potrzebuje rady ludzi bardziej doświadczonych. Byłem z kobieta przez dlugi czas, prawie 3 lata. Postanowilismy się rozstac, w zgodzie. Stwierdziliśmy, ze nie pasujemy do siebie.
Jednak nie jest tak, ze w ogole nie zalezy mi na losie tej dziewczyny. Czuje się za nia nadal jakby odpowiedzilany. Pochodzi z patologicznej rodziny, matka nie zyje, ojciec alkoholik, nie ma praktycznie bliskich i domu rodzinnego (dosłownie i w przenosni), nie może na nikogo liczyc w trudnych chwilach, jest zdana jedynie na siebie. Do tego mieszka sama w akademiku.
Dlugo wahalem się, czy konczyc ten związek wlasnie ze względu na jej sytuacje, chociaż od dłuższego już czasu nie układało nam się. Ona i ja wiedzieliśmy, ze tak naprawde meczymy się razem, a trzyma nas przy sobie jej strach przed samotnością i moje wygodnictwo. Postanowilem jednak to zakończyć i „dac jej szanse” na poznanie kogos, z kim stworzy prawdziwy, oparty na miłości związek. Przyznala mi racje i rozstaliśmy się.
Wiem, ze nie jest jej latwo, a wrecz bardzo ciezko. Podkreslam, ze jest zdana jedynie na siebie, ma jedna przyjaciółkę, która obecnie jest zaangazowana w swoje sprawy i nie ma zbyt wiele czasu, by jej go poświęcać. Chciałbym jej jakos pomoc, ale wiem, czym to się może skonczyc [nadzieje, powroty itp.]... Mimo wszystko czuje pewne wyrzuty sumienia, trudno mi przejść nad ta sprawa do porzadku dziennego. Oczywiście o miłości nie ma mowy, to nie ta historia, gdzie nagle zrozumialem, ze ja kocham po rozstaniu

Sadzicie, ze powinienem spróbować pomoc jej jakims dobrym slowem, dodac otuchy, czy pozwolic jej samej spróbować się z tym uporać?
Dzieki za wszelkie rady.