Nieszczęście w szczęściu
: 21 wrz 2007, 22:37
Jestem żonaty. Mamy dwoje dzieci. Kocham moją żonę. Czy to wystarczy do szczęścia?
W czym rzecz? Moja żona do niedawna była kurką domową, matką-polką z widoczną nadwagą, która nie miała w ogóle ochoty na seks. Ja jestem facetem, który zawsze bardzo uczestniczył w życiu rodzinnym, jestem bardzo zaangażowanym tatusiem, ale byłem jednocześnie nieszczęśliwy jako mąż i kochanek. Chciałem od życia dużo więcej niż beznamiętny seks (ze strony partnerki) raz na miesiąc i to po dość skomplikowanych zabiegach. Byłem prawie pewien, że żona kogoś ma.
Myliłem się. Po zmianie metody antykoncepcji (z pigułek na wkładkę) moja kurka domowa nagle stała się boginią seksu! Mało tego. Po pewnym czasie zaczęła sie intensywnie odchudzać (straciła ponad 20 kg!) i jest baaaaardzo przystojną i nader seksowną kobietą. Szaleję za nią. mam wrażenie, jakbym przeżywał romans z piękną i seksowną kobietą, ale bez wyrzutów sumienia, bo nie zdradzam żony! Czy to szczęście?
No i tu napotykam na problem, z którym nie daję sobie rady. Teraz ja jestem ciepłym kapciem. Siedzę sam w domu z dziećmi, kiedy ona regularnie chodzi na imprezy, na których faceci się nią bardzo interesują i, co tu dużo mówić, wyrywają. Ma nawet przyjaciela faceta, kolegę z pracy. Coraz więcej domowych obowiązków domowych spada na mnie. Jestem bardzo wyrozumiały i z radością ułatwiam jej wiele spraw, żeby mogła się bawić, być po prostu szczęśliwa. Przyznaję, jestem jednak bardzo zazdrosny. Walczę z tym uczuciem, bo jej ufam. Ale, może jestem jednak nierozważny, może pcham ją w ramiona innych facetów. Szczególnie, że moja żona jest raczej z natury poligamistką, z czym jak na razie skutecznie walczy. Boję się. Boję się, że starając się być dla niej kochanym mężem, tak naprawdę podcinam gałąź, na której siedzę.
Ciekawy jestem Waszych opinii.
W czym rzecz? Moja żona do niedawna była kurką domową, matką-polką z widoczną nadwagą, która nie miała w ogóle ochoty na seks. Ja jestem facetem, który zawsze bardzo uczestniczył w życiu rodzinnym, jestem bardzo zaangażowanym tatusiem, ale byłem jednocześnie nieszczęśliwy jako mąż i kochanek. Chciałem od życia dużo więcej niż beznamiętny seks (ze strony partnerki) raz na miesiąc i to po dość skomplikowanych zabiegach. Byłem prawie pewien, że żona kogoś ma.
Myliłem się. Po zmianie metody antykoncepcji (z pigułek na wkładkę) moja kurka domowa nagle stała się boginią seksu! Mało tego. Po pewnym czasie zaczęła sie intensywnie odchudzać (straciła ponad 20 kg!) i jest baaaaardzo przystojną i nader seksowną kobietą. Szaleję za nią. mam wrażenie, jakbym przeżywał romans z piękną i seksowną kobietą, ale bez wyrzutów sumienia, bo nie zdradzam żony! Czy to szczęście?
No i tu napotykam na problem, z którym nie daję sobie rady. Teraz ja jestem ciepłym kapciem. Siedzę sam w domu z dziećmi, kiedy ona regularnie chodzi na imprezy, na których faceci się nią bardzo interesują i, co tu dużo mówić, wyrywają. Ma nawet przyjaciela faceta, kolegę z pracy. Coraz więcej domowych obowiązków domowych spada na mnie. Jestem bardzo wyrozumiały i z radością ułatwiam jej wiele spraw, żeby mogła się bawić, być po prostu szczęśliwa. Przyznaję, jestem jednak bardzo zazdrosny. Walczę z tym uczuciem, bo jej ufam. Ale, może jestem jednak nierozważny, może pcham ją w ramiona innych facetów. Szczególnie, że moja żona jest raczej z natury poligamistką, z czym jak na razie skutecznie walczy. Boję się. Boję się, że starając się być dla niej kochanym mężem, tak naprawdę podcinam gałąź, na której siedzę.
Ciekawy jestem Waszych opinii.