Rzecz w tym, ze zerwala ze mna dziewczyna, ruszylo mnie to i to ostro, bo jestem zakochany (nie zauroczony... jeszcze w miare panuje nad tym co robie:)). Znalismy sie od jakiegos roku ze szkoly. Bylismy razem 3 miesiace, a gdzies tak po 2 powiedzialem jej, ze ja kocham (i tu chyba byl moj blad...), teraz jak na to patrze, widze tez, ze jestem zakochany, a nie KOCHALEM. Popelnilem tez kilka bledow, nie przejmujac sie jej fochami i obrazaniem sie (badz madry i wiedz kiedy robi Ci sprawdzian, a kiedy naprawde jest jej przykro... nie potrafilem tego dokladnie wyczuc). Wiedzialem, ze nie czuje tego co ja, ale dawala mi znac, ze jej na mnie zalezy, ja jej tez oczywiscie. Myslalem, ze jst nam ze soba dobrze, zdazyly sie klutnie, ale szybko z nich wychodzilismy. Dzis spotkalismy sie wieczorem, i jak sama stwierdzila, nie powinnismy byc razem, bo nic do mnie nie czuje i nie chce mnie ranic (wie przeciez, ze ja jestem zakochany i takie nieodwzajemnione uczucie tez boli, dzien wczsniej ja wkurzylem, po czym przyznalem sie do bledu i przeprosilem, a to mi sie zadko zdazalo...). Rozmawialismy troche o tym, objgu nam poplynely lzy, przytulilismy sie, posiedzielismy jeszcze pol godziny i odprowadzilem ja do domu. Na pozegnanie usmiech i jeszcze raz sie usciskalismy. Generalnie chyba wszystko bylo tak jak byc powinno, nie skamlalem, nie prosilem o wybaczenie itp., bo taki nie jestem. Rozstalismy sie w przyjazni.
Najgorsze jest to, ze naprawde mi na niej zalezy, ale z moich wczesniejszych doswiadczen wynikalo, ze kiedy bylem tak naprawde do konca soba od samego poczatku, czyli w zasadzie spokojnym, troche romantycznym, troche postrzelonym czubkiem (w pozytwnym tego slowa znaczeniu.... chyba...

Troche przegladalem forum, i zauwazylem kilka tematow, z ktorych moglby czerpac pomysly, wiedze i ogolne rady dotyczace tego co moglbym teraz zrobic.
A powiem szczerze, ze naprawde bardzo chcialbym to jakos cofnac, lecz jesli naprawde sie nie da... trudno, za jakis czas mi pewnie przejdzie, choc to cholernie nieprzyjemne uczucie.
Ktos napisal, nie pamietam kto, ze jesli czujesz, ze chcesz i masz do tego sile, powinienes walczyc. Schrzanilem, i chce to naprawic, a przynajmniej sprobowac, bo trwalej przyjazni z naszej znajomosci nie bedzie (nie wytrzymal bym za dlugo siedzac obok niej i nie moc jej mocno przytulic, czy pocalowac).
Ona, z tego co zaobserwowalem, chce ciagle sie ze mna przyjaznic, co uwazam daje mi pewna szanse na to, zeby teraz juz bez zadnych poronionych wstawek i udwania, zaprezentowac to jaki jestem (w szkole zanim ze soba zacelismy chodzic, nie rozmawialismy za duzo). A powiem szczerze, ze swiadomie wstrzymywalem sie czesto gesto od mowienia jej jak bardzo mi na niej zalezy, ze za nia tesknie, czy tez ze po prostu ladnie dzis wyglada (nie pytajcie skad wziolem takie pomysly, bo to wymagalo by zalozenia drugigo tematu juz), a jest ona typem dziewczyny, ktory tego potrzebuje bardziej niz te, z ktorymi sie kumpluje, czy z ktorymi bylem wczesniej.
Jak mowilem, kontaktu raczej nie zerwiemy, a niedlugo bede musial sie z nia zobaczyc, bo zostawilem u niej kapcie (troche to smieszne, ale tak wlasnie jest:P), co uwazam juz za dobra okazje, by pokazac kilka cech, a mianowicie to, ze: mimo rozstania jestem w pozytywnym nastroju, mam teraz malo wolnego czasu z powodu wielu ciekawych zajec (po maturze, mam juz wakacje :p), nie zlewam tego, ze cos ja troche zakluje, bede zabawny i rozmowny, ale ani slowem nie wspomne o tym bysmy do siebie wrocili. Jesli sie nie myle, to ona musi zatesknic za tym uczuciem, ze ma mnie blisko i zdac sobie sprawe, ze gdybysmy znowu byli razem, bede dla niej lepszy/milszy/bardziej rozrywkowy. Zamierzam pokazac jej wlasnie te cechy, a potem urwac troche kontakt, by sprawdzic, czy chociaz troche teskni, i czy warto dalej cos probowac robic w tym kierunku.
Troche namotalem, ale mam nadzieje, ze ktos kto to przeczyta i daj Boze, nie pogubi sie w mojej paplaninie, wyglosi swoja opinie (lub cos sam doradzi) na temat moich zamiarow.
Z gory DZIEKI!