O nadziei (głupocie...) słów kilka
: 07 paź 2007, 23:51
Witam wszystkich.
Moja historia jest tak banalna, ze az glupio to pisac, ale chce to po prostu z siebie wyrzucic. Poznalem pewna dziewczyne. Typowe zauroczenie - nie moglem spac, jesc itp. Wydawalo mi sie, ze to minie. I w pewnej chwili myslalem, ze minelo. Ustalilismy, ze bedizemy ze soba, ale niczego sobie nie obiecywalisy, ani slowa o milosci. Po prostu mielismy byc ze soba, bo bylo nam dobrze. To bylo 5 miesiecy temu. Dzis sytuacja sie nieco zmienila. Ja sie w niej naprawde zakochalem - tzn kocham ja po prostu. A ona caly czas pozostawala przy naszej umowie, postanowilem z nia pogadac 'na serio'. Stwierdzila, ze jest jej ze mna dobrze, ale na pewno nie jestem jej wielka miloscia, ze nie wyobraza sobie rozstania, ale o milosci nie ma mowy. Pomyslalem, ze jest ze mna dla seksu, bo boi sie samotnosci i nudy. Wiec postanowilem sie rozstac. Nikt nie chce byc marionetka. Powiedzialem, ze nie chce sie dluzej angazowac i wole to skonczyc jak najszybicej, wtedy szybciej przestanie mnie bolec. Stwierdzilem, ze robie to dlatego, ze boje sie zranienia, ze nie jestem jakims chlopcem dla rozrywki. Ale tak naprawde pragne jej szczescia, chce, zeby poczula, co to milosc. A, jak sama twiedzi, ze mna tego uczucia nie zaznaje. Tylko kiedy mowilem, ze powinnismy sie rozstac, przyznala mi racje (co do powodow takze), ale zaczela... plakac. I mowic, ze nie wie, czy dobrze robimy, ze nie jest pewna. Ze na pewno nie znajdzie sobie innego chlopaka... Eh. Wiem, ze to glupie i moje marzenia to zyczenia scietej glowy, ale jednak iskierka sie we mnie tli. Postanowilismy jeszcze tego nie konczyc. Ale ja wiem, ze to kwestia czasu. Przez te pol godziny, kiedy juz nie bylismy razem, myslalem, ze sam sie zaraz rozplacze. Bedzie bolalo... Bardzo. Naprawde ja kocham i oddalbym wiele, zeby ona czula do mnie to samo. ale niestety. Zaluje, ze to sie w ogole zaczelo. Wiem, ze nie ma co sobie robic nadziei, ale serce jest glupie... Moze jednak...
Wiec jesli jestescie w podbnej sytuacji i macie pewnosc, ze wielkiej milosci z tego nie bedzie - odpusccie sobie.
Moja historia jest tak banalna, ze az glupio to pisac, ale chce to po prostu z siebie wyrzucic. Poznalem pewna dziewczyne. Typowe zauroczenie - nie moglem spac, jesc itp. Wydawalo mi sie, ze to minie. I w pewnej chwili myslalem, ze minelo. Ustalilismy, ze bedizemy ze soba, ale niczego sobie nie obiecywalisy, ani slowa o milosci. Po prostu mielismy byc ze soba, bo bylo nam dobrze. To bylo 5 miesiecy temu. Dzis sytuacja sie nieco zmienila. Ja sie w niej naprawde zakochalem - tzn kocham ja po prostu. A ona caly czas pozostawala przy naszej umowie, postanowilem z nia pogadac 'na serio'. Stwierdzila, ze jest jej ze mna dobrze, ale na pewno nie jestem jej wielka miloscia, ze nie wyobraza sobie rozstania, ale o milosci nie ma mowy. Pomyslalem, ze jest ze mna dla seksu, bo boi sie samotnosci i nudy. Wiec postanowilem sie rozstac. Nikt nie chce byc marionetka. Powiedzialem, ze nie chce sie dluzej angazowac i wole to skonczyc jak najszybicej, wtedy szybciej przestanie mnie bolec. Stwierdzilem, ze robie to dlatego, ze boje sie zranienia, ze nie jestem jakims chlopcem dla rozrywki. Ale tak naprawde pragne jej szczescia, chce, zeby poczula, co to milosc. A, jak sama twiedzi, ze mna tego uczucia nie zaznaje. Tylko kiedy mowilem, ze powinnismy sie rozstac, przyznala mi racje (co do powodow takze), ale zaczela... plakac. I mowic, ze nie wie, czy dobrze robimy, ze nie jest pewna. Ze na pewno nie znajdzie sobie innego chlopaka... Eh. Wiem, ze to glupie i moje marzenia to zyczenia scietej glowy, ale jednak iskierka sie we mnie tli. Postanowilismy jeszcze tego nie konczyc. Ale ja wiem, ze to kwestia czasu. Przez te pol godziny, kiedy juz nie bylismy razem, myslalem, ze sam sie zaraz rozplacze. Bedzie bolalo... Bardzo. Naprawde ja kocham i oddalbym wiele, zeby ona czula do mnie to samo. ale niestety. Zaluje, ze to sie w ogole zaczelo. Wiem, ze nie ma co sobie robic nadziei, ale serce jest glupie... Moze jednak...
Wiec jesli jestescie w podbnej sytuacji i macie pewnosc, ze wielkiej milosci z tego nie bedzie - odpusccie sobie.