Jak naprawić to co sie posypało?
: 13 paź 2007, 14:46
Jakiś miesiąc temu rozstałam sie z chłopakiem. - standard chyba. On powiedział ze potrzebuje ode mnie odpocząc. Sypać zaczęło sie już wczesniej - 70% awantur to moja wina - nie potrzebna agresja (z tym udam sie do psychologa), fochanie sie za niezgrabnie sformułowane przez niego komplementy, doszukiwanie sie drugiego dna w tym co mowi, i ciągłe czepianie sie. on? - rzucanie ciuchow po pokoju jak sie spieszyl, ciagle siedzenie na kompie jak przyjezdzlam do niego na weekend, czasem i niedotrzymywanie obietnic.
ale jego głowny błąd to to że ze mna nie rozmawial, zaciskał zęby bo myslal ze tak trzeba, zamiast czasem na mnie po męsku fuknąc. wolal przytulic i uglaskac, a ta jego czulosc jeszcze bardziej mnie draznila. coraz bardziej czulam sie winna ze go ranie a nie umialam nic sama zmienic. kiedy cos mi nie pasowalo mowilam mu. ale z czasem, po kolejnych klotniach on przestal jakby sluchac, potakiwal - ja przez to jeszcze bardziej sie wkurzalam, chcialam rozmowy. i konczylo sie awantura bo czulam ze slucha tylko gdy krzycze, a czasem awantura byla skutkiem zlego odebrania tego co druga strona pwoiedziala...
w pewnym momencie stwierdzil ze ma dosc. po moim glupim smsie. powiedzial w koncu ze od dawna sie zbieralo i czara goryczy sie przelala. w swej glupocie nie zauwazylam nawet tego. ani tego jak bardzo przez rok stal mi sie bliski. pare kwestii sobie wyjasnilismy - stwierdzil ze za duzo informacji naraz, on inaczej odbieral pewne moje zachowania, nie wiedzial o moich marzeniach, planach z nami zwiazanych. to co mu pokazalam to tylko ta gorsza strona mnie, tych dobrych cech tez troche bylo, ale jego zdaniem nie przewazaly. wiem ze te pierdoly ktore nas podzilily to byly tylko drobnostki - wszystko byylo kwestia dogadania sie w koncu a nie domyslania... to daloby sie naprawic..
wiec pytanie brzmi - co zrobic zeby dal mi szanse pokazac mu tą moją drugą stronę, naszą? mowi ze potrzebuje czasu - ale ja panicznie sie boje ze jak sie od niego odetne kompletnie - on zapomni o tym co bylo dobre. Chce sie zmienic - nie dla niego - sama mnie meczą moje wahania nastrojow, agresja, wyzywanie sie wylacznie na najblizszych. szukam wlasnie dobrego psychologa, zarobi na mnie troche bo problemow ze soba mam sporo. a do tego brak mi jego. oparcia ktore mi dawał, przytulenia... nie wiem jak sie zachowywac. jakies rady? wiem ze mnie kocha, tylko troche sila tej milosci w nim przygasla, zabraklo sil... odpuscic nie zamierzam, potrzebna mi strategia
ps: temat sie nie chcacy zamiescil 2 razy, prosze szanowna moderacje o usuniecie dubla
ale jego głowny błąd to to że ze mna nie rozmawial, zaciskał zęby bo myslal ze tak trzeba, zamiast czasem na mnie po męsku fuknąc. wolal przytulic i uglaskac, a ta jego czulosc jeszcze bardziej mnie draznila. coraz bardziej czulam sie winna ze go ranie a nie umialam nic sama zmienic. kiedy cos mi nie pasowalo mowilam mu. ale z czasem, po kolejnych klotniach on przestal jakby sluchac, potakiwal - ja przez to jeszcze bardziej sie wkurzalam, chcialam rozmowy. i konczylo sie awantura bo czulam ze slucha tylko gdy krzycze, a czasem awantura byla skutkiem zlego odebrania tego co druga strona pwoiedziala...
w pewnym momencie stwierdzil ze ma dosc. po moim glupim smsie. powiedzial w koncu ze od dawna sie zbieralo i czara goryczy sie przelala. w swej glupocie nie zauwazylam nawet tego. ani tego jak bardzo przez rok stal mi sie bliski. pare kwestii sobie wyjasnilismy - stwierdzil ze za duzo informacji naraz, on inaczej odbieral pewne moje zachowania, nie wiedzial o moich marzeniach, planach z nami zwiazanych. to co mu pokazalam to tylko ta gorsza strona mnie, tych dobrych cech tez troche bylo, ale jego zdaniem nie przewazaly. wiem ze te pierdoly ktore nas podzilily to byly tylko drobnostki - wszystko byylo kwestia dogadania sie w koncu a nie domyslania... to daloby sie naprawic..
wiec pytanie brzmi - co zrobic zeby dal mi szanse pokazac mu tą moją drugą stronę, naszą? mowi ze potrzebuje czasu - ale ja panicznie sie boje ze jak sie od niego odetne kompletnie - on zapomni o tym co bylo dobre. Chce sie zmienic - nie dla niego - sama mnie meczą moje wahania nastrojow, agresja, wyzywanie sie wylacznie na najblizszych. szukam wlasnie dobrego psychologa, zarobi na mnie troche bo problemow ze soba mam sporo. a do tego brak mi jego. oparcia ktore mi dawał, przytulenia... nie wiem jak sie zachowywac. jakies rady? wiem ze mnie kocha, tylko troche sila tej milosci w nim przygasla, zabraklo sil... odpuscic nie zamierzam, potrzebna mi strategia
ps: temat sie nie chcacy zamiescil 2 razy, prosze szanowna moderacje o usuniecie dubla