prosze pomozcie zrozumiec - 2 lata znajomosci z kumplem...
: 20 mar 2009, 22:24
poznalem go, razem pracowalismy w hiszpanii, mielismy podobne zainteresowania. bylo OK.
az tu nagle w sezonie jesien zima 08/09 postanowlismy imprezowac razem w klubach. ja jeszcze jednego znajomego co krocej znam i mniej zzyty znim jeszcze wkrecilem. noi byla sobie taka nasza "trojca".
z czasem sie okazalo, ze ten wkrecony znajomy coraz czesciej robil nas w balona, typu: badzie o tej godz w pubie, po czym my bylismy a on nie. innym razem potrafil 10 razy dziennie dzwonic, ze chce teraz wyskoczyc na miasto na impreze. troche nas to zaczelo meczyc. szczegolnie tego mojego kumpla (co 2 lata znamy sie). mnie tez zaczelo meczyc ale troche mialem ze tak powiem - dystans do tego. bo ja tego goscia znalem dluzej (chocby uprawiamy ta sama dyscypline sportu, noi on mieszka blisko mojego osiedla - natomiast moj kumepl jest z akademikow) niz moj kumpel. Moj kumpel zaczal sie obrazac, nie odbierac telefonow jak tamten do nas dzwonil, z pytankiem, czy dzis imprezujemy. spoko. ok. znowu trzymalismy sie we 2 bardziej. postanowilismy sami latac po klubach.
i w czasie takiego jednego spotkania stalo sie. umowilismy sie w pubie X o godzinie Y. nie okreslismy dokladnie miejsca w srodku. noi ja przyszedlem. czekalem podparty prawie tuz przy schodach wejsciowych, zeby patrzec jednoczesnie na parkiet (czy tam jest) i na wejscie (czy wchodzi). czekam, czekam... mija 1 potem 2 godzina. w koncu troche wkurzony jestem ale sie nie przejmuje tym zbytnio postanawiam ze zostaje sam i wychodze na parkiet. az tu nagle sie okazuje, ze przychodzi z konca 3 sali (za parkietem) moj kumpel. noi jest bardzo zly i obrazony na mnie. bo on tam czekal caly czas i sie nigdzie nie ruszal. proboje mu tlumaczyc ze nie napisalismy se gdzie DOKLADNIE a poza tym ja mialem oko na parkiet wiec mogl sie pokazac na parkiecie. on dalej obrazony mowi ze nie ma juz ochoty dzis na impreze. ja mowie: zostaje, jak chcesz to idz. noi se poszedl.
potem przez tydzien sie nie odzywa na gg. (normalnie gadamy codziennie pare razy).
w koncu umawiamy sie na impre. wpada nieoczekiwanie ten moj znajomy do trojcy. moj kumepl widzi jak z nim gadam, ze "napalam" sie: co slychac, itd... a moj kumel raczej go juz zlewa (za to, ze robil nam wystawki na impry wczesniejsze). ok.
gadamy normalnie.
mielismy jeszcze taka wspolna znajoma Z. nazwijmy, ze jest to powiedzmy sobie dziewczyna z ERASMUSA, nie-polka, wiec nie gadamy z nia po naszemu. ale znamy ja od poczatku tego roku i spotykamy sie srednio raz na 2-3 tygodnie.
a wiec... podczas jednego takiego spotkania (ja, moj kumpel, ta dziewczyna) w pubie nagle sie zbieramy do wyjscia i zgadnijcie, kto wpada.... ten moj "znajomy". ja oczywiscie sie ladnie witam, przedstawiam ta dziewczyne, kumpel sie tez wida ale go zlewa caly czas. ja gadam z nim chwile, opowiadamy se, co tam slychac u kogo. kumpel sie tak patrzy dziwnie na nas. wyglada na obrazonego lub zazdrosnego. nie wiem. potem jak my zmieniamy klub, zegnamy sie z tym "znajomym" kumpel mi wypowiada: "duzo straciles w moich oczach". ja, szok, zdziwiony, nie wiem co jest grane, proboje to od niego wyciagnac, on obrazony nie tlumaczy mi nic. w koncu cos tam mowi: ze latam i mam swieczki w oczach, jak tylko przyjdzie ten TRZECI do nas... no a kumpel jest obrazony i ma go w d... bo przeciez tyle razy nas wystawial na imprezkach. spoko, ja do kumpla: ze przeciez jaki ma problem nie musi gadac z tym trzecim, ja go znam dluzej wiec, gramy razem (sport), mieszka niedaleko mnie, nie moge po prostu GO TAK OLAĆ, miec w DUPIE jak kumepl. nie chciec sie przywitac, czy co. on chyba tego nie moze zrozumiec. wyglada na obrazonego.
po tym spotkaniu wlasciwie minelo 1,5 miesiaca i juz do mnie sie w ogole nie odezwal moj kumpel na gg. NIC. ZERO. zadnego wytlumaczenia.
ja sobie nie mam nic do zarzucenia, wiec tez nie pisalem nic do niego.
po tych 1,5 miesiaca spotykam go na hali do sportow zespolowych. i podchodze, witam sie i mowie czemu sie obraza a on ze sie nie obraza i taki zdziwiony jakby nie mial sobie nic do zarzucenia. noi potem na gg caly czas cisza... z jego i mojej str.
