Witam,
Będzie to raczej długa historia ... Dowiedziałem się tydzień temu, że żona mnie zdradza (jest młodsza ode mnie o 2 lata).
Ślub wzięliśmy niecałe dwa lata temu, jesteśmy ze sobą w sumie ponad 6 lat. Pierwsze dwa lata znajomości były raczej burzliwe, ale doszliśmy do całkiem niezłej harmonii - od tamtego czasu było naprawdę dobrze pomijając kilka sprzeczek i kłótni, ale kto ich nie ma?
Jakieś pół roku temu żona miała strasznie stresujący okres - egazminy, itp. W każdym razie kiepsko sobie z nim radziła. Starałem się jej pomóc zabierając ją na weekendy w góry, czy gdziekolwiek żeby wyjechała i odprężyła się. Ale i tak często miała zły humor - wracała do domu i robiła awanturę o byle co tylko po co, żeby się wyżyć na kimś. A to naczynia nie umyte i wrzask na całego, a to coś równie idiotycznego. W każdym razie zawsze starałem się być wyrozumiały i uspokajałem ją - do czasu aż nie przesadziła. "Skur**** jesteś bo to bo tamto" itp. doprowadzało mnie do szewskiej pasji i kończyło się na tym, że musiałem się wykrzyczeć, żeby uspokoić się. Bezpodstawnie oskarżała mnie o to, że się obijam, tego typu bzdury - szukała zaczepki na siłę, czego niezrobiłbym to i tak oberwałoby mi się. Do tego doszło jeszcze to, że chciała koniecznie iść na dosyć drogie studia (wieczorowo) jeśli na dzienne się nie dostanie (to jako drugi kierunek). Prawda jest taka, że nie uczyła się na ten egzamin tyle ile powinna - z góry założyła, że zapewnię jej każdą jej zachciankę. Gdyby ona naprawdę postarała się zdać, czy chociaż udawałaby że chce to jakoś udałoby się to zrobić. Tłumaczyłem jej: "Przyłóż się do książek chociaż przez te dwa ostatnie tygodnie - jak się nie dostaniesz to zapłacę za wieczorowe - ale jak nie ruszysz książek to nie ma zmiłuj." Ona te dwa tygodnie spędzała na spotykaniu się z koleżankami, łażeniem po sklepach z ciuchami itp. Olała wszystko ciepłym strumieniem. Naturalnie nawet nie była blisko uzyskania wymaganej ilości punktów, więc konto w banku zostało nie naruszone. Obraziła się, pokrzyczała, poklęła, ale w końcu po dwóch tygodniach dogadaliśmy się. Od tamtego czasu do zeszłego tygodnia było naprawdę świetnie - wszystko układało się tak jak powinno. Co prawda jakieś 2-3 miesiące temu zacząłem mieć podejrzenia, ale nie oskarżałem jej bez dowodów - w końcu zapewniała mnie o swojej miłości i była naprawdę kochaną żoną.
Dodam jeszcze, że oboje mamy nietypowe spojrzenie i apetyt na seks - lubimy spotykać się w trójkątach czy czworokątach z kobietami i mężczyznami. Akceptowaliśmy to, ufaliśmy sobie i ustaliliśmy kilka zasad typu zawsze robimy to razem, o wszystkim sobie mówimy, jak jedno z nas niechce to nic na siłę itp. Gdybym był poza domem i poznał kobietę z którą mógłbym pójść do łóżka to wiem, że gdybym zadzwonił do niej przez spotkaniem i zapytał czy mogę powiedziałaby "Tak." W każdym razie ufaliśmy sobie w pełni - nigdy też tego zaufania nie nadużywaliśmy. Przed poznaniem obecnej żony nie byłem specjalnie wierny swojej eks - co prawda zawsze dzwoniłem z nią zerwać przed spotkaniem z inną dziewczyną, ale nie jestem z tego specjalnie dumny. Żony w każdym razie nigdy nie zdradziłem ani nie okłamałem. Mówiłem jej wszystko - dosłownie. Ona też - do czasu.
Od ponad roku spotykaliśmy się z takim jednym chłopakiem. Jest ciotowaty, niezbyt przystojny, ale miły, wychowany i dobrze ułożony - no i lubi to co my. Któregoś dnia żona postanowiła pogrzebać mi w poczcie na komputerze - znalazła emaila do dziewczyny, którą próbowałem namówić na współny seks z nami - niestety była hetero i nic z tego nie wyszło, nigdy w życiu jej nie widziałem na żywo i do niczego nigdy nie doszło... ale żona czytała maila na szybko i zamiast "dzięki za dotrzymanie mi towarzystwa w ten nudny internetowy wieczór" zrozumiała, że się z nią spotkałem. To było mniej więcej jakieś 2-3 miesiące temu.
