Parę dni temu żona powiedziała mi o tym, że podczas mojej nieobecności w domu spotkała się ze swoim byłym chłopakiem. Jesteśmy już ze sobą prawie siedem lat z czego cztery lata po ślubie. Mamy małe dziecko. Po pół roku znajomości zamieszkaliśmy ze sobą. Wszystko było do tej pory super. Doskonale się rozumieliśmy. Spędziliśmy mnóstwo super chwil, których nigdy nie zapomnę.
Ona czasami przypadkowo spotykała się ze swoim byłym chłopakiem ponieważ pochodzą z tego samego małego miasteczka. Nawet ja go poznałem. Miałem zawsze do żony pełne zaufanie i nigdy nie myślałem, że w końcu się z nim spotka w naszym gniazdku oddalonym o kilkaset kilometrów od jego miejsca zamieszkania. On przyjechał do niej, spędzili wieczór przy świecach, całowali się. Nocował. Podobno nic więcej nie było oprócz pocałunków. Spał w innym pokoju. Chciał czegoś więcej ale ona się nie zgodziła. Tak wynika z jej relacji. Nie potrafię jej uwierzyć do końca. Coś mi mówi, że na pocałunkach się nie skończyło. Mimo, że później tego żałowała na drugi dzień, kiedy odjeżdzał, czule się pożegnali.
Jak mi to opowiadała to płakała. Widziałem, że żałuje tego co zrobiła. Porozmawailiśmy sobie szczerze (tak mi sięwydaje). Kupiłem jej bukiet róż, spędziliśmy potem kilka cudownych wieczorów i nocy.
Ale ona ciągle z nim SMSuje. Niby piszą o głupstwach, chociaż ja jeszcze nie widziałem żadenej ich korespondencji. Ma jego numer w komórce. Mówi, że rozmawiają po koleżeńsku, że ona nigdy więcej już nie popełni tego samego błedu, że ja i dziecko jesteśmy jej całym życiem. Ale nie ufam już jej do końca. Nie wiem czy mówi prawdę.
Co robić