojego zycia po przejsciach... nie majac pewnosci czy "wypali"..
ech.. chyba troche zakrecilem ten post.. jestem "pomiedzy" i czuje ze zostane sam na koncu... trudno zyc z przeswiadczeniem ze zawiodlo sie wszystkich wokol..
nie wiem jakiej rady szukac, co zrobic z tym wszystkim i jakie byloby najlepsze wyjscie..
chyba po prostu musialem sie chociaz "wypisac" ...
czy ktos z Was byl kedykolwiek w podobnej sytuacji, musial wybrac,... chcial byc z inna, a wyszlo inaczej.. czy mozna zyc z kims nie kochajac tej osoby?
Chcialbym jakos krotko nakreslic istote mojego problemu.. Sam juz nie wiem co o sobie sadzic, moze rzeczywiscie jest cos ze mna nie tak. Brak zdecydowania kolejny juz raz rozbija moje zycie w drobny mak.
Czy naprawde nie umiem byc facetem?
Czy to ze sie waham, ze rozwazam kazdy szczegol, czyni mnie gorszym?
jednakze wrocmy do meritum sprawy.
jakis czas temu wiodlem spo(jak zawsze musi pojawic sie jakies ale), znalazla sie "ta druga", co do ktrej nie mialem zadnych planow.. jadnak z Jej strony to bylo COS wiecej i "zabrala" mnie ze soba na wyjazd do IRL.
Nie mowie ze bylo mi latwo, bo wiedzialem ze wiaze sie to z tym ze moj zwiazek z obecna wowczas dziewczyna nie przetrwa..
wlasciwie, to juz chyba wtedy bylem jakos tak depresyjnie nastawiony i jechalem tam z mysla, ze jak sie uda, to ok, a jak nie to nawyzej zgine tam i nie wroce do kraju..
Dziewczyna ktora mnie "porwala" naprawde jest fajna, kocha mnie - tak mowi.. dzieli nas jednak spora roznica wzrostu - ja 190, ona 158. wkurza mni czasem gdy chcialbym sie przytulic a tu "trafiam' na powietrze, bo "mala" wtula mi sie w klate cala...
kontakt z moja byla jednak sie nie urwal. pomimo ze ona znalazla sobie innego faceta.. i chciala sobie z nim ulozyc zycie.. jakos tak nas oboje ciagnlo do siebie. tak czuje, ze to jest ta prawdziwa milosc, ktrora sie przezywa tylko raz..
z dziewczyna z ktora przyjechalem do irl, bylem 3 lata - ona chce juz czegos wiecej niz tylko mieszkac razem - slub i rodzina. moja eks, mysle ze dala by mi jeszcze szanse by byc razem - tyle ze po takim czasie my sie praktycznie nie znamy... czujemy ta magiczna wiez miedzy nami, ciagnie nas do siebie niesamowicie, ale dzieli nas 2000km...
nie umiem byc szczesliwy - mam do wyboru. zerwac z przeszloscia, byc z dziewczyna do ktorej czuje sympatie-nie milosc. zalozyc z nia rodzine( tak bez milosci? bezsensu, prawda?)... drugim wyjsciem jest powrot i sprobowanie naprawienia stosunkow z byla - plomien milosci ktory wciaz sie tli ma szanse zaistniec, ale nie wiem czy bede potrafil znalezc sobie miejsce z powrotem w pl.
trzecie wyjscie - zerwac zupelnie z wszystkim i sprobowac zaczac wszystko od nowa...
czuje sie jak podstawiony pod murem skazaniec. teraz czuje, ze jesli wybiore cos innego niz ucieczke to zrobie to bez przekonania.. z drugiej strony, mlodosc minela, mam swoje lata i czasem mysle, czy nie czas sie ustatkowac.. tylko ze to jest decyzja, ktora wazy naprawde o dalszym zyciu.. nie umiem podjac takiej decyzji. czsaem mysle, ze chcialbym zeby one obie sie polaczyly w jednosc wtedy bylbym szczesliwy.
co wazniejsze jest w rodzinie? spokoj, zrozumienie, racjonalizm, plan dzialania, czy szczescie, zadowolenie, milosc, swiadomosc, ze jest sie z kims kogo sie kocha..
seks sporadyczny, czy seksowanie sie do woli, na maxa ile tylko sie chce...
hmm... znow sie zapetlilem w swoim mysleniu... jak na dojrzalego faceta, stwierdzam, ze jestem bardzo niedojrzaly. wiem, czego chce, ale boje sie po to siegnac...
chcialbym byc z moja byla, ale miec spokoj iplan na przyszlosc ktory towarzyszyl mi tutaj.
rozwiaznie proste - sciagnij byla tam odpowiecie - otoz taka sytuacja odpada - jedyny mozliwy scenariusz to moj powrot..
zaczynam rozumiec ze nie mozna zrobic tak by wszystkim bylo dobrze, ze zawsze ktos ucierpi. saralem sie stawiac zawsze siebie na koncu, ale widac ze to nie za dobrze robi na zdrowie psychiczne. czuje ze miewam depresyjne stany... pewnie powinienem porozmawiac z jakims lekarzem...
przez to ze ona mnie tu przywiozla, czuje sie w jakims stopniu za nia odpowiedzialny.
czy malzenstwo z rozsadku jest dobrym wyjsciem? czy warto walczyc o milosc swojego zycia po przejsciach... nie majac pewnosci czy "wypali"..
ech.. chyba troche zakrecilem ten post.. jestem "pomiedzy" i czuje ze zostane sam na koncu... trudno zyc z przeswiadczeniem ze zawiodlo sie wszystkich wokol..
nie wiem jakiej rady szukac, co zrobic z tym wszystkim i jakie byloby najlepsze wyjscie..
chyba po prostu musialem sie chociaz "wypisac" ...
czy ktos z Was byl kedykolwiek w podobnej sytuacji, musial wybrac,... chcial byc z inna, a wyszlo inaczej.. czy mozna zyc z kims nie kochajac tej osoby?