Wzięła za telefon i zadzwoniła do tego naszego znajomego i wypytywała go czy przypadkiem on ze mną i z tą dziewczyną się nie spotyka - on zaprzeczył. Przez jakiś czas SMSowali i dzwonili do siebie bez mojej wiedzy - czułem że coś jest nie tak bo inaczej się zachowywała, ale równie dobrze stresy naukowe mogły to wywołać, więc obserwowałem ją dalej (nie szpiegowałem
Pewnego wieczoru (chyba czwartek w zeszłym tygodniu) siedziałem sobie przed telewizorem późno w nocy i czekałem aż sen mnie zmorzy. Coś mnie w pewnym momencie tknęło i wstałem i poszedłem do jej telefonu - patrzę a tam SMS od niego o treści "Kiedy możesz ..." Zatkało mnie... Obudziłem ją o 4-5 rano i pytam o co chodzi. Tłumaczyła, że myślała że ją zdradzam i spotkała się z nim na kawie, żeby tylko porozmawiać. Cały piątek zapewniała mnie, że nic z nim nie robiła. Ja jej powiedziałem, że jej nie wierzę, nie potrafię z tym żyć i kończymy naszą znajomość rozwodem. Jej przyjaciółka też o niczym nie wiedziała i spotkała się z nami. Poszedłem z nią porozmawiać i przedstawiłem jej wszystkie "dowody", łącznie z jąkaniem się tego znajomego przez telefon wcześniej tego dnia w stylu "tylko raz się widzialiśmy na kawie", aż do "spotykaliśmy się kilka razy w wiadomym celu". Mówiłem, że jest ciotowaty i rzeczywiście - tajemnicy to on dochować nie potrafi. Przyjaciółka w szoku była! "Przecież Twoja żona nigdy w życiu nikogo nie zdradziła - nawet gdy ją zdradzali!" itp. W każdym razie wkurzyła się na żonę i poszły pogadać - żona przyznała się jej do wszystkiego a potem powiedziała to wszystko mi. Powiedziała wszystko co pamiętała - znajomy na "przesłuchaniu" nic więcej nie wygadał, więc zakładamy z przyjaciółką, że powiedzieli wszystko.
Żona jest zrozpaczona, błaga mnie abym jej nie zostawił, mówi, że nigdy więcej się to niepowtórzy, itp. Ja natomiast mam złamane serce i nie wiem co robić. Jesteśmy naprawdę zboczeni, więc z jednej strony podnieca mnie to że sypiała z nim bez mojej obecności, ale z drugiej zawiodła mnie na całej linii! Przysięgaliśmy sobie, że gdyby chciała mnie zdradzić to najpierw zadzwoni i mi powie, że idzie zrobić to i tamto - zgodziłbym się tak jak i ona. Pozwalaliśmy sobie na wszystko - a tutaj takie kłamstwo. Tak naprawdę nie przeszkadza mi że ona spała z nim - tylko to że kłamała, zrobiła to bez mojej wiedzy i oszukała mnie. Zaaranżowałem spotkanie z tym znajomym, aby przyszedł do nas na upojny wieczór, a ja przed spotkaniem wyszkoczyłem do sklepu "kupić fajki" czy jakiś inny bezsensowny powód. Spotkałem się z nim przed domem i powiedziałem, że ma ją namówić do seksu beze mnie. Oczywiście wszystko nagrałem - żona odpychała go, mówiła, że w trójkącie ok, ale nigdy więcej mi tego nie zrobi. Wkurzyło mnie to jak cholera - gdyby znowu to zrobiła to zostawiłbym ją bez zastanowienia, a teraz to może ona rzeczywiście żałuje to co zrobiła i mówi prawdę że nic takiego więcej się nie powtórzy?
Kocham ją nadal, boli mnie serce, od tygodnia nic nie jem, palę dwie paczki dziennie, serce chodzi mi cały czas na zwiększonych obrotach i często mnie klatka piersiowa w okolicach serca boli. Nie mogę spać, cały czas płaczę i nie wiem co robić. Wiem poza tym, że nigdy już nie znajdę tak otwartej kobiety, która zaakceptuje moje zachcianki jak seks z 2-3 kobietami itp.
Zostać z nią dla wątpliwej miłości i seksu? Rozwieść się? Zabić? Wszystko jest do rozważenia, a ja jestem całkiem zagubiony - nikt jeszcze nigdy mnie tak nie zranił - nigdy.
:567: :567: :567: :567: :567: :567: :567: :567: :567:
Błagam o przeczytanie całości i z góry przepraszam za długość...[/i]