
Nieco ponad pół roku temu poznałem pewną kobietę, która pracuje w pobliżu mojego miejsca pracy.
Gdy ujrzałem ją po raz pierwszy, drugi a potem trzeci itd. zapragnąłem ją poznać. I tak też zrobiłem, któregoś dnia podszedłem do niej gdy szła z autobusu do pracy i zaczęliśmy rozmawiać.
Nie raz jeździliśmy razem autobusem do pracy, teraz już jednak nie, bo ona pracuje albo od 8 albo od 12, ja zaś od 10 zawsze.
Po pewnym czasie dowiedziałem się że ona nie chce się z nikim wiązać…
Kolejna sprawa to, to że jest starsza ode mnie… o 6-7 lat… ( mam 22 lata jakby co )
Ale nie przejmowałem się tym, przynajmniej tym drugim… w końcu zaproponowałem abyśmy się gdzieś wybrali… jak nie trudno się domyśleć odmówiła jako powód podała to iż nie chce się umawiać na randki, powiedziała żebym się nie obraził ale nie umówi się ze mną… nie było żadnych uwag pod moim adresem, np. że nie jestem w jej typie czy coś… nie dawałem jednak za wygraną.
Kolejny cios przyszedł gdy prawie codziennie siedział u niej jakiś koleś… kolega jak to mówiła, odwoził ją zawsze samochodem do domu, a ja wpadałem tam z nadzieją że może razem będziemy wracać, ale nie bo on bywał u niej codziennie.
Już mówiłem że dam sobie spokój z nią… ale to były tylko puste słowa rzucane na wiatr… bo ja nawet przez chwilę nie miałem zamiaru zrezygnować!
I tak zachodziłem do niej co jakiś czas.
Któregoś dnia miała urodziny, złożyłem jej życzenia, uściskałem delikatnie, pocałowałem w policzek mimo że nie myślałem aby to zrobić wcześniej ( pewnie dlatego że się bałem tak zrobić )… ten pocałunek w policzek to był chyba taki nieświadomy odruch, mimowolny po prostu naszło mnie i już
Tego samego dnia dowiedziałem się że jakiś koleś zaproponował jej randkę ale odmówiła.
Dowiedziałem się również że koleś który do niej przyjeżdża to tylko kolega i że ma dziewczynę ( sama mi to powiedziała ). Jak nie trudno się domyśleć ucieszyła mnie ta wiadomość i to bardzo
Nie wiem czy się jej podobam, nie umiem poznać w ogóle u żadnej kobiety tego czy się podobam czy nie…
Trochę o niej : inteligentna, sympatyczna, zadbana, dojrzała, kulturalna, szczera, otwarta, pewna siebie… piękna… uśmiechnięta, zadowolona raczej zawsze.
Jak się zachowuje? Cóż… gdy do niej wchodzę lub podchodzę zawsze się uśmiecha, zadaje pytania, mówi o sobie, opowiedziała mi o tym że tak jak ja, nie ma rodziców i mieszka sama.
Spoglądałem jej nie raz w oczy w trakcie rozmowy, odważyłem się na to, żadne z nas nie uciekało ze wzrokiem. Gdy na chwilę zapadnie cisza, po chwili zadaje jakieś pytanie, odpowiadam i ciągnę dalej temat… no staram się bo czasem mam trudności z wymyśleniem tematu do rozmowy i raczej małomówny jestem, sama mi nawet kiedyś powiedziała że jestem trochę nieśmiały.
Wie ile mam lat, bo pytała. Wie że nie mam dziewczyny i że nie spotykam się z nikim bo o to również pytała… zasugerowała mi nawet że powinienem spotykać się z kimś bo młody jeszcze jestem ( dokładnie takich słów użyła ). Nie chciałem za dużo odpowiadać na to bo jeszcze palnął bym jakieś głupstwo…
I powiedzcie mi, czy ja mam właściwe odczucie? Czy dobrze sądzę uważając że to samo się prosi aby uważać iż podobam się jej?
Bo czasem mam takie uczucie i jestem wtedy bardzo zadowolony, ale czasem też jestem przekonany że to nie ma szans… że nie jest mną zainteresowana.
Przecież ona może ma takie podejście? Zawsze zadowolona i uśmiechnięta… ale te uśmiechy jej za każdym razem gdy wchodzę lub zobaczy mnie… ehhh… coś pięknego
Dziś również trochę rozmawialiśmy, podeszła do jakiejś babki która pracowała również obok, stały i rozmawiały, gdy tamta druga na chwilę odeszła, podszedłem i zaczęliśmy rozmowę.
Potem wróciła do miejsca pracy, i wyszła po chwili znowu, stała sama, więc skorzystałem z okazji i podszedłem, zamieniliśmy dosłownie kilka słów i potem zapadła cisza.
Stałem prawie że przed nią, oboje się rozglądaliśmy, ja co chwila spoglądałem na nią… w pewnym momencie zrobiła kilka kroków do przodu tak że stała bokiem do mnie i rozglądała się przed siebie.
W tym momencie odczułem… że coś jakby nie tak jest, że jestem jej obojętny? że nie chciała abym jej na twarz patrzał? że nie chciała patrzeć na mnie?
To trwało tylko chwilę bo za raz przyszła jej szefowa i musiała iść.
Pierwsza taka sytuacja, pierwszy raz to się zdarzyło i ja już sądzę że coś nie tak jest… czy to qźwa normalne?
Przecież to chyba taka błahostka…? przecież chyba może sobie chcieć postać chwilę w milczeniu nie patrząc na mnie? To chyba normalne…?
Czy ja to aby nie nadinterpretuje? Czy aby nie szukam problemu tam gdzie go nie ma?
Więc powiedzcie mi… czy ja szukam dziury w całym?

A może to przez mój brak wiary w siebie? Brak wiary w to że mógłbym obudzić w jakiejś kobiecie uczucia? Może dlatego tak myślę?
Czy ze mną jest coś qźwa nie tak że tak czasem myślę?

Czy jest sens dalej trwać w tym i starać się o nią? Zbliżać się do niej małymi kroczkami?
I co sądzicie o tej różnicy wieku? Dla mnie to nie problem, bo przecież nie to się liczy.
Bardzo to wszystko przeżywam… już parę razy miałem łzy w oczach z jej powodu… ale zdarzało mi się też że byłem szczęśliwy… jak nigdy tylko z tego powodu że ją poznałem… że zakochałem się w niej…
Przepraszam za długiego posta... chciałem wszystko opisać w miarę dokładnie.