przedstawilem to z mojego pkt widzenia. i czy jest tu jakas moja w tym wina ?
czy tak sie ma skonczyc ta znajomosc ?
az tu nagle w sezonie jesien zima 08/09 postanowlismy imprezowac razem w klubach. ja jeszcze jednego znajomego co krocej znam i mniej zzyty znim jeszcze wkrecilem. noi byla sobie taka nasza "trojca".
z czasem sie okazalo, ze ten wkrecony znajomy coraz czesciej robil nas w balona, typu: badzie o tej godz w pubie, po czym my bylismy a on nie. innym razem potrafil 10 razy dziennie dzwonic, ze chce teraz wyskoczyc na miasto na impreze. troche nas to zaczelo meczyc. szczegolnie tego mojego kumpla (co 2 lata znamy sie). mnie tez zaczelo meczyc ale troche mialem ze tak powiem - dystans do tego. bo ja tego goscia znalem dluzej (chocby uprawiamy ta sama dyscypline sportu, noi on mieszka blisko mojego osiedla - natomiast moj kumepl jest z akademikow) niz moj kumpel. Moj kumpel zaczal sie obrazac, nie odbierac telefonow jak tamten do nas dzwonil, z pytankiem, czy dzis imprezujemy. spoko. ok. znowu trzymalismy sie we 2 bardziej. postanowilismy sami latac po klubach.
i w czasie takiego jednego spotkania stalo sie. umowilismy sie w pubie X o godzinie Y. nie okreslismy dokladnie miejsca w srodku. noi ja przyszedlem. czekalem podparty prawie tuz przy schodach wejsciowych, zeby patrzec jednoczesnie na parkiet (czy tam jest) i na wejscie (czy wchodzi). czekam, czekam... mija 1 potem 2 godzina. w koncu troche wkurzony jestem ale sie nie przejmuje tym zbytnio postanawiam ze zostaje sam i wychodze na parkiet. az tu nagle sie okazuje, ze przychodzi z konca 3 sali (za parkietem) moj kumpel. noi jest bardzo zly i obrazony na mnie. bo on tam czekal caly czas i sie nigdzie nie ruszal. proboje mu tlumaczyc ze nie napisalismy se gdzie DOKLADNIE a poza tym ja mialem oko na parkiet wiec mogl sie pokazac na parkiecie. on dalej obrazony mowi ze nie ma juz ochoty dzis na impreze. ja mowie: zostaje, jak chcesz to idz. noi se poszedl.
potem przez tydzien sie nie odzywa na gg. (normalnie gadamy codziennie pare razy).
w koncu umawiamy sie na impre. wpada nieoczekiwanie ten moj znajomy do trojcy. moj kumepl widzi jak z nim gadam, ze "napalam" sie: co slychac, itd... a moj kumel raczej go juz zlewa (za to, ze robil nam wystawki na impry wczesniejsze). ok.
gadamy normalnie.
mielismy jeszcze taka wspolna znajoma Z. nazwijmy, ze jest to powiedzmy sobie dziewczyna z ERASMUSA, nie-polka, wiec nie gadamy z nia po naszemu. ale znamy ja od poczatku tego roku i spotykamy sie srednio raz na 2-3 tygodnie.
a wiec... podczas jednego takiego spotkania (ja, moj kumpel, ta dziewczyna) w pubie nagle sie zbieramy do wyjscia i zgadnijcie, kto wpada.... ten moj "znajomy". ja oczywiscie sie ladnie witam, przedstawiam ta dziewczyne, kumpel sie tez wida ale go zlewa caly czas. ja gadam z nim chwile, opowiadamy se, co tam slychac u kogo. kumpel sie tak patrzy dziwnie na nas. wyglada na obrazonego lub zazdrosnego. nie wiem. potem jak my zmieniamy klub, zegnamy sie z tym "znajomym" kumpel mi wypowiada: "duzo straciles w moich oczach". ja, szok, zdziwiony, nie wiem co jest grane, proboje to od niego wyciagnac, on obrazony nie tlumaczy mi nic. w koncu cos tam mowi: ze latam i mam swieczki w oczach, jak tylko przyjdzie ten TRZECI do nas... no a kumpel jest obrazony i ma go w d... bo przeciez tyle razy nas wystawial na imprezkach. spoko, ja do kumpla: ze przeciez jaki ma problem nie musi gadac z tym trzecim, ja go znam dluzej wiec, gramy razem (sport), mieszka niedaleko mnie, nie moge po prostu GO TAK OLAĆ, miec w DUPIE jak kumepl. nie chciec sie przywitac, czy co. on chyba tego nie moze zrozumiec. wyglada na obrazonego.
po tym spotkaniu wlasciwie minelo 1,5 miesiaca i juz do mnie sie w ogole nie odezwal moj kumpel na gg. NIC. ZERO. zadnego wytlumaczenia.
ja sobie nie mam nic do zarzucenia, wiec tez nie pisalem nic do niego.
po tych 1,5 miesiaca spotykam go na hali do sportow zespolowych. i podchodze, witam sie i mowie czemu sie obraza a on ze sie nie obraza i taki zdziwiony jakby nie mial sobie nic do zarzucenia. noi potem na gg caly czas cisza... z jego i mojej str.
przedstawilem to z mojego pkt widzenia. i czy jest tu jakas moja w tym wina ?
czy tak sie ma skonczyc ta znajomosc